Pandemia Covid, zmiany klimatyczne, wojna w Ukrainie… a pośrodku tego wszystkiego my – pokazuje internetowy mem. Czyli jednym zdaniem jesteśmy w czarnej d…. A do tego wszystkiego nadal musimy chodzić do pracy – komentują internauci. Właśnie. Dlaczego mimo rozwoju technologii i wielu cudownych wynalazków, które miały ułatwić nam życie i sprawić, że będziemy musieli pracować mniej – w rzeczywistości wcale nie pracujemy mniej (a w każdym razie nie tak mało, jak to wieszczyli ekonomiści na początku XX wieku)? Skąd wziął się współczesny kult pracy – wszak kiedyś praca była postrzegana jako coś czym parać się musi tylko plebs. Dlaczego osobom, które wykonują żywotnie ważne dla nas zajęcia, jak opieka nad dziećmi czy osobami starszymi, leczenie i edukacja, płaci się psie pieniądze, za to kokosy zarabiają piłkarze, celebryci i bankierzy przyczyniający się do kryzysu ekonomicznego? I wreszcie, dlaczego  zależność między ciężką pracą a bogactwem, jest jakby coraz mniejsza?

Na te pytania szukałam odpowiedzi w książce Praca. Historia tego, jak spędzamy swój czas i wiele sobie po niej obiecywałam, ale, cóż, zawiodłam się. Jeśli ktoś lubi książki o antropologii czy archeologii, to praca (nomen omen) Jamesa Suzmana powinna mu się spodobać. Autor rozpatruje bowiem tytułowe zagadnienie w mocno odległej, wręcz prehistorycznej perspektywie. Od początków życia, przez nabywanie przez pierwszych ludzi różnych umiejętności i wyrabianie narzędzi (naprawdę dużo o pięściakach), społeczności łowiecko-zbierackie, po rewolucję agrarną i udomowienie zwierząt. Większość książki traktuje pracę głownie w kontekście konieczności zdobywania pożywienia, czy też zaspokajania podstawowych potrzeb. Choć autor opowiada o tym w ciekawy sposób, to było to dla mnie rozczarowujące, ponieważ o kolejnych etapach rozwoju ludzkości czytałam już nie raz, a wizja Suzmana jest w gruncie rzeczy dość klasyczna. Spodziewałam się opowieści o pracy w bardziej współczesnym ujęciu, a tym autor zajmuje się właściwie tylko w 2-3 ostatnich rozdziałach. Wspomina tu ekonomiczne koncepcje Adama Smitha czy Keynesa, które ukształtowały rozwój naszej gospodarki. Zwraca uwagę na rosnące nierówności, w tym także w zarobkach, oraz na fakt, że w wielu krajach ludzie nawet nie mają świadomości skali tych nierówności (to też jest ciekawa kwestia do analizy). Rozbawił mnie ten fragment, gdzie Suzman pisze o tym dlaczego wynagrodzenia menadżerów w ostatnich latach tak poszybowały w górę – podczas gdy Picketty stara się to wyjaśnić w naukowy sposób, Suzman zwala to na pomysł jednej z firm konsultingowych. Złoto XD. Jednak całe długie wieki kształtowania się nowoczesnego pojęcia pracy i kapitalizmu są tu właściwie przemilczane. Nic nie ma o protestanckim etosie pracy. Nic o nieodpłatnej pracy kobiet. Nie dowiedziałam się de facto też jaka jest odpowiedź na pytania zawarte w opisie tej pozycji: czy jesteśmy zaprogramowani, by pracować tak dużo i ciężko? Jak wyglądałby świat, w którym praca odgrywa o wiele mniej ważną rolę? Nie wydaje mi się, by ta książka prezentowała zapowiadane rewolucyjne spojrzenie, choć może źle się do niej nastawiłam: bo bardziej chodzi w niej o historię ludzkości przez pryzmat pracy, a ja oczekiwałam historii samej pracy. 

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowe
Główny bohater: praca
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: -
Ilość stron: 500
Moja ocena: 4/6

James Suzman, Praca. Historia tego, jak spędzamy swój czas, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2021


Aby zejść na ziemię proponuję poczytać reportaż Zatyrani, o tym, jak nieciekawie wygląda rzeczywistość dzisiejszej klasy pracującej. Najkrócej rzecz biorąc reportaż ten pokazuje rynek pracy po przemianach, jakie zaszły w ostatnich kilku dziesięcioleciach, wskutek prowadzenia neoliberalnej gospodarki: zaciskanie pasa, zmniejszanie płac, prywatyzowanie przedsiębiorstw, „uelastycznianie” rynku pracy… Autor próbuje zatrudniać się na śmieciowym rynku pracy, podejmując się m.in. pracy w magazynie Amazona, pracy w charakterze opiekuna osób starszych czy kierowcy Ubera. Następnie opisuje swoje doświadczenia: upadlający charakter tych zajęć, gdzie pracownicy są traktowani niemalże jak niewolnicy, próby, by utrzymać się za głodowe stawki (na dodatek okazuje się, że często wypłata nie dociera w oczekiwanej wysokości), fatalne warunki mieszkaniowe, ciągłe zmęczenie i brak czasu na cokolwiek innego, poza pracą i snem, niepewność jutra. To jest rynek, gdzie podaż przewyższa popyt, więc pracodawcy mogą z powodzeniem stosować metodę (jakże dobrze znaną w Polsce): nie podoba ci się, to do widzenia, dziesięciu kolejnych czeka na twoje miejsce. Wszelkie zyski z pracy takich ludzi zgarnia korporacja, a koszty są przerzucane na pracowników, ewentualnie na państwo. Dodać należy, że wiele osób wykonujących te najniżej opłacane zawody to imigranci, wielu z Europy Wschodniej, bo jednak Anglicy za bardzo się szanują, by dać sobą tak pomiatać. Bloodworth opisuje też krajobraz brytyjskich miasteczek – niegdyś dobrze prosperujących - a gdzie dziś dominuje bezrobocie i brak nadziei na lepsze jutro. Jest to obraz przygnębiający i wstrząsający, biorąc pod uwagę, że wszystko to rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, a zatem jednym z najbogatszych państw świata. Trochę ta książka przypominała mi Nomadland (gdzie też opisywana była praca w Amazonie).

Początkowo relacja ta była bardzo ciekawa, ale fragmentami Zatyrani z reportażu dryfują bardziej w stronę takiego gniewnego eseju o przemianach społeczno-gospodarczych w Wielkiej Brytanii w XX wieku (trudny w odbiorze jest szczególnie rozdział o górnictwie i thacheryzmie). I tu robi się nużąco, a kwiecisty styl autora, długie zdania i zbyt wiele przymiotników – nie pasują do tematyki tej książki. Widać jednak, że autor jest zaangażowany i zwraca uwagę na ważne współczesne problemy. Na przykład na pogłębiającą się przepaść pomiędzy dobrobytem elit i klasy średniej, czyli owymi wykształconymi ludźmi siedzącymi w biurach, a ludźmi z nizin społecznych, którzy kiedyś wykonywali proste zawody, a dla których już teraz pracy nie ma… Pojawia się znowu mit merytokracji – wiara w to, że nasze zarobki są uzależnione wyłącznie od naszej ciężkiej pracy i talentu. Abstrahując już od owego błędnego przekonania, to autor staje po stronie „uciskanych”, argumentując, iż fakt, że nawet jeśli ktoś nie jest szczególnie uzdolniony, to nie oznacza, że nie ma prawa do godnego życia – tymczasem współczesne społeczeństwo spycha go do upadlających prac i braku perspektyw.

Jeśli wolność w ogóle ma coś znaczyć, musi oznaczać wolność każdego człowieka do życia w godności, a nie wolność rosnącej klasy konsumentów do dyrygowania inną klasą społeczną, nawet jeśli od czasu do czasu zostają z góry spuszczone drabiny umożliwiające nielicznym szczęśliwcom wspięcie się na wyższy poziom i zamianę w Elojów.

Piketty pokazuje jak po perturbacjach XX wieku wielkie fortuny znów się odradzają, ale o ile Piketty pisze o współczesnym kapitalizmie w dość elegancki sposób, to Bloodworth wprost stwierdza, że wyzwolenie się ludzi spod jarzma totalitaryzmu skutkowało także uwolnieniem się wyjątkowo zjadliwego wirusa kapitalizmu, a od czasu gdy ludzie wyzwolili się spod władzy komisarzy, kraje kapitalistyczne mogły ponownie podjąć ryzyko antagonizowania biedoty bez większej obawy o wywrotową działalność komunistów. To z pewnością mocno lewicowa opcja. Do tego trzeba dodać spostrzeżenie autora, że gros tzw. „zwykłych ludzi” nie interesuje się polityką, traktując ją jak coś, co się robi ludziom – decyzje polityczne podejmują inni. Tymczasem jeśli nie będziemy walczyć o swoje prawa na rynku pracy i oddawać je dla iluzorycznych i wmawianych nam korzyści (jak „elastyczność”), to za chwilę wszyscy możemy znaleźć się w takiej sytuacji, a nie tylko ci biedni ludzie z nizin drabiny społecznej (jak zwykliśmy o nich myśleć). Odnieśmy się jeszcze raz do Piketty’ego, którego słowa są tu idealnym podsumowaniem:

(…) wszyscy obywatele powinni interesować się poważnie pieniądzem, jego pomiarem, dotyczącymi go faktami i zmianami następującymi wokół niego. Ci, którzy mają go dużo, nigdy nie zapominają bronić swoich interesów. Odmowa zmierzenia się z liczbami rzadko służy interesom najbiedniejszych.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: śmieciowy rynek pracy
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 344
Moja ocena: 5/6

James Bloodworth, Zatyrani. Reportaż o najgorzej płatnych pracach, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2021

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później