Dowód
Czy
można dowieść, że istnieje życie pozagrobowe? Że istnieje Bóg, anioły i
że nie wszystek umrzemy? Eben Alexander, amerykański neurochirurg
najwyraźniej uważa, że tak i dlatego przytacza na dowód swoje przeżycia z
pogranicza śmierci. Jego książka została napisana, aby – nazwałabym to –
nieść światło – czyli opowiedzieć ludziom, że jednak jest nadzieja na
życie po śmierci. Znalazła się w niej relacja z przebiegu dziwnej
choroby Alexandra oraz z tego, czego doświadczył, przebywając przez
tydzień w śpiączce.
Jeśli masz obycie literackie, to ta książka pewnie ci się nie spodoba – stwierdził mój kolega – i rzeczywiście, Dowód
to nie jest wybitna pozycja literacka. Kraina Widziana z Perspektywy
Dżdżownicy, Tunel i Jądro. Takich sformułowań używa Alexander, by nazwać
to, gdzie był i czego doświadczył. Ta relacja z „wycieczki w zaświaty”
jest nieco bełkotliwa, co w zasadzie rozumiem – zapewne trudno było
autorowi znaleźć odpowiednie słowa, by opisać to, co zobaczył, bo tak
bardzo nie przystaje to do rzeczywistości. Zapewne żadne ze słów nie są w
stanie tego jasno oddać. Zupełnie tak samo jest, kiedy chcemy opisać
to, co czuliśmy w trakcie snu i nie udaje się nam uchwycić tych wrażeń,
które były tak namacalne, kiedy śniliśmy, a prysnęły po obudzeniu.
Znacznie bardziej strawne są te fragmenty, które dotyczą tego, co działo
się z neurochirurgiem, jego choroby, reakcji jego bliskich. Alexander
pisze również o swoim pochodzeniu i poszukiwaniu biologicznych rodziców,
co – moim zdaniem ma niewiele wspólnego z tematem książki i jest trochę
takim zapychaniem jej treści. Wreszcie autor stara się jakoś
zinterpretować swoje niezwykłe przeżycia i przekonać czytelnika, że
istnieje Bóg i świadomość poza ludzkim umysłem. Moim zdaniem nie do
końca mu się to udaje, bo czyni to wkraczając w rejony
teologiczno-filozoficzne, co zdecydowanie jest trudne do zrozumienia w
jego wydaniu.
Dowód
czyta się błyskawicznie, wystarczy nań jedno popołudnie, chociaż
niektóre fragmenty książki są ciężkostrawne. Nie chcę jednak
jej krytykować za wartości literackie, bo nie chodzi w niej o dobrą
literaturę, nie po to została napisana. Nie chodzi mi też o negowanie
tego, co przeżył lekarz – rzeczywiście jest to zastanawiające w
kontekście opisu jego choroby. Być może faktycznie ma rację Alexander,
że w dzisiejszych czasach jesteśmy tak zakochani w nauce, technice, że
zupełnie straciliśmy z oczu sprawy duchowe i przestaliśmy wierzyć w to,
że istnieje coś więcej, poza tym, co jest „tu i teraz” – a taka postawa
wcale nie ułatwia nam życia. Tylko, że poszukiwanie „dowodu” na
istnienie Boga jest właśnie takim przejawem zlaicyzowania ludzkości. Łatwo uwierzyć, kiedy samemu
zobaczyło się na własne oczy, tak jak stało się w przypadku Aleksandra,
tym bardziej, że autor nie jest osobą „wyrobioną religijnie”. Lecz wiara
w Boga to nie jest kwestia otrzymania dowodu. Tomasz niedowiarek był już w Biblii. Jeśli kogoś do wiary w
Boga nie przekonały tysiącletnie systemy religijne, to czy przekonają go
cudze przeżycia? Moim zdaniem nasza konstrukcja jest taka, że prawdziwi
sceptycy i tak powiedzą, że są to majaczenia chorego umysłu lub, że
doktor – po ciężkiej chorobie – zwariował. Inna sprawa, czy bycie tego
typu sceptykiem i ateistą cokolwiek nam daje.... A ten kto wyśmiewa
czyjeś duchowe przeżycia daje tylko – moim zdaniem – dowód na własny
brak wrażliwości i ciasne horyzonty umysłowe.
Ja odniosłam wrażenie, że Dowód
jest napisany w takim duchu czysto amerykańskiej propagandy sukcesu,
gdzie autor po trudnych przeżyciach czuje się w obowiązku ogłosić całemu
światu swoje zwycięstwo nad przeciwnościami losu, podkreślając przy tym
rolę wsparcia bliskich oraz udział Boga. Alexander założył nawet
fundację zajmującą się badaniami nad przeżyciami duchowymi. Trochę
pachnie mi to nawet sektą – w końcu tak właśnie odbywa się zakładanie
nowych religii. Może jednak Dowód rzeczywiście pomoże komuś
uporać się z wątpliwościami natury metafizycznej, pomoże uwierzyć,
pomoże być lepszym człowiekiem. W tym kontekście trudno autora potępiać.
Osobiście zastanawiałabym się jeszcze nad inną kwestią, której autor
nie porusza: jakim cudem – jeśli jego choroba była tak ciężka, zdołał on
przeżyć, wyzdrowieć i – co najważniejsze – całkowicie odzyskać
sprawność intelektualną? Czy można to traktować jak cud? I czy tego typu
„cuda” mogą być dowodem na istnienie Boga, czy też po prostu zdarzają
się one w naturze, nawet jeśli nie potrafimy ich naukowo wyjaśnić? To
chyba świadczy o tym, że nie wiemy jeszcze wielu rzeczy i że człowiek,
mimo swojego zadufania w sobie – nie jest wszechwiedzący.
Eben Alexander, Dowód. Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył Niebo, Wyd. Znak, 2013
Komentarze
Prześlij komentarz