Jeśli poszukacie w sieci, to można znaleźć w niej liczne artykuły dotyczące tego, jak zmniejszyć ilość naszego snu. Ich autorzy często powołują się na „mit 8-godzinnego snu” i przytaczają przykłady znanych osób, które rzekomo spały tylko kilka godzin na dobę i efektywnie funkcjonowały. Zawsze dziwiły mnie takie zapędy. Po co robić coś takiego – zastanawiałam się – po co ograniczać coś, co jest nie tylko pożyteczne, ale i przyjemne (a te dwie rzeczy rzadko idą w parze)? Ja bardzo lubię spać i nie znam nikogo, kto by tego nie lubił. Po co więc wprowadzać tu jakieś cięcia - żeby więcej pracować? Mieć więcej czasu na inne rzeczy? Co takiego jest ważniejsze od naszego zdrowia i samopoczucia? Dlaczego w takim układzie nie zadbać o lepsze zarządzanie swoim czasem, zamiast eksperymentować na własnym organizmie, zmuszając się do czegoś, co jest sprzeczne z naszymi naturalnymi, biologicznymi potrzebami? 

 

Po przeczytaniu książki Dlaczego śpimy, jestem takimi pomysłami domorosłych ekspertów nie tylko zdziwiona, ale i przerażona. Choć sen pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych zjawisk, jeśli chodzi o naszą biologię, to nie ma wątpliwości, że jest on niezbędny do prawidłowego funkcjonowania wszystkich zwierząt. Bo śpią wszystkie, nawet owady, czy robale. Niektórzy wskazują, że u podstawy ewolucji homo sapiens stał dwunożny chód, inni, że rozwój mowy, a profesor Matthew Walker uważa, że pozwoliła na to przebudowa struktury snu, z dużą ilością fazy REM, co umożliwiło ludziom rozwój mózgu. 

 

Nie wiadomo od czego zależy zróżnicowana ilość snu u różnych gatunków, ale badania wykazują, że 8-9 godzin snu w przypadku człowieka to ilość optymalna, a nie żaden „mit”. Matthew Walker tłumaczy dlaczego nie powinniśmy skracać snu (ani wieczorem, ani rano), jakie procesy zachodzą w czasie, gdy śpimy i jakie dobroczynne skutki wywiera sen na nasz organizm (albo jakie negatywne – wywiera niedobór snu). Sen jest najlepszym lekarstwem, jak się okazuje, ale też jego niewystarczająca ilość może prowadzić do bardzo poważnych następstw. Walker ubolewa tutaj nad epidemią niedoboru snu, jaka występuje współcześnie w uprzemysłowionych społeczeństwach. Wyjaśnia kwestie rytmu dobowego, jego zmiany, zachodzące wraz z wiekiem oraz tego, że dla wielu z nas zrywanie się wcześnie rano jest nie tylko bardzo nieprzyjemne, ale też niezdrowe z punktu widzenia naszej fizjologii. Dlatego też organizacja pracy, zmuszająca jednych, by dostosowali się do rytmu innych osób – jest bardzo złym pomysłem. Wiem, co mówię: zbyt wczesne wstawanie do szkoły, czy do pracy zawsze było dla mnie swego rodzaju torturą. Co z tego, że zerwę się o nieludzkiej porze i przyjadę do pracy, skoro przez pierwsze godziny będę półprzytomna i – dodajmy – również z powodu niewyspania nie w humorze i niemiła dla współpracowników? Zmiana czasu jest również niezdrowa, gdyż powoduje zaburzenia rytmu dobowego, znacznie większe, niż nawet to odczuwamy.

 

Co więcej, zarwanej nocy nie da się tak po prostu odespać, jak się nam powszechnie wydaje. Walker porównuje to do kredytu w banku, którym sen NIE jest. Poza tym ważna jest nie tylko ilość, ale i jakość snu. Nie każdy sen jest zdrowy, np. sen pod wpływem alkoholu, czy środków nasennych to bardziej sedacja, która nie działa tak jak prawdziwy sen. 

 

Autor przyznaje, że co prawda istnieją ludzie, którym zmniejszona ilość snu nie wyrządza żadnej szkody, ale osoby te są bardzo nieliczne. Dobitnie stwierdza: Liczba osób, które mogą spać 5 lub mniej godzin bez żadnego uszczerbku dla organizmu, wyrażona procentem populacji i zaokrąglona do pełnej liczby wynosi zero. Brak snu może doprowadzić do śmierci – niedawno w jednym seriali, jakie oglądałam, bohater cierpiał na tzw. śmiertelną bezsenność. Myślałam, że to jakaś zmyślona choroba, ale okazuje się, że taka dolegliwość – wprawdzie bardzo rzadka – ale naprawdę istnieje.

 

Dlaczego śpimy to książka z cyklu „to powinien przeczytać każdy”. Z lektury tej powzięłam mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo informacji, o których nie miałam pojęcia, ale też mam pretensje do autora, że za bardzo straszy. I to już od pierwszej strony – wylicza choroby, na jakie możemy zapaść w efekcie niedosypiania, stosuje bardziej metodę kija, niż marchewki. A przecież nawet gdy dbamy o to, by się wysypiać, to każdemu z nas zdarza się od czasu gorsza noc, kiedy przewracamy się z boku na bok i nie możemy zasnąć. Od teraz tego typu zjawiska będą budzić we mnie nie tylko irytację, ale i poważne zaniepokojenie skutkami, jakie mogą za sobą nieść. Chciałabym jakoś jeszcze zweryfikować te informacje, bo zastanawiam się, czy autor nie przesadza i nie demonizuje i nie dopasowuje faktów do swojej teorii – mimo wszystko. Nie wydaje mi się, by wszystkie problemy świata były spowodowane niewyspaniem, choć niewątpliwie ludzie znaczenie snu lekceważą. Z typową dla rodzaju ludzkiego pychą wydaje się nam znowu, że jesteśmy mądrzejsi od Matki Natury i możemy dowolnie manipulować tym, co ona wypracowała. Dlatego – choć kocham czytać – nigdy nie zarywam nocy dla książek. I Wy również nie czytajcie nocą, kosztem snu!

 

Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: sen
Miejsce akcji: -
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 392

Moja ocena: 5,5/6

 

Matthew Walker, Dlaczego śpimy. Odkrywanie potęgi snu i marzeń sennych, Wydawnictwo Marginesy, 2019

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później