Żywe lalki
Nie jestem feministką
– odżegnuje się tak wiele kobiet, zapominając, iż to, że mogą dziś żyć
tak, jak żyją, zawdzięczają 200-letniej walce kobiet o swoje prawa. Jest
to smutne, zwłaszcza, że mimo postępu, jaki się dokonał w tej kwestii,
nadal jest tak wiele rzeczy do zrobienia. Nadal kobiety są mniejszością w
polityce, w biznesie, zarabiają mniej od mężczyzn, mają trudniej na
rynku pracy. Problemy kobiet są marginalizowane: przemoc w rodzinie,
kwestie rozrodczości? Zajmijmy się czymś ważniejszym – mówią
politycy-mężczyźni. To ciągle się dzieje, co więcej, jeśli się nad tym
zastanowić, to jest gorzej, niż kilkadziesiąt lat temu! Dlaczego? Nadal
kobietę postrzega się wyłącznie przez pryzmat seksu i atrakcyjności
seksualnej, a dzięki wszechobecnym mediom nacisk na kobiety, aby
odpowiadały jedynie słusznemu wizerunkowi jest o wiele większy, niż
kiedyś. To główna teza książki brytyjskiej feministki Natashy Walter.
Autorka pisze m.in. o klubach lap dance, o pornografii, o seksie, który
stał się dzisiaj nowym bóstwem. Kiedyś kobiety miały do wyboru
przynajmniej dwa wzorce: idealnej żony i matki lub kobiety upadłej. Dziś
w zasadzie wszystkie kobiety mają przymus być demonami seksu –
obojętnie od tego kim są i co robią, niezależnie od tego, czy są
gimnazjalistkami, matkami, bizneswoman, lekarkami, polityczkami...
Walker pisze jak to wygląda w Wielkiej Brytanii, ale czy naprawdę trzeba
się wysilać, żeby znaleźć przykłady w naszym kraju? Poczynając od pism
dla kobiet, stereotypowych reklam, seriali telewizyjnych, wszystko
krzyczy: istota płci żeńskiej ma być ATRAKCYJNA i SEKSOWNA. Koniec
kropka. To główne kryterium oceny kobiety. Cytuję wypowiedź Tatiany Okupnik z programu X Factor: ale dużo panów lubi sztuczne lalki.
Te wszystkie programy, które mówią kobietom, że jeśli nie mają faceta,
to na pewno głównym tego powodem jest to, że nie są dość atrakcyjne. I
wystarczy znaleźć im fajne ciuchy, zrobić makijaż, fryzurę, ewentualnie
nauczyć jak flirtować (czyli udawać seksowną) i problem się rozwiąże.
Lansuje się w nich oczywiście tradycyjny model kobiecości: sukienki,
szpilki, dekolty. W trudniejszych przypadkach wkracza odchudzanie,
operacje plastyczne, etc. Czy ktoś w ten sposób, przez pryzmat wyglądu
ocenia mężczyzn? A czy z naszego podwórka nie znamy przypadków
lekceważących komentarzy odnoszących się do wyglądu polityczek? Kobiety angażujące się w politykę albo mają autorytet i są niekobiece, albo odwrotnie
(czyli są kobiece, ale niekompetentne) – tak jakby jedno z drugim się
wykluczało. Dość wspomnieć minister Muchę, której ciągle wypomina się
urodę, a zarazem brak kompetencji, żeby sprawować stanowisko ministra
sportu. Sport i polityka to przecież męska sprawa! Tak, jakby kobiety
sportu nie uprawiały i jakby ci wszyscy poprzedni ministrowie sportu
(mężczyźni) wykazywali się jakimikolwiek kompetencjami!
Niestety trudno nie zgodzić się ze
zjawiskami opisywanymi przez Walker i popadać w zadowolenie, myśląc, że
wszystko jest ok, bo dziś kobiety mogą przecież robić, to, co chcą, a
jeśli chcą pracować w seks-biznesie lub uprawiać seks bez zobowiązań, to
jest ich wolny wybór. Tak – chcemy się obnażać, zmieniać
partnerów jak rękawiczki i robić w łóżku dziwne rzecz, rodem z filmów
porno. Takie jest stanowisko wielu osób nie widzących nic niewłaściwego w
kupczeniu ciałami kobiet. A cóż innego przekazuje nam chociażby
literatura erotyczna, która aktualnie jest w zmasowanym ataku na
księgarnie? Wydawałoby się, że WOLNOŚĆ seksualna jest właśnie tym, do
czego dążył feminizm. Czy jednak naprawdę kobietom walczącym o równe
prawa
zależało, na tym, aby móc wrzucać własne półnagie zdjęcia na Facebooka i
świecić gołym tyłkiem w klubach dla facetów? Wolność powinna przejawiać
się w wolności wyboru. A dziś kultura jest ukształtowana tak, że
właściwie do wyboru jest tylko jedna opcja. To zjawisko przeraża,
zwłaszcza, kiedy Walker przywołuje jako przykłady małe dziewczynki i
nastolatki, wtłaczane w ramy stereotypu. Jaki wybór ma nastolatka, która
już od małego bawiła się zabawkami i oglądała filmy, mówiące jej, że ma przede wszystkim być piękna? Która jest pod presją rówieśniczą, mówiącą, że trzeba to zrobić jak najszybciej? Gimnazjalistki
wyglądają jak dorosłe kobiety – w spódniczkach mini, szpilkach i
makijażu. Taka jest dzisiejsza rzeczywistość i ja dziękuję Bogu, że
nastolatką byłam kiedyś, kiedy nie było ciuchów w sklepach, reklam i
można było jakoś tam pozostać sobą. W dodatku coraz częściej różnice w
traktowaniu kobiet i mężczyzn tłumaczy się uwarunkowaniami genetycznymi,
a nie społecznymi. Najpierw od najmłodszych lat bombarduje się nas
podziałem na różowe i niebieskie, księżniczki i bohaterów, a potem
stwierdza się, że jest to WRODZONE! A jeśli znajdzie się jakieś dziecko,
które mimo to przejawia jakieś inne upodobania, niezgodne ze swoją płcią,
to co się robi? Pół biedy, jeśli to jest dziewczynka, ale wyobraźcie
sobie chłopca, który zamiast bawić się w Supermana woli przebieranie
lalek i balet.... No właśnie. Takie postawy prowadzą tylko do umacniania
stereotypów, do dopasowywania faktów do teorii. Poza tym zawsze
popełniany jest tu błąd natury logicznej: gdzie jest powiedziane, że z
tego, że dziewczynki wolą różowy (gdyby była to prawda) wynika, że są z
tego względu gorsze? Że kobiety są gorsze, a ich praca ma niższą
wartość, bo wolą opiekować się dziećmi, a nie zajmować się matematyką?
Brytyjka napisała książkę nie mającą nic wspólnego z feministycznymi teoriami i ich górnolotną retoryką. Żywe lalki są oparte na przykładach z życia wziętych, takich jakich mnóstwo możemy zauważyć wokół siebie. Dzisiejsze uprzedmiotowianie kobiet to niejako druga fala dyskryminacji.
Ma ona swoje źródła raczej w kulturze masowej, konsumpcjonizmie. Prawa
rynku – jeśli coś się sprzedaje, to trzeba to eksploatować. A sprzedaje
się seks. Nastąpiło utożsamienie równouprawnienia z postępującą
seksualizacją kultury. To wcale nie daje kobietom większych praw, tylko
je ogranicza, podobnie jak moralność purytańska. Po prostu jest to
odchył w drugą stronę. Przy tym w niektórych sferach jak rynek pracy,
nauka, polityka nadal utrzymują się krzywdzące stereotypy. To
mało optymistyczna konkluzja. Ta książka udowadnia, że w kwestii
równości jest jeszcze wiele do zrobienia i jeśli nie będzie się działać,
to ludzkość zacznie się cofać. Przeczytajcie i – na miłość boską – nie
mówcie, że nie jesteście feministkami i że ta cała dyskryminacja was nie dotyczy!
Komentarze
Prześlij komentarz