Zdrowy umysł w sieci algorytmów
Książka niemieckiego naukowca sprowadza nas z tych wyżyn na ziemię. Musimy tu wyjść od definicji inteligencji. Już dawno temu, kiedy powstawały maszyny liczące i pierwsze komputery ludzie zrównali inteligencję z przetwarzaniem danych i liczeniem - dlatego kiedyś szczytowym osiągnięciem komputera wydawała się jego wygrana z człowiekiem w szachy. I to samo dzieje się dziś. Zastanówmy się przez chwilę: czy komputer lub jakikolwiek program “myśli” w sensie takim, w jakim myśli człowiek? No nie - algorytm może wykonać zadanie, jakie mu zleciliśmy, ale wykonuje to dzięki całej masie danych wejściowych, jakie mu najpierw dostarczyliśmy i ogromnej mocy obliczeniowej. Nic dziwnego, że komputer wygrywa z człowiekiem w szachy, skoro ma dostęp do całej bazy różnych zagrań i może to przetworzyć tysiąc razy szybciej, niż człowiek. Tylko, czy to jest myślenie? Sztuczna inteligencja nie wie też po co w ogóle wykonuje to, co jej kazaliśmy zrobić, nie ma przecież świadomości otaczającego jej świata. Kwestia tego, czy maszyny uzyskają kiedyś świadomość i wolną wolę jest oczywiście też przedmiotem troski naukowców i futurologów. W świetle tego, co napisałam powyżej wydaje się to być mrzonką, zwłaszcza że ludzie de facto sami nie potrafią określić czym tak naprawdę jest świadomość i z czego się ona bierze (o czym też poczytamy u Sama Harrisa).
Moc obliczeniowa nie zapewnia jednak myślenia przyczynowego ani intuicyjnej psychologii, fizyki czy uspołecznienia. Znakomity program szachowy nie wie o tym, że gra w coś, co nazywamy szachami, ani że jego przeciwnik jest człowiekiem, nie odczuwa także radości z wygranej.
(...) z racji tego, że żyjemy w 2024 r., to coraz więcej ludzi ma w domu urządzenia AGD, które nie dość, że można, to wręcz trzeba podłączyć do internetu. Postęp to piękna rzecz, więc nie ma sensu pochylać się nad problemami ludzi, którzy na przekór wszystkim poszliby w styczniu prać majtki w rzece. Skupmy się na nowoczesności. Czy pralka może pobierać dane?
W nowym świecie technologicznego paternalizmu prawo będzie egzekwowane automatycznie przez komputery. Ludzie nie będą już oszukiwać w zeznaniach podatkowych, korupcja będzie od razu wykrywana, kierowcy nie będą przekraczać prędkości ani zagrażać pieszym. Inwigilacja przyniesie sprawiedliwość, prawo i ład.
Demokracje będą musiały dokonać wyboru. Jedną opcją będzie porzucenie pierwotnego ideału internetu jako miejsca swobodnego dostępu do informacji (...), co w końcu doprowadzi do zaniku demokracji. Inną opcją będzie trwanie przy tym ideale i zmierzenie się z faktem, że te same demokracje przyczyniły się do zniszczenia go przez to, że tolerowały rozwój monopoli informatycznych, kierowany chęcią większego zysku…
Gigerenzer prezentuje zatem zdroworozsądkowe podejście, poddając w wątpliwość zarówno wiarę w cudowne możliwości technologii, ale także obawy o to, że SI przejmie nad nami kontrolę. Człowiek cały czas ma przewagę, bo sposób, w jaki my myślimy, kojarzymy fakty jest zupełnie inny od tego, w jaki sposób działa SI. Weźmy prosty przykład: SI by rozpoznać, że na zdjęciu jest kot, potrzebuje wsadu danych w postaci kilku tysięcy zdjęć. Człowiekowi - i to nawet małemu dziecku - wystarczy zobaczyć kota raz lub dwa. SI, którą obecnie dysponujemy nie dopowie sobie też niczego, nie zrozumie dwuznaczności, nie odczyta z kontekstu - wszystko trzeba jej podać jak “krowie na rowie” (co też jest umiejętnością). Nadal też inteligentnemu człowiekowi łatwo jest wyprowadzić ChataGPT w pole (co sama sprawdziłam).
Książka ta napisana jest w bardzo przystępny sposób: nie ma tu opisu żadnych skomplikowanych algorytmów, jest to raczej praca z dziedziny nauk społecznych. Zresztą sam autor definiuje jej przedmiot tak
Książka ta nie stanowi akademickiego wprowadzenia do AI lub jej poddziedzin, takich jak uczenie maszynowe czy Big Data. Mówi ona o naszych doświadczeniach ze sztuczną inteligencją: zaufaniu, zawodach, zrozumieniu, uzależnieniu oraz osobistych i społecznych przeobrażeniach.
Powiem ci, co to są wygody - (...) - Spać do południa i mieć kogoś, kto przyniesie ci śniadanie na tacy. Odwołać spotkanie w ostatniej chwili. Trzymać powóz przed drzwiami jednego przyjęcia, by w mgnieniu oka mógł cię dostarczyć na drugie. Uniknąć ślubu w młodości i zrezygnować z dzieci. To największe wygody, Anuszka - i kiedyś miałem je wszystkie. Ale ostatecznie to właśnie niewygody okazały się dla mnie najważniejsze.
Moim zdaniem problemem jest też to, że możliwości technologii się zwiększają, więc zdobywanie cyfrowych umiejętności i radzenie sobie z potencjalnymi zagrożeniami staje się coraz trudniejsze. Bawi mnie ta anachroniczna narracja, że "to tylko internet", tzn. nie ma to wpływu na realne życie - podczas kiedy ludzie nie potrafią odkleić się od telefonu, a bez internetu powoli przestaje być możliwe normalne funkcjonowanie. To jak "nie ma wpływu na realne życie"? Przestępcy i Big Techy zawsze są krok do przodu, tymczasem ze strony państwa otrzymujemy niewielkie wsparcie, zagadnienia te są lekceważone (w szkole zamiast fact checkingu i higieny cyfrowej planują uczyć programowania? - jakby 20 lat za późno), prawo nie nadąża, więc jesteśmy z tym zostawieni sami sobie z narracją, że to my jesteśmy odpowiedzialni za kontrolowanie tego.
Gatunek: popularnonaukowa
*A potem naraz się okazuje, że pralka albo szczoteczka do zębów (sic!)
pobiera dane (i więcej prądu), bo np. posłużyła hakerom do dokonywania
ataków DDOS.
Komentarze
Prześlij komentarz