Spin dyktatorzy
Książka wymienia dyktatury z całego świata - głównie współczesne. Jej autorzy uświadamiają nam, że w istocie nie ma czegoś takiego jak stuprocentowa demokracja, a zwrot w stronę spinu tłumaczą rosnącą modernizacją świata, rosnącą świadomością ludzi i zmieniającymi się wartościami, a co za tym idzie - mniejszą tolerancją przemocy. Jest to zatem argumentacja zbliżona do poglądów Stevena Pinkera, a ton tej publikacji jest zdecydowanie bardziej optymistyczny, a przynajmniej wyważony, niż np. Drogi do niewolności Timothy'ego Snydera. Snyder w wyjątkowo obrazowy sposób przedstawia jak działa owa spin dyktatura w Rosji i jak przyczyniła się ona do erozji demokracji w USA oraz państwach UE. Guriev i Treisman natomiast uważają, że pomimo tego, że prezydentura Trumpa podkopała pewne zasady demokracji, to [jeszcze] nic strasznego się nie stało... Hmmm, moim zdaniem dlatego, że na szczęście prezydentem został Biden, ale gdyby kolejny raz został wybrany taki Trump, lub ktoś jego pokroju, to nie wiem, czym to się może skończyć. Taka argumentacja wpisuje się w to, co Snyder nazywa "nieuchronnością" - to przekonanie, że demokracja i wolny rynek są nieuchronne, są jedynym słusznym modelem rządzenia i prędzej, czy później uregulują wszystko... Tymczasem, jak pokazuje Snyder to przekonanie może prowadzić na manowce, uśpić naszą czujność. Fakt, że XX wiek, po II wojnie światowej był wiekiem rozkwitu ustrojów demokratycznych, ale licho nie śpi, a już starożytni zauważali, że wymagane jest sporo wspólnego wysiłku, by demokracja nie osunęła się w tyranię. Jednym z koronnych argumentów, jakie podają zwolennicy owej "nieuchronności" demokracji jest rozwój internetu, pozwalającego organizować się opozycji. Jednak ostatnie lata mocno zweryfikowały ten pogląd, pokazując, że internet, a zwłaszcza media społecznościowe są narzędziem siania zamętu i fake newsów, i jako takie bardziej przydają się właśnie spin dyktatorom jako idealne narzędzie propagandy, niż demokratom, naiwnie wierzącym w ich pozytywne oddziaływanie (nota bene o tym jest inna książka z wydawnictwa Szczeliny: W trybach chaosu). Media społecznościowe nie łączą ludzi, a dzielą.
Autorzy traktują rzecz dosyć teoretycznie, całość jest napisana w mocno podręcznikowym stylu, gdzie szczególnie nużące są statystyki. Ponieważ autorzy nie zagłębiają się szczególnie w działanie poszczególnych dyktatorów, a opisują ich raczej pobieżnie, to tak naprawdę wydaje się nam, że owi panowie tak naprawdę nie robią nic strasznego. Zwłaszcza chodzi mi tu o konsekwencje, ponoszone przez kraje i zwykłych ludzi w tych krajach. Myślę, że inaczej jednak by to wyglądało, gdyby omówić poszczególne reżimy w detalach, co rzecz jasna nie było celem tej książki, ale przydałoby się chociaż wziąć jeden na tapet i omówić go porządnie. Ciekawe, że Guriev i Treisman jako modelowy przykład spin dyktatora podają Lee Kuan Yeawa z Singapuru (ale znów bez szczegółów). No tak, tylko jego rządy doprowadziły do tego, że Singapur stał się kwitnącym krajem, krajem porządku i dobrobytu. Powstaje więc pytanie, czy tak naprawdę można go stawiać na równi z tymi krajami, gdzie autokraci rozkradają wspólne dobra, a ludziom mydlą oczy, jak jest dobrze? Bo w gruncie rzeczy tak wygląda większość współczesnych dyktatur. Nad tym autorzy się nie pochylają. Ktoś powiedział, że jeśli ktoś przedkłada bezpieczeństwo i dobrobyt nad wolność, to na tę wolność nie zasługuje, ale niech każdy się teraz zastanowi, co by wybrał, gdyby miał do wyboru taki Singapur z jego drakońskimi przepisami - i kulejącą demokrację w Polsce? Nota bene, ciekawe, że brak tu jakiejkolwiek wzmianki o sytuacji w Polsce, gdy tymczasem działania PiS niebezpiecznie zbliżały się do poczynań spin dyktatorów.
Zatem mam sporo zastrzeżeń do tej pozycji. Chciałabym wierzyć w to, że nie taki diabeł straszny, i że obecne trendy
to ledwie jeden kroczek do tyłu w nieuchronnym marszu do przodu, ale lektura innych pozycji o tej tematyce, których autorzy nie prezentują takiego optymizmu, czyni mnie sceptyczną. Autorzy tłumaczą, na czym polegają spin dyktatury i dlaczego są one "łagodniejsze", niż te dawniejsze, ale już nie wyjaśniają skąd w zasadzie bierze się współcześnie zwrot ku rządom autokratycznym. Ich recepty na zapobieganie rozpowszechnianiu się dyktatur to - patrząc na realia - teoretyczne i naiwne mrzonki. Kraje zachodnie przecież też nie są bez winy, a ich inercja (wynikająca czy to z braku wiedzy, czy z własnych interesów) nie raz już doprowadzała do eskalacji przemocy i zaostrzenia sytuacji w danym niedemokratycznym kraju. Najlepszym przykładem jest długoletnie dawanie kredytu zaufania Putinowi, lekceważenie jego agresywnych zapędów i wiara w jego kłamstwa. I dlaczego właściwie tylko Zachód ma stać na straży demokracji? Twierdzenie o rosnącym poziomie wykształcenia ludzi, co ma być antidotum na rządy autokratów - również wydaje się za bardzo nie sprawdzać w świetle powracających coraz silniejszych nastrojów konserwatywnych i nacjonalistycznych (a zatem często hołdujących rządom silnej ręki i nietolerancji). Bo dziś wykształcenie wcale nie jest gwarantem lepszego życia, a to spycha ludzi ku niezadowoleniu*. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że nadchodzi nowe w postaci sztucznej inteligencji, a to może wywrócić nasz klasycznie poukładany świat do góry nogami. Guriev i Treisman piszą o ludzkiej kreatywności w erze postindustrialnej, tylko za chwilę okaże się, że owa ludzka kreatywność nie jest już potrzebna, a pracę stracą rzesze ludzi zarabiających swoim umysłem... Demokracje mogą tego nie wytrzymać i może okazać się, że pożądanym modelem trzymania ludzi za pysk będzie model chiński - tym bardziej, że narzędzia ku temu są.
Gatunek: reportaż
Sergei Guriev, Daniel Treisman Spin dyktatorzy. Nowe oblicze tyranii w XXI wieku, Wydawnictwo Szczeliny, 2023
*Poza tym, okazuje się, że to nie ludzie niewykształceni (i biedni - w domyśle) najbardziej sprzyjają autokratom - o czym pisał Nadav Eyal w Rewolcie.
Komentarze
Prześlij komentarz