Tak się zastanawiam, czy moja opinia o autobiografii księcia Harry'ego jest jeszcze komuś do czegoś potrzebna? Bestseller, oceniany nawet przez tych, którzy go nie czytali, bo nie znoszą Harry’ego, więc potępiają go w czambuł. To zresztą jest zasadniczy problem: oceniany jest Harry i jego życie, a nie książka. Zatem: młody, zdrowy, bogaty, z kochającą żoną, codzienne problemy nie spędzają mu snu z powiek… Czy książę może uskarżać się na swoje życie? Okazuje się, że może. Skarży się na to, że nie jest następcą tronu, że zmarła mu matka, że w szkole go nie docenili, że brat się do niego za rzadko odzywa, że cierpi na PTSD, że nie potrafił znaleźć sobie dziewczyny i żony… Zasadniczo wyziera z tego obraz człowieka, który czuje się niedoceniony, nie dość dobry, pomijany, a nawet nieistotny dla swojej rodziny…

Moja rodzina uznała mnie za nieistotnego. Za Tego Drugiego. Nie miałem pretensji, ale też nie zamierzałem się nad tym rozwodzić. Uważałem, że o wiele lepiej nie roztrząsać pewnych faktów, takich jak kardynalna zasada królewskich podróży: tata i Wiliam nie mogli lecieć razem tym samym lotem, bo nie można dopuścić do ryzyka, że zginą pierwszy i drugi w kolejce do tronu. Ale to, z kim ja podróżowałem, nie obchodziło nikogo.

Q: Skoro nie “zamierzasz się nad tym rozwodzić”, to jak nazwać to, co robisz w tej książce, Harry?

Szczerze mówiąc, to spodziewałam się, (sądząc po szumie wokół tej książki) że przeczytam o jakichś naprawdę drastycznych rzeczach. Ale obiektywnie patrząc, to widzę chłopca, który był kochany - ten straszny książę Karol jest tu przedstawiony w bardzo ciepłych słowach - zaopiekowany i nie działo mu się w życiu nic, co uzasadniałoby to poczucie krzywdy. Nie widzę tu żadnej “dysfunkcyjnej” rodziny, no chyba że każdą za taką uznamy, bo przecież nie ma ludzi idealnych. Dalej: miał wielu przyjaciół. Ciekawe życie (to, że może sobie podróżować po całym świecie, to też jakoś umyka jego uwadze). W armii sobie radził, był chwalony, doceniany, a poza tym cały czas chroniony. Owszem, utrata matki, to na pewno był bolesny cios i zrozumiałe, że było to traumatycznym przeżyciem dla 13-latka, ale żeby 20 lat po fakcie ciągle o tym gadać? Prawdziwym wrzodem na tyłku są paparazzi - i tu przyznaję Harry’emu rację, bo to co wyprawia brytyjska prasa brukowa woła o pomstę do nieba.

Widzę w tej opowieści wiele niespójności, przekłamań (co innego mówią inni ludzie, co innego Harry), czy ewidentnych bzdur. Np. wspomnienia z Balmoral z lata, kiedy zginęła Diana – Harry opisuje swój pobyt tam, jakby był 5-latkiem (gonienie się z bratem, strach przed ciemnością), a przecież miał lat już 13, a William 15 – to już nie są dzieci, tylko nastolatkowie…To, że nikogo nie obchodzi czy Harry zginie - no ewidentna bzdura, której książę zresztą sam przeczy, pisząc że cały czas towarzyszy mu ochrona. Szczytem absurdu jest stwierdzenie, że został poczęty na “części zamienne”. Wyciąganie jakichś pierdół, kłótni z bratem o pietruszkę… A fragment o tym, jakoby w pałacu “babci” zakwaterowali go w jakimś maleńkim pokoiku na zapleczu. Serio??? Z przekąsem wyraża się o Camilli, mając do ojca pretensje, że zaangażował się w ten związek, ale jednocześnie żadnych pretensji nie ma do matki, o której ostatnim “chłopaku” pisze, że go lubił… Święta Diana. 

Mimo tego, że oczywiście Harry przedstawia tu siebie jako zwyczajny chłopak, z takimi samymi problemami i uczuciami, co wszyscy, “co złego, to nie ja”, to ja nie zapałałam do niego sympatią, a wręcz przeciwnie. Niestety ta biografia odsłania wady księcia: niedojrzałość, narcyzm, małostkowość. Czułam się, jakbym miała do czynienia z wampirem energetycznym, niedojrzałym chłopcem, który nie potrafi być wdzięczny za to, co otrzymał od losu. Przecież jest w tej książce opisanych sporo fajnych momentów, tylko, że niestety w tle zawsze towarzyszy nam poczucie, że coś jest nie tak, że to tylko taki “przerywnik” w nieszczęśliwym życiu księcia. A być może po prostu taki typ: z tych, którzy widzą szklankę do połowy pustą i szukają dziury w całym. Harold jęczybuła. Za to polubiłam księcia Karola (czemu nie wiedziałam do tej pory, że on jest tak zaangażowany w ekologię?).

Najgorsze wrażenie zrobiła na mnie końcówka, kiedy Harry opisuje swój związek z Meghan i to, jak stała się ona powodem nagonki prasy, Pałacu, który nie reagował, i bóg wie kogo. William i Kate stają się nagle czarnymi charakterami. Za to oczywiście Meg jest dla Harry’ego chodzącym ideałem, na który - nie wiedzieć czemu - wszyscy się uwzięli. Miałam wrażenie, że wszystko to opisane jest bardzo wybiórczo, że są tu jakieś przemilczenia… opuszczenia, luki, że to jest tylko fragment całości, że jakichś puzzli tu brakuje. Nie wiadomo czemu nagle William zaczął się zachowywać tak, jak to opisuje Harry i czemu między braćmi nastąpił rozłam, nie wiadomo czemu Karol zmienił swoje nastawienie do Meg (choć przecież bardzo ją lubił - i to wiadomo nie tylko z przekazu Harry’ego). Nie wiadomo też czemu Harry został “wydziedziczony” i cofnięta mu została ochrona… wszystko to jest przedstawione jako prześladowanie biednego Harry’ego i jego rodziny, bez żadnego powodu. Coś tu ewidentnie nie styka w tej relacji i na kilometr czuć tu nieszczerością.  Pamiętać trzeba, że jest to jednostronna relacja, a do oglądu pełni sytuacji trzeba by jednak mieć opinię wszystkich “zamieszanych”. Jest przecież mnóstwo książek na temat rodziny królewskiej, w tym małżeństwa Harry’ego i Meghan i można tam wyczytać zgoła inne rzeczy, niż to, co pisze Harry. Rodzina Meghan też zapewne miałaby coś do dodania. Cóż, zapewne prawda jak zwykle “leży pośrodku” - i pewnie dlatego wszystkim zawadza…

Ja w to, co pisze Harry po prostu nie wierzę, nie kupuję tej jego wersji. Nie mówię, że są tu świadome kłamstwa i manipulacje (choć pewnie są), ale to wszystko jest przedstawiane z perspektywy Harry’ego (cały czas jest ja, ja, ja), przefiltrowane przez jego percepcję, uczucia, jego własną interpretację faktów (niczym nie potwierdzoną). Bardzo dużo jest w tym biernej agresji (te wzmianki o tym, jak to jest “zastępcą”, ale “w porządku, nie skarżę się”). Pamięć też płata figle (ludzki mózg - czy tego chcemy czy nie - zniekształca wspomnienia). Więc o ile w emocjach nie ma czegoś takiego, jak prawda, to patrząc obiektywnie na fakty, można się zastanawiać, co jest nie tak… Wiem, każdy człowiek ma prawo mieć swoje uczucia i problemy, i ich postrzeganie jest kwestią subiektywną. A życie to nie bajka i może doświadczać nawet księcia. Każdy ma też prawo szukać swojej drogi życiowej, szczęścia i miłości. Tym niemniej, próbując spojrzeć na to obiektywnie, porównując życie Harry’ego i życie rzesz „zwykłych” ludzi, doświadczających nie tylko straty bliskich osób (kto tego nie doświadczył), czy trudnego dzieciństwa, ale realnych kłopotów życiowych, to człowieka szlag trafia czytając narzekania kogoś, kto jest tak uprzywilejowany. Problemy Harry’ego stanowią dla mnie raczej wytwór imaginacji księcia i jego skrzywionej perspektywy, tudzież problemów emocjonalnych. Chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Żyć po swojemu, bez obowiązków, jakie nakłada na niego monarchia, ale oczywiście nadal czerpać z królewskiej szkatuły… Szuka prywatności, co dla mnie jest zrozumiałe, i dlatego zerwał z monarchią - ale w takim układzie czemu opowiada o swoim życiu na prawo i lewo, wydaje książki i udziela się w mediach społecznościowych, oczerniając przy tym swoich bliskich? Zabawne, że Harry tak dyskredytuje wspomnienia kamerdynera Diany:

Były kamerdyner mamy napisał demaskatorską książkę, która w istocie niczego nie demaskowała. Stanowiła zaledwie wersję wydarzeń jednego człowieka, skupionego na sobie i zajętego usprawiedliwianiem się.
No, idealna recenzja wspomnień księcia!

Nie od rzeczy dewizą monarchii brytyjskiej jest milczenie: żadnych narzekań, żadnych wyjaśnień. Więc jeśli cechą brytyjskiej monarchii jest dyskrecja, to Harry udowodnił, że do niej nie należy. Jakiś czas temu sarkałam na wyznania Jennette McCurdy, porównując ją z księciem Harrym, no ale ta dziewczyna naprawdę miała traumatyczne dzieciństwo, a nie tylko że brat na mnie krzywo spojrzał… Kwestią do solidnej analizy jest to, że mężczyzna przez ponad 20 lat nie uporał się ze śmiercią matki, którą wspomina w każdym możliwym momencie, a skoro tak, to naprawdę wymaga to terapii. Ta pomoc nie została mu być może udzielona, gdy był dzieckiem, ale jako dorosły mógł wziąć sprawy w swoje ręce i to przepracować…

Sama książka nie jest zła: czyta się dobrze, styl jest poprawny (co zapewne należy przypisać jakiemuś ghostwriterowi). Jednak myślałam, że przeczytam to w 2 dni, a tu męczyłam się i męczyłam, a kartek nie ubywało (czemu to jest wydrukowane takim drobnym drukiem??). Ciągnęło się to marudzenie jak flaki w oleju. Znudziły mnie fragmenty o pobycie w wojsku i w Afganistanie - a niestety stanowią one sporą część lektury.

Podsumowując: wspomnienia Harry’ego bazują na emocjach, co się świetnie sprzedaje. Biedny książę, ludzie mu współczują. Harry jawi mi się jak nieodrodne dziecko Diany, która też zrobiła z siebie Królową Dram. Jednak cechą dojrzałości jest to, że człowiek potrafi pogodzić się z tym, co było i iść dalej, żyć nie obwiniając o wszystkie swoje problemy swoich rodziców i wszystkich ludzi dookoła. Harry tego nie potrafi – lub nie chce, plus stwierdził, że może na tym zarobić. Tylko ciekawe co będzie jeśli pokłóci się z Meg i zostanie sam, bo spalił mosty i pogrzebał dobre relacje ze swoją biologiczną rodziną? Co już się chyba dzieje...

Metryczka:
Gatunek: autobiografia
Główny bohater: Książę Harry (Henry Windsor)
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 504
Moja ocena: 4/6

Książę Harry, Ten drugi, Wydawnictwo Marginesy, 2023

Komentarze

  1. Dlatego nie sięgnę po tą lekturę, tym bardziej, że wychodzą coraz ciekawsze kwiatki o nim i jego żonie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później