Kleopatra & Frankenstein

Nowy Jork to chyba najbardziej dekadenckie miasto świata – często kiedy czytam lub oglądam coś, co rozgrywa się w Wielkim Jabłku, stykam się ze stylem życia i problemami tamtejszych mieszkańców, mam poczucie, jakbym czytała o mieszkańcach nie tylko innego kraju, ale i innej planety. Oni są kompletnie odklejeni… Myślę, że nawet Amerykanie mogą mieć takie wrażenie. Powieść Coco Mellors jest właśnie przykładem takiej lektury.

Dwójka osób, ona artystka, on prowadzić firmę reklamową. Ona jest piękna, wrażliwa i młoda, on zamożny i 20 lat od niej starszy. Szybko biorą ślub. Z biegiem czasu, jak to w życiu, pojawiają się problemy, które sprawiają, że na związku Cleo i Franka pojawiają się coraz głębsze rysy. Nic dziwnego, bo co połączyło tę parę? Twierdzą, że wzajemna fascynacja, ale na tym etapie to raczej pożądanie i zauroczenie, niż miłość. Ich związek przypomina więc związki hollywoodzkich celebrytów, szybko zawierane i równie szybko się rozpadające. O czym tak na dobrą sprawę może rozmawiać mężczyzna 45-letni z 25-latką?  Krajobraz powieści uzupełniają przyjaciele i znajomi Franka i Cleo, artyści, modele, aktorzy… Wszyscy zapatrzeni w siebie, pretensjonalni, bawiący się życiem, jakby jutra miało nie być.

Powieść wywołała we mnie mieszane odczucia, ale też nie miałam w stosunku do niej dużych oczekiwań. Bo jest to literatura z gatunku tych, których nie lubię, opowiadająca o problemach pierwszego świata, bohaterach pięknych, młodych i bogatych i dekadencko nieszczęśliwych. Nowy Jork jest idealnym entourage dla takiej opowieści. Większość treści powieści stanowią relacje z różnych imprez. A ja nigdy nie należałam do osób, które rozumieją zabijanie „bólu egzystencjalnego” za pomocą alkoholu, narkotyków, czy przygodnego seksu – jak to się dzieje w Kleopatrze i Frankenszteinie. Cóż, może należę do wyjątków, bo najwyraźniej sposoby te stosuje większość ludzi; przecież nawet Cleo w końcu konstatuje, że wszyscy kogo znają w Nowym Jorku są uzależnieni… Poza tym to chyba też są ludzie, przyzwyczajeni do wszelkiego dobra, narcystyczni i niepotrafiący radzić sobie w sytuacji, kiedy naprawdę pojawi się problem. Wybierają wtedy ucieczkę lub drogę po linii najmniejszego oporu. Tarcia w związku? Po co zawalczyć, lepiej od razu się rozstać…

Były momenty w tej książce, które mi się naprawdę podobały, miałam takie skojarzenia – dalekie rzecz jasna, przebłyski raczej – z Hemingwayem opisującym lata międzywojenne w rozbawionej Europie. Ale były też takie momenty, kiedy z niesmakiem myślałam, że bohaterowie zachowują się jak dzieci. Dorośli ludzie, obwiniający o wszystko oczywiście nieszczęśliwe dzieciństwo… Albo pretensjonalne dialogi, mające być śmieszne, przy których tylko wywracałam oczami… Bohaterom brak głębi, brak jakichkolwiek przemyśleń dotyczących tego, co dzieje się w ich życiu, o czym świadczą błyskawicznie (i często pochopnie jak się okazuje) podejmowane decyzje. Nie poruszyły mnie, ani nie wzruszyły perypetie Cleo i Franka, bo za daleko od moich doświadczeń, za płytko i powierzchownie.

Metryczka: 
Gatunek: powieść
Główni bohaterowie: Cleo i Frank
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 496
Moja ocena: 3,5/6
 
Coco Mellors, Kleopatra i Frankenstein, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2023

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później