Siedem księżyców Maalego Almeidy

Brutalna wojna domowa na Sri Lance, konflikt między Tamilami, a Syngalezami, okrutny reżim, usuwający potajemnie swoich przeciwników. Takich jak główny bohater, narrator, będący fotografem dokumentującym popełniane zbrodnie. Już z zaświatów obserwuje „losy” swojego ciała, życie szukających go bliskich i usiłuje odkryć, co tak naprawdę się stało. 

To druga z kręgu literatury indyjskiej powieść, jaką czytałam ostatnio. Przy czym Siedem księżyców jest o wiele bardziej „azjatycka”, niż Wiek zła. Także pokazuje ogrom zła, oprawców, skorumpowanych rządzących oraz cierpiących ludzi. Tyle, że na warstwę realną, opisującą sytuację polityczną na Sri Lance autor nakłada warstwę fantastyczną, czyniąc z bohatera ducha, krążącego po świecie i widzącego rzeczy, jakich nie widzą żyjący. To opowieść pełna duchów, upiorów i demonów, zanurzona mocno w wierzeniach i folklorze z tamtej części świata – tu uwaga, że mocno brakowało mi słowniczka, gdyż w treści znajduje się bardzo dużo niezrozumiałych słów. Jest to bardzo mroczne, jest dużo brutalnych, naturalistycznych opisów, przemocy i ciemnych sprawek. 

W narracji mocno zaakcentowany jest bezsens całego tego konfliktu – kolejnej wojny plemiennej tak naprawdę, w której zwalczają się ludzie tak samo wyglądający i w to samo wierzący, lecz uważający, że się od siebie czymś różnią. Kto odróżni Tamila od Syngaleza? Po co cała ta przemoc? Zwłaszcza, że nikogo poza Sri Lanką to nie obchodzi – to tylko jeszcze jedna wysepka, jeszcze jedno biedne państwo bez znaczenia, w którym ludzie nie potrafią się dogadać.  Nikogo nie obchodzi zło, jeśli dzieje się innym ludziom (i daleko od nas). Taka prawda. Ludzie więc umierają po nic, a karma to ściema. Z czego poniewczasie zdają sobie sprawę, tak jak bohater – nic więc dziwnego, że nie spieszy mu się z powrotem na ten padół łez. Na myśl przychodzi refleksja, że taki po prostu jest homo sapiens - nie potrafi żyć z innymi przedstawicielami swojego gatunku w pokoju, zawsze musi znaleźć sobie jakiegoś wroga, z kimś się tłuc, niezależnie od tego, czy będzie się to dziać na poziomie wioski, plemienia, kraju czy kontynentu. Agresję mamy w DNA. 

To wszystko wywołało we mnie mieszane uczucia; jak na moje standardy Siedem księżyców było zbyt odjechane, bliższe prozie Salmana Rushdie, niż Agaty Christie. Nie wiedziałam co o tym myśleć, jak sobie to poukładać. Z jednej strony oryginalny pomysł fabularny (choć może nie aż tak bardzo, bo przecież istnieją już powieści tego typu, np. 10 minut i 38 sekund Elif Shafak), kreatywne potraktowanie tematu, rzadka narracja (druga osoba liczby pojedynczej), z drugiej strony irytowała mnie obecność obowiązkowych dziś w literaturze anglojęzycznej motywów (obowiązkowa postać homoseksualna). Z jednej strony brud, turpizm, z drugiej wciągający wątek quasikryminalny. Z jednej strony mrok, z drugiej akcenty humorystyczne. Historia potrzebuje czasu, by uleżeć się w głowie. Ale w końcu poukładałam i doceniłam to, jaki autor znalazł sposób, by opowiedzieć o tragedii swojego kraju. 

Metryczka: 
Gatunek: powieść
Główny bohater: Maali Almeida 
Miejsce akcji: Sri Lanka
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 472
Moja ocena: 5/6
 
Sheran Karunatilaka, Siedem księżyców Maalego Almeidy, Wydawnictwo Marginesy, 2023

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później