Długi film o miłości
Wreszcie coś dla mnie - myślę sobie. Znany reporter, Jacek Hugo-Bader odszedł od swojej ulubionej Rosji i wziął się za himalaizm. Tragedia na Broad Peak, znana sprawa. Od razu chciałam to przeczytać, jak tylko zobaczyłam w zapowiedziach. Książkę kupuję tuż po premierze, ale ..odstawiam na półkę. Obserwuję szum medialny wokół niej i czytam liczne recenzje. Oglądam też wywiad z Jackiem Hugo-Baderem. I rozmawiam ze znajomymi z GOPR. I coraz bardziej się do tej książki uprzedzam. Jeszcze nie otwarłam książki, a już myślę o niej źle. Nie jestem obiektywna, bo patrzę na to od strony "ludzi gór", a nie tych, którzy rzucili się na ich ocenianie i sensację.
Po pierwsze: po co brać na wyprawę "pogrzebową" kronikarza? W dodatku dziennikarza - a z takimi nigdy nic nie wiadomo. Dziwię się Jackowi Berbece, że dał się na to namówić, ale pewnie podziałał bezwstydnie marketingowy (jak sam Hugo-Bader przyznaje) list, jaki wysłał mu reporter. W wywiadzie, który widziałam, JHB sam powiedział, że, jak rasowy reporter, wyczuł temat. I to na temacie mu zależało, bo nośny był bardzo. Nie mogę się oprzeć poczuciu, że to żerowanie na tragedii i ludzkich uczuciach, a JHB zachował się jak paparazzo, a nie jak przedstawiciel "literatury faktu", za jakiego chce uchodzić.
Po drugie: Jacek Hugo-Bader równie bezwstydnie użala się nad sobą w tej książce. Że był izolowany, że nie chcieli z nim gadać. Tak było, ale trzeba pamiętać, że na takie rzeczy ma także wpływ nastawienie - może autor sam czuł, iż jest faktycznie na tej wyprawie piątym kołem u wozu? Było się pchać? Znam trochę to środowisko i wiem, że trzeba umieć tam znaleźć sobie swoje miejsce. To twardzi faceci, zaprzątnięci swoją pasją. Jak się człowiek nie zna na tym, na czym oni się znają, nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Mnie, jako kobiecie, jest z jednej strony łatwiej - bo mogę robić za maskotkę, albo za pozoranta, ale z drugiej strony mam też do czynienia z typowym męskim szowinizmem, który czasem wyłazi. Hugo-Bader jednak taryfy ulgowej nie miał, bo sam zadeklarował przecież, że ma doświadczenie w "turystyce górskiej", znosi niewygody i niskie temperatury. Momentami miałam wrażenie, że główną postacią tej książki jest sam autor i że wszystko kręci się wokół niego.
Po trzecie: nie bardzo ta książka odpowiada konwencji reportażu. To raczej coś w rodzaju opowieści opartej na faktach, połączonej mocno z osobistymi wynurzeniami autora. Fajnie, że Hugo-Bader wplata w sprawozdanie z wyprawy różne przydatne didaskalia: kulisy ubiegłorocznej tragedii na Broad Peak, wątki dotyczące historii himalaizmu, czy też detale organizacji wypraw, warunków jakie panują w górach. Rozpisuje się o chorobie wysokościowej. Przedstawia racje obydwu stron - tych oskarżających i oskarżonych - w tym konflikcie, który podzielił środowisko górskie. To jest ciekawe dla czytelników, którzy nie orientują się w tych tematach. Ale to trudno nazwać reportażem. Kilka stron zajmuje pełny jadu jazgot z internetu (fakt, inaczej nazwać się tego nie da), przy którym człowiekowi podnosi się od razu ciśnienie. Kolejnych kilka stron zapis rozmów uczestników tragicznej wyprawy. Wygląda to tak, jakby autorowi zabrakło materiału.
Po czwarte i najważniejsze: tak się składa, że znam Jacka Jawienia, uczestnika tej wyprawy - i Jacek bynajmniej książką zachwycony nie jest. Ma żal do Hugo-Badera, że do książki włączył rozmowy z rodzinami zmarłych himalaistów, pomimo zapewnień, że tych osobistych zwierzeń nie wykorzysta, że chce tylko "zrozumieć". Ale przecież, gdyby nie chciał tego nie wykorzystać, to by nie pytał - myślę sobie. To naiwność, że wzięli jego zapewnienia za dobrą monetę. Rozmawiając z dziennikarzami trzeba uważać na każde słowo. Przewijają się też zarzuty o przeinaczanie faktów, o dopowiadanie własnych interpretacji, wyssanych z palca. Może to robienie z igły widły, ale pewnie nie każdy lubi jak się mu publicznie wbija szpile. Za nieprzystępność na wyprawie, JHB "odwdzięczył się" wspinaczom obsmarowaniem ich w książce. Najbardziej dostało się Jackowi Berbece. Jest żal.
Alpinizm romantyczny
Po pierwsze: po co brać na wyprawę "pogrzebową" kronikarza? W dodatku dziennikarza - a z takimi nigdy nic nie wiadomo. Dziwię się Jackowi Berbece, że dał się na to namówić, ale pewnie podziałał bezwstydnie marketingowy (jak sam Hugo-Bader przyznaje) list, jaki wysłał mu reporter. W wywiadzie, który widziałam, JHB sam powiedział, że, jak rasowy reporter, wyczuł temat. I to na temacie mu zależało, bo nośny był bardzo. Nie mogę się oprzeć poczuciu, że to żerowanie na tragedii i ludzkich uczuciach, a JHB zachował się jak paparazzo, a nie jak przedstawiciel "literatury faktu", za jakiego chce uchodzić.
Po drugie: Jacek Hugo-Bader równie bezwstydnie użala się nad sobą w tej książce. Że był izolowany, że nie chcieli z nim gadać. Tak było, ale trzeba pamiętać, że na takie rzeczy ma także wpływ nastawienie - może autor sam czuł, iż jest faktycznie na tej wyprawie piątym kołem u wozu? Było się pchać? Znam trochę to środowisko i wiem, że trzeba umieć tam znaleźć sobie swoje miejsce. To twardzi faceci, zaprzątnięci swoją pasją. Jak się człowiek nie zna na tym, na czym oni się znają, nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Mnie, jako kobiecie, jest z jednej strony łatwiej - bo mogę robić za maskotkę, albo za pozoranta, ale z drugiej strony mam też do czynienia z typowym męskim szowinizmem, który czasem wyłazi. Hugo-Bader jednak taryfy ulgowej nie miał, bo sam zadeklarował przecież, że ma doświadczenie w "turystyce górskiej", znosi niewygody i niskie temperatury. Momentami miałam wrażenie, że główną postacią tej książki jest sam autor i że wszystko kręci się wokół niego.
Po trzecie: nie bardzo ta książka odpowiada konwencji reportażu. To raczej coś w rodzaju opowieści opartej na faktach, połączonej mocno z osobistymi wynurzeniami autora. Fajnie, że Hugo-Bader wplata w sprawozdanie z wyprawy różne przydatne didaskalia: kulisy ubiegłorocznej tragedii na Broad Peak, wątki dotyczące historii himalaizmu, czy też detale organizacji wypraw, warunków jakie panują w górach. Rozpisuje się o chorobie wysokościowej. Przedstawia racje obydwu stron - tych oskarżających i oskarżonych - w tym konflikcie, który podzielił środowisko górskie. To jest ciekawe dla czytelników, którzy nie orientują się w tych tematach. Ale to trudno nazwać reportażem. Kilka stron zajmuje pełny jadu jazgot z internetu (fakt, inaczej nazwać się tego nie da), przy którym człowiekowi podnosi się od razu ciśnienie. Kolejnych kilka stron zapis rozmów uczestników tragicznej wyprawy. Wygląda to tak, jakby autorowi zabrakło materiału.
Po czwarte i najważniejsze: tak się składa, że znam Jacka Jawienia, uczestnika tej wyprawy - i Jacek bynajmniej książką zachwycony nie jest. Ma żal do Hugo-Badera, że do książki włączył rozmowy z rodzinami zmarłych himalaistów, pomimo zapewnień, że tych osobistych zwierzeń nie wykorzysta, że chce tylko "zrozumieć". Ale przecież, gdyby nie chciał tego nie wykorzystać, to by nie pytał - myślę sobie. To naiwność, że wzięli jego zapewnienia za dobrą monetę. Rozmawiając z dziennikarzami trzeba uważać na każde słowo. Przewijają się też zarzuty o przeinaczanie faktów, o dopowiadanie własnych interpretacji, wyssanych z palca. Może to robienie z igły widły, ale pewnie nie każdy lubi jak się mu publicznie wbija szpile. Za nieprzystępność na wyprawie, JHB "odwdzięczył się" wspinaczom obsmarowaniem ich w książce. Najbardziej dostało się Jackowi Berbece. Jest żal.
Alpinizm romantyczny
Temat może i nośmy, ale chyba niezbyt Hugo-Baderowi "leżący". To widać, chociażby w samym fakcie, że reporter stara się "zrozumieć" ten "amok", który pcha himalaistów do góry. Ale czy aby na pewno? Myślę, że Tomek uległ śmiertelnej chorobie dotykającej bardzo wielu wspinaczy - stopniowe stępienie wrażliwości na ryzyko, z którego rodzi się poczucie nieśmiertelności. I zapewne ta diagnoza jest słuszna, ale to się nie może w "środowisku" podobać. Długi film z pewnością odziera himalaizm z wszelkiego piękna i romantyzmu, a wspinaczy z bohaterstwa: himalaiści to - z grubsza biorąc - szaleńcy, narażający bez potrzeby swoje życie, popaprańcy jeżdżący w góry po to, by karmić swoje ego, by uciec od zwykłego życia, a dziś dodatkowo - by zostać celebrytami. Tak, jak Tomek Kowalski, który wszystko, co robił filmował i koniecznie chciał przejść do "historii świata". Wysokie góry są śmiertelną pułapką, a w dodatku tracą cały swój urok, zaśmiecone przez ludzką działalność. Bohaterami zaś są ci, którzy przeżyli, a nie ci, którzy zostali na zboczach gór. Rozczarowaniem okazali się uczestnicy wyprawy, którzy nie chcieli zbytnio się wywnętrzać i nie dostarczyli autorowi dość materiału na książkę. Hugo-Bader raczej nie pojmuje motywacji tych ludzi i nawet niespecjalnie stara się to ukrywać. A kto jak kto, ale reporter żyjący swoją pasją powinien wspinaczy rozumieć. Smutny to wydźwięk tej lektury. Dystans. Niezrozumienie. Pozostawia jakiś nieprzyjemny posmak.
Kawał dobrej, nikomu nie potrzebnej roboty
JHB ma warsztat, więc Długi film jest znakomicie napisany i wyśmienicie się go czyta, choć niektóre zwroty - charakterystyczne dla autora - są irytujące. Problem w tym, że wszystko, o czym pisze JHB już czytałam; życiorysy uczestników ubiegłorocznej wyprawy, wzajemne oskarżenia, szukanie winnych i pytania bez odpowiedzi o przyczyny tragedii. Kontrowersyjny raport, w którym za całość wypadków obwinia się tych, którzy przeżyli. Zastanawiające i na pewno ciekawe. Jednak identyczne tematy są podejmowane w książce Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego. Nie wiem, czy dwie książki o tym samym są potrzebne. To oczywiście nie wina autora, nikt z nikim się nie umawiał, że nie napisze podobnej książki, a z faktami się nie dyskutuje. Może gdybym go przeczytała przez Broad Peak. Niebo i piekło (i gdybym nie czytała innej literatury górskiej), odebrałabym go inaczej. Jednak przez to Długi film traci siłę rażenia. Nie trzeba było jechać w Karakorum, by napisać taką książkę, a to, co się w niej znalazło, to nie jest to, czego od niej oczekiwałam. Miał być reportaż, a nie jest. Za dużo w Długim filmie jest Jacka Hugo-Badera, za dużo wypełniaczy, niepotrzebnych spekulacji i wałkowania tematu "sens himalaizmu", a za mało tego, co miało być, czyli wyprawy w góry. Wyprawy z miłości do gór, a nie dla kasy. Długi film o miłości, to kawał dobrej, nikomu nie potrzebnej roboty - podobnie jak himalaizm w oczach JHB.
Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: góry i Jacek Hugo-Bader Gatunek: literatura faktu
Miejsce akcji: Karakorum
Czas akcji: współcześnie
Cytat:
- No i na co to wszystko? - bąknąłem wreszcie pod nosem.
- Co? - pyta ponuro Adam.
- To wasze wspinanie. Jest z tego jakiś pożytek? Przecież to nie loty kosmiczne. (...)
- Zapytałem też o to Jacka Berbekę, to on mnie spytał czy z lotów kosmicznych jest pożytek.
Moja ocena: 4/6- No i na co to wszystko? - bąknąłem wreszcie pod nosem.
- Co? - pyta ponuro Adam.
- To wasze wspinanie. Jest z tego jakiś pożytek? Przecież to nie loty kosmiczne. (...)
- Zapytałem też o to Jacka Berbekę, to on mnie spytał czy z lotów kosmicznych jest pożytek.
Jacek Hugo-Bader, Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak, Wyd. Znak, 2014
Spodziewałam się czegoś lepszego, ale i tak dam jej szansę ;)
OdpowiedzUsuńchyba na noc sobie zapodam na weekendzie...
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja i zarazem bardzo potrzebna. Ja byłam ślepo zapatrzona w Długi film... Porwał mnie. Porwały mnie styl i charyzma JHB. Podobało mi się, że dużo w tym też jego odczuć, że nie jest to sztywny reportaż... Wcześniej niewiele wiedziałam o wydarzeniach z Broad Peak, więc czytałam z zapartym tchem. To trochę mnie zmyliło. Może za bardzo sugeruję się dobrze napisanym tekstem, ale otworzyłam nieco oczy po Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest ciekawa, nie przeczę, może porywać, ale napisana pod publiczkę. Ja już mam trochę dość tego dywagowania "po co chodzić w góry", jakie pojawiło się po Broad Peak. Niektórzy mają taką pasję i tyle, jest mnóstwo ludzi uprawiających sporty ekstremalne, coraz więcej. Po co więc ich osądzać.
UsuńŚwietny tekst! Jestem pod ogromnym wrażeniem! Jak dla mnie czyta się go o wiele lepiej niż książkę Hugo-Badera, która kosztowała mnie dużo nerwów, bo okrutnie się rozczarowałam (nie tylko na książce, ale i na autorze).
OdpowiedzUsuń