Kłamstwo z rozsądku
Literatura kobieca to z reguły takie książki, które czytamy dla zabicia czasu, dla relaksu, a potem błyskawicznie zapominamy. Raczej rzadko znajdują się one na liście naszych ulubionych powieści. Nie zaliczyłabym do nich też Kochając większą kobietę Jennifer Weiner, ale jednak ta powieść zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie, że dosyć dobrze ją zapamiętałam, choć czytałam ją dobrych kilka lat temu. Pewnie nie bez znaczenia był moment, w jakim ją czytałam - leżałam wtedy w łóżku z paskudną grypą, użalając się nad sobą, a perypetie Candance Shapiro pozwoliły mi oderwać się od moich problemów i przetrwać jakoś ten okres. Nic więc dziwnego, że ucieszyłam się, kiedy ostatnio natknęłam się na ciąg dalszy tej powieści, jakim jest Kłamstwo z rozsądku.
W Kochając większą kobietę Candance jest młodą kobietą (zbliżającą się do 30-tki), której podstawowym problemem jest jej tusza: jest otyła i ma z tego powodu duże kompleksy. Choć jest inteligentna, ma dobrą pracę (jako dziennikarka), to jej wygląd spędza jej sen z powiek. Pewnego dnia zachodzi w niechcianą ciążę, a jej chłopak, na wieść o tym, zostawia ją samą...Jakby tego było mało, jej ex ośmiesza Cannie, opisując ich romans w gazecie. Od tej pory życie Cannie wali się w gruzy. Zakończenie powieści jednak podnosi na duchu, ponieważ ostatecznie okazuje się, że bohaterka znalazła kogoś, kto akceptuje ją taką, jaką jest. W pewnym sensie to, co przeżywała bohaterka było mi bliskie, doskonale ją rozumiałam, choć nigdy nie miałam problemów ani z otyłością, ani z niechcianą ciążą - ale z samooakceptacją już tak. Myślę, że to bolączka wielu, wielu kobiet. Akcja Kłamstwa z rozsądku rozgrywa się po 13 latach od wydarzeń opisanych w Kochając większą kobietę. Cannie jest - można by tak powiedzieć - kobietą sukcesu. Wyszła za mąż za mężczyznę, który pokochał ją, gdy była samotną (i grubą) matką oraz zarobiła mnóstwo pieniędzy na książce, w której opisała swoje perypetie. Powieść powstała trochę by zemścić się na facecie, który ją zostawił oraz wszystkich tych, którzy ją w życiu zawiedli. Ponieważ jednak książka była nieco skandalizująca, bohaterka nie chcąc więcej szumu wokół swojej osoby, odstawiła ją na półkę i pisuje powieści fantastyczne pod pseudonimem. Córka Cannie, Joy, ma już 13 lat, właśnie przygotowuje się do bat micwy i zaczyna interesować się przeszłością swojej matki. Kłopoty zaczynają się, kiedy Joy czyta powieść swojej mamy i zaczyna drążyć temat "jak to było naprawdę". Na dodatek mąż Cannie chce mieć własne dziecko...
Kochając większą kobietę jest w zasadzie taką wersją Bridget Jones, tylko że potraktowaną bardziej serio. Przynajmniej w moim odczuciu problemy Cannie mają większy ciężar - bohaterka nie jest głupią panienką latającą za facetami, a czytając o jej kłopotach, bardziej chciało mi się płakać, niż śmiać. Zresztą zawsze mnie dziwiło to, że kobiece bolączki, takie jak niewłaściwe związki, zawody miłosne, niechciane ciąże, rozpaczliwa pogoń za byciem piękną i młodą, czy niedocenienie w pracy - mogą kogoś śmieszyć, a tak przecież reklamowanych jest wiele powieści dla kobiet. Ciekawe, że jakoś nikt w ten sposób nie traktuje opowieści o męskich problemach - seksualne frustracje, kryzys wieku średniego, poszukiwanie sensu życia - to jest zawsze równie ważne, co kryzysy w światowej gospodarce.... Anyway, również w Kłamstwie z rozsądku można dostrzec podobieństwa do kontynuacji losów Bridget Jones. Po kilkunastu latach, Cannie znowu znajduje się w tarapatach. Tym razem jednak bohaterka, jak również jej córka, które na zmianę są w powieści bohaterkami, bardziej mnie irytowały, niż budziły moją sympatię. Candance jest zdecydowanie nadopiekuńczą matką: nie chce przyjąć do wiadomości, że jej córka nie jest już małym dzieckiem, że dorasta, a zatem ma problemy typowe dla nastolatków. Kobieta ciągle zawstydza Joy, kontroluje ją i prawi jej morały o "wartościach", których sama raczej nie przestrzegała, gdy była młodsza. Odkąd to stała się taka "pobożna"? Bohaterka momentami zachowuje się, jakby nie miała lat 40-tu, tylko 80. Irytujące są matki, które wydają się że zapomniały o tym, jak to było, gdy same były młode... dziwne jest to, że jakoś osoby bezdzietne o tym nie zapominają, więc Joy znacznie lepiej czuje się z postrzeloną siostrą Cannie, która mentalnie z kolei ma lat 20-cia, a nie 40. W dodatku Candance, choć ma przecież wszystko, o czym marzą kobiety: rodzinę, wspaniałego męża, ustabilizowane życie, a ciągle użala się nad sobą. Nadal nie potrafi siebie zaakceptować, nadal jest osobą otyłą i zaprząta to jej myśli. Uważam, że o ile był to dobry wątek w pierwszej części jej przygód, gdy była sama, czuła się niekochana i odrzucona, to w drugiej, bohaterka powinna jednak zmienić perspektywę. Może zająć się pracą, karierą? Ciekawiej byłoby poczytać coś więcej o stosunku autorki do własnego pisarstwa - niestety refleksji na ten temat raczej tu nie znajdziemy, co najwyżej bohaterka żałuje, że napisała powieść, która przyniosła jej sławę, lecz może zaszkodzić w relacjach z bliskimi, zwłaszcza z córką... Nawet wątek starania się o dziecko, mogący tu przecież zagrać pierwsze skrzypce, został potraktowany marginalnie. Z kolei Joy zamiast docenić to, że ma kochających rodziców, wymyśla jakieś numery - ale akurat bycie krnąbrnym w przypadku nastolatek jest raczej normalne. Poza tym w książce zdecydowanie zbyt dużo miejsca zajmują nawiązania do kultury żydowskiej: Joy jest akurat w wieku, kiedy Żydzi obchodzą bar i bat micwy, co staje się w Kłamstwie z rozsądku pretekstem do elaboratów dotyczących przygotowania do tego święta. Okazuje się, że Amerykanie zrobili z tego podobną (a nawet większą) szopkę, jak u nas komunie - bat micwie musi towarzyszyć wystawna impreza z tancerzami, magikami, piosenkarzami i wszelkimi możliwymi atrakcjami, bardziej przypominająca wesele, niż dziecięce urodziny. To jedna strona, a druga to to, że Weiner opisuje ze szczegółami przebieg nabożeństwa w synagodze, a także inne żydowskie uroczystości religijne. Nie mam nic przeciwko religii judaistycznej, ale tego było po prostu za dużo, jak na książkę obyczajową nie dotyczącą przecież problemów społeczności żydowskiej, tylko losów jednej dużej pani i jej córki. Nie przypominam sobie, by w Kochając większą kobietę Weiner pisała cokolwiek na ten temat, nawet czy wspomniała o tym, że bohaterka jest Żydówką. Poza tym bohaterowie nie są wcale żadnymi ortodoksami, żyją normalnie, więc po co ciągle przypominać o bat micwach, kadiszach, channukach i innych żydowskich tradycjach? W polskich powieściach obyczajowych też nie czytamy non stop o tym, jak to bohaterowie biegają na msze, nawet jeśli są katolikami i mają to w zwyczaju.
Zatem kontynuacja dużo gorsza, niż pierwsza książka. Przeczytałam, trochę poziewałam; powieść nie wywołała we mnie żadnych szczególnych emocji.
Jennifer Weiner, Kłamstwo z rozsądku, Wyd. Sonia Draga, 2009
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Cannie Shapiro i Joy Shapiro
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 464
Moja ocena: 4/6Jennifer Weiner, Kłamstwo z rozsądku, Wyd. Sonia Draga, 2009
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
To jakiś okropny gniot, o mało atrakcyjnej, niezrealizowanej, ciągle modlącej się Żydówce, ble
OdpowiedzUsuńNie przeczytam!
Bridget Jones bardzo lubię i nie stronię od różnorodnych książek napisanych w podobnym stylu, także tych lekko poważniejszych. :) Jeżeli będę miała okazję, to sięgnę po "Kochają większą kobietę" oraz kontynuację - tak dla relaksu.
OdpowiedzUsuń