Interesująca. Tak z reguły mówimy, kiedy za bardzo nie wiemy, co o danej rzeczy sądzić, a nie chcemy krytykować. 

 

Szachy to trudna gra. Gra strategiczna, wymagająca nie tylko myślenia, ale i planowania, obmyślania strategii, wymagająca także wyobraźni. Nie wystarczy znać zasady, by umieć grać. Co więcej, wymaga ona nauki i trenowania, tak samo, jak inne sporty. Szachiści, zajmujący się na poważnie/zawodowo tą dyscypliną studiują liczne podręczniki, omawiające rozmaite warianty rozgrywek, czy partie rozegrane przez zawodników, którzy przeszli już do historii. Czy w takim świecie może odnaleźć się mała dziewczynka z sierocińca, którą nauczył grać woźny? Lecz Beth ma wyjątkowy talent, jest genialna w swojej dziedzinie. To dlatego udaje jej się wybić, mimo tego, że w sierocińcu nie dostaje żadnego wsparcia dotyczącego rozwijania jej talentu, a i potem głównie radzi sobie sama. Czy taka historia jest prawdopodobna?

 

Tak naprawdę to nie wiem, co autor chciał opowiedzieć, bo Gambit królowej zbyt długo nie niósł za sobą żadnego przesłania. Jest to tylko sucha opowieść o kolejnych partiach szachów i genialnej dziewczynce, zachowującej się tak, jakby zamroziła w sobie wszystko, co nie dotyczy szachów. Beth zachowuje się tak, jakby nie miała żadnych uczuć – poza pragnieniem wygranej w szachach. Rzeczywistość zagłusza tabletkami nasennymi, od których uzależniła się już w sierocińcu. Jest młodziutka, ale życie przecieka jej przez palce. Ale książka specjalnie nie rozwodzi się nad jej deficytami emocjonalnymi, ograniczając się do ukazania dziewczyny w kilku scenach, kiedy życie wygrywa z szachami. Tego, co nią powoduje możemy się domyślać, natomiast nie wydaje mi się, by autor wgłębiał się w jej psychikę. Samo dojście na szczyt też nie kosztuje Beth zbyt wiele. Dzieje się to za łatwo i szybko i sprawia wrażenie, jakby dziewczyna faktycznie nikogo nie potrzebowała do szczęścia. Nie przeszkadza jej nawet szprycowanie się środkami odurzającymi (co chyba jednak ma znaczenie w przypadku gier umysłowych). Dla mnie ta powieść była studium przygnębiającej samotności dziewczyny, która w zasadzie nie może liczyć na nikogo, a i też za bardzo nie rozumie, że w pewnym momencie szachy – zupełnie tak jak życie – stają się grą zespołową. Tym, którzy współpracują z innymi zawsze udaje się zajść dalej, niż samotnikom. Choć studium to za dużo powiedziane – po prostu autor opowiada taką, a nie inną historię, bez pogłębienia tego tematu. Kwestie relacji Beth z innymi ludźmi są tu potraktowane bardzo wyrywkowo. W przeciwieństwie do zagadnień czysto szachowych. 

 

Głównym bowiem problemem związanym z Gambitem królowej jest nadmiar szczegółów dotyczących rozgrywanych przez Beth meczów. Brzmi to niestety jak jakiś szyfr i czytelnik, który nie gra w szachy ich nie zrozumie i nie jest w stanie zwizualizować sobie meczu, a co za tym idzie nie jest w stanie wczuć się w sytuację głównej bohaterki. Ręce się pocą z emocji? Nie powiedziałabym, bo nie wiedziałam, w którym momencie się spocić… 

 

Zabrakło mi też tu głębszej refleksji nad męskim szowinizmem w świecie szachów. Bo to jest męski świat, co zostało przez autora zasygnalizowane. Beth już w dzieciństwie słyszy, że „szachy to gra dla chłopców”. Całe szczęście, że się tym nie przejmuje i robi swoje, ale ja zastanawiałam się nad seksizmem tkwiącym w tym stwierdzeniu. Znowu wmawiało się nam, że coś jest tylko dla mężczyzn, a przecież to tylko gra, nie wymagająca żadnej siły fizycznej, czy też posiadania penisa – zatem dlaczego? Bohaterka gra lepiej nie tylko, niż większość kobiet (co po prawdzie nie byłoby żadnym wyczynem, zważywszy na niewielką ich ilość uprawiających tę dyscyplinę), ale lepiej, niż większość mężczyzn, których pokonuje jeden za drugim na turniejach szachowych.  

 

Czy jest na sali ktoś, kto przeczytał książkę, a nie widział serialu? I czy gdyby nie film, ta powieść zdobyłaby taką popularność? Ja myślę, że nie. Przecież to nie jest nowa książka, a do momentu zrobienia filmu, mało kto o niej słyszał. Z mojego punktu widzenia to taka typowa powieść ukazująca historię od pucybuta do milionera. Czekałam, aż coś się z tego wykluje, ale się nie wykluło… Moim zdaniem trzeba też znać się na szachach, by ta powieść się spodobała – nie-szachista niewiele z niej wyniesie. A wiele ponad szachy tu nie znajdziemy. Bez zachwytu.

 

Interesujący ten Gambit królowej ;)

 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka/obyczajowe
Główny bohater: Beth Harmon
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: lata 60-te XX wieku
Ilość stron: 360

Moja ocena: 3,5/6



Walter Tevis, Gambit królowej, Wyd. Czarne, 2020

 

Komentarze

  1. Mam dokładnie takie samo zdanie o tej książce.
    Obejrzałam najpierw kilka odcinków serialu i bardzo chętnie sięgnęłam po książkę, bo zdecydowanie wolę książki niż filmy. Rozczarowałam się mocno. Byłam też zdziwiona, że została książką roku LC - już myślałam, że coś ze mną nie tak, że nie odnalazłam tej ukrytej głębi - a tu proszę, mam sojusznika :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później