Japoński wachlarz
Joanna
Bator spisała swoje refleksje o Japonii kilka lat temu, a potem swoje
obserwacje zaktualizowała, po upływie kilku lat, jakie upłynęły od jej
pierwszego pobytu w tym kraju. Mam pierwsze wydanie Japońskiego wachlarza, a teraz z przyjemnością sobie to wydawnictwo odświeżyłam, czytając wydanie drugie.
Większość
z nas ma o Japonii wyobrażenie wyrobione tylko na podstawie tego, co
przeczytało, czy obejrzało, a nie na podstawie własnych doświadczeń.
Japonia jest tak odległa, że trudno jest tam pojechać i przekonać się na
własne oczy. Ja nie jestem zwolenniczką ukazywania Japonii jako krainy
jak nie z tego świata. Krainy dziwacznych ludzi, dziwacznych zachowań,
kultury tak zniekształconej, że chylącej się ku nieuchronnemu upadkowi. I
dlatego tak fascynującej. Nie do końca rozumiem takie podejście, bo tam
też przecież żyją ludzie, a jeśli tylko popatrzeć uważniej, to okaże
się, że wszyscy jesteśmy do siebie podobni, mamy podobne marzenia i
problemy. Czy na przykład nasza, polska maniera zmiękczania: pieniążki, domek,
buciki, książeczka, etc – nie jest takim polskim odpowiednikiem kawai? Każdy kraj ma swoje problemy i swoje dziwactwa...
Joanna Bator nie miała ambicji napisania monografii Japonii, Japoński wachlarz
to jej subiektywne wrażenia, osobiste wspomnienia z tego pięknego
kraju. Opisuje ona m.in. swoje doświadczenia z Japończykami, z którymi –
wbrew obiegowej opinii – potrafiła się zaprzyjaźnić i być zapraszana do
ich domów. Była gainjinką, owszem, ale szybko zaakceptowaną, pewnie
dlatego, że sama potrafiła zaakceptować różnice kulturowe i dopasować
się do nich, zamiast oczekiwać od swoich gospodarzy, że to oni będą
dopasowywać się do niej. Dużo miejsca w Japońskim wachlarzu
zajmują fragmenty o Japonkach: o roli pełnionej przez kobiety w Japonii
kiedyś i dziś – to zapewne miało wpływ i na pobyt Bator w tym kraju.
Wydaje mi się, że to otwarta postawa pisarki umożliwiła jej taką
asymilację. Pisze ona o Japonii jak o swoim domu – domu wprawdzie
tymczasowym, ale takim, w którym człowiek dobrze się czuje. Nie
porównuje Japończyków do społeczeństw zachodnich, udowadniając naszą
wyższość, ale po prostu obserwuje i to obserwuje ze sporą dozą sympatii i
tolerancji. Nie zachwyca się przesadnie, ani też niczego nieodwołalnie
nie potępia. Dzięki takiemu podejściu nie odbierałam opisywanych przez
nią charakterystycznych japońskich zjawisk (np. hoteli miłości, gejsz,
pachinko) jako czegoś dziwacznego, ale jako po prostu elementy
przynależne do tego kraju. Bardzo mi się ten ton u autorki podoba,
ponieważ moje doświadczenia z Japonią były podobne do jej doświadczeń, o
których tak pisze we wstępie do książki:
zaczynam tęsknić za pejzażem, który na początku pozbawił mnie słów i tchu. Za widokiem na górę Fudżi z okna mojego japońskiego mieszkania. Za smakiem zielonej herbaty, która nigdzie indziej nie ma takiego aromatu. Za sposobem, w jaki poruszają się ludzie płynący ulicami Shinjuku niczym lawice ryb.
… za niesamowitym spokojem japońskich świątyń. Za poszumem bambusów. Za ciężkim niebem japońskiej pory deszczowej.
Tak, ja w Japonii czułam się dobrze i też za nią tęsknię.
Poza tym tolerancyjnym tonem podobało mi się w Japońskim wachlarzu
również to, że autorka rejestruje zmiany, zachodzące w Japonii na
przestrzeni tych kilku lat. Zjawiska, które były popularne 10 lat temu,
dziś już może nie występują. Na przykład moda na coseplayerki. U Bator
wszystkie te charakterystyczne japońskie trendy są czymś, co po prostu
jest, i co może przeminie, a nie powodem do rozdzierania szat nad
upadkiem kultury – jak chociażby u Tomańskiego w Tatami kontra krzesła.
Jak żaden kraj, Japonia też nie jest statyczna. To pokazuje, że nie
można dokonywać jednoznacznych ocen tego kraju na podstawie krótkiego
tam pobytu i własnego odczucia dziwności.
Do
całości nie bardzo pasuje tylko kończący książkę esej o
Japonczyku-kabibalu. Co właściwie autorka chciała poprzez niego
przekazać i dlaczego to on wieńczy Powroty? Kanibalizm nie jest wszak
żadnym zjawiskiem w Japonii rozpowszechnionym...
Czytając Japoński wachlarz
miałam wrażenie, jakbym wróciła do Japonii, widziałam swoimi oczyma te –
trochę już zapomniane krajobrazy. Autorka ma fantastyczny dar nie tylko
obserwacji, ale również przelewania tych obserwacji na papier. Jej
opowieść płynie jak rzeka, niezwykle lekko, tchnie pozytywnym podejściem
do życia oraz tolerancją, przez co przyjemnie się też ją czyta. Lektura
ta z pewnością zachęca do zgłębiania wiedzy na temat Japonii, a może i
do wybrania się do Kraju Kwitnącej Wiśni.
Komentarze
Prześlij komentarz