Zabić arcyksięcia
Zabójstwo
następcy austriackiego tronu, Franciszka Ferdynanda, było iskrą,
która zapaliła ogień wojny w Europie, przewracając tym samym
stary porządek rzeczy. Po I wojnie światowej świat już nie
wyglądał tak samo, upadły państwa o kilkusetletnim rodowodzie, a
postęp zaczął pędzić z przerażającą szybkością. Jak
potoczyłyby się losy Europy, gdyby do tego nie doszło? A może
doszło by tak, czy inaczej?
Arcyksiążę
Franciszek Ferdynand jest postacią dosyć enigmatyczną. Właściwie
to wszystko, co o nim wie przeciętny człowiek (o ile w ogóle), to
właśnie tyle, że zamach na niego doprowadził do wybuchu I wojny
światowej. Takie jego postrzeganie wynika bezpośrednio z charakteru
następcy tronu. Matka natura niestety poskąpiła mu uroku
osobistego, którym mógłby zjednywać sobie ludzi. W dzieciństwie
nieśmiały - co było często brane za zarozumiałość - introwertyczny, jako dorosły człowiek z tych samych powodów robił
wrażenie oschłego i mało sympatycznego. Nie potrafił być
wylewny, nie posługiwał się pochlebstwami, cenił szczerość i
lojalność. Usuwał się w cień, w życie rodzinne, zwłaszcza, że
związek, jaki zawarł właściwie zmuszał go do tego. Dla
większości poddanych był enigmą, nie kochano go i do dziś w
zasadzie krążą opowieści o tym, że arcyksiążę sam dążył do
wojny, był radykałem, a także iż był skąpym i wymagającym
pracodawcą.
Książka Grega
Kinga i Sue Woolmans jest reklamowana starą i dobrą metodą: „na
romans”, w dodatku błędnie sugerującą pozycję beletrystyczną.
W rzeczywistości jest biografią pechowego następcy tronu i świetną
pozycją historyczną, opisującą ostatnie lata sławnej epoki
edwardiańskiej na kontynencie. Rzeczywiście sporą część książki
zajmuje romantyczna historia miłości arcyksięcia do hrabianki
Zofii Chotek. Nikt nie spodziewał się po surowym księciu, że
zakocha się i będzie za wszelką cenę dążyć do spełnienia
swoich marzeń o małżeństwie z ukochaną, zamiast – jak
przystało na posłusznego syna cesarstwa – znaleźć sobie jakąś
księżniczkę. Dziś naprawdę trudno zrozumieć kontrowersje i
opór, jaki Zofia wzbudziła na dworze – bo przecież nie była jakąś
dziewczyną „z ludu”, lecz hrabianką z rodowodem sięgającym
kilkuset lat wstecz. Mimo tego Zofia Chotek nie była uznawana za
godną wejścia do rodziny Habsburgów. Arcyksiążę w końcu
przeforsował swoją wolę, ale jakim kosztem. Fryderykowi
Ferdynandowi zezwolono na zawarcie małżeństwa jedynie
morganatycznego, a nie dość dobry dla rodziny cesarskiej rodowód
Zofii stał się źródłem wielu upokorzeń, doświadczanych przez
Zofię właściwie do końca życia, a nawet po jej śmierci. Autorzy
ukazują przy tej okazji Cesarstwo Austriackie w jego
schyłkowej formie, zastałe w rygorystycznych regułach,
ze snobistyczną arystokracją nie dopuszczającą do swoich kręgów
nikogo, kto nie mógł poszczycić się odpowiednimi tytułami i
genealogią oraz starego cesarza, Franciszka Józefa, nie godzącego
się na najmniejsze zmiany w konserwatywnym porządku rzeczy.
Następca tronu w pewnym sensie sprzeciwiał się temu, nie tylko
swoim małżeństwem, ale i konkretnymi pomysłami na reformy
cesarstwa. Być może, gdyby dane mu było zasiąść na tronie,
Cesarstwo Austriackie przetrwało by do dziś... Niestety Franciszek
Józef nie akceptował nowoczesnych idei Franciszka Ferdynanda i nie
przepadał za nim samym, popierając wiele zarządzeń przeciwko
niemu, poczynając od dyskredytowania jego małżonki, a kończąc na
rozkazie wyjazdu do Sarajewa, wydanym arcyksięciu, wbrew jego
prośbom, aby zrezygnować z tej wizyty. Franciszek Ferdynand czuł,
że wydarzy się tam coś złego... Czytając tę książkę, ma się
wrażenie, że pewne reakcyjne siły na dworze cesarskim sprzysięgły
się przeciwko następcy tronu, a bardzo dużą rolę odegrał tu –
niestety – wnuk Marii Luizy, z jej morganatycznego (również)
małżeństwa. Kiedy czyta się o tym, jak traktowana była na dworze
Zofia, a zwłaszcza o tym, jak wyglądał pogrzeb arcyksięcia i
księżnej, nie chce się wierzyć w to, iż można być tak
małostkowym i – po prostu – niegodziwym. Zwłaszcza, że Zofia
była przykładną małżonką, kochającą matką i nie
zrobiła niczego, czym zasłużyłaby sobie na ostracyzm, jakiego
doznawała. Jedynym jej przewinieniem był „defekt” w jej drzewie
genealogicznym. Pomimo wielu problemów z racji pochodzenia Zofii,
arcyksiążę i księżna byli kochającym się małżeństwem,
otaczającym wielką miłością swoje dzieci i doceniającym życie
rodzinne. Śmierć tej pary była dla trójki ich potomstwa ogromnym
szokiem i końcem bajkowego dzieciństwa. Wstrząsające są również
dalsze losy dzieci książęcej pary, którym autorzy poświęcają
miejsce pod koniec książki.
Zabić arcyksięcia
to książka zdecydowanie warta przeczytania, wnosząca wiele do
wiedzy historycznej o tym, jak wyglądała Europa sprzed 100 lat.
Pozycja napisana jest wartkim, bardzo przystępnym językiem, a
autorzy nie rozpisują się nadmiernie o sytuacji politycznej – co
oczywiście mnie ucieszyło – ale koncentrują się na sylwetce
głównego bohatera i jego najbliższym otoczeniu. Książka nie nuży
i nie przytłacza ilością faktów, czy dat, autorzy potrafią
wzbudzić w czytelniku żywe emocje, a rozdział poświęcony samemu
zamachowi czyta się z zapartym tchem, pragnąc, by skończyło się
to jednak inaczej... Oczywiście Zabić arcyksięcia zaprzecza
zdecydowanie tradycyjnemu wizerunkowi Franciszka Ferdynanda. Można
dyskutować, czy słusznie, czy nie, czy nie jest to zbytnie
wybielanie księcia, czy autorzy w tej książce nie posuwają się
zbyt daleko i na ile należy dawać im wiarę. Tym niemniej dzięki tej lekturze arcyksiążę stał
się dla mnie człowiekiem z krwi i kości, nie tylko nazwiskiem z
podręcznika historii.
Metryczka:
Gatunek: historyczna
Główny bohater: arcyksiążę Franciszek Ferdynand Gatunek: historyczna
Miejsce akcji: Cesarstwo Austro-węgierskie
Czas akcji: przełom XIX i XX wieku
Cytat: -
Moja ocena: 5/6
Greg
King, Sue Woolmans, Zabić arcyksięcia, Wyd. Znak literanova, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Czytałam. Bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuń