Życie jak w Tochigi
To
w końcu jest to książka o Japonii, czy nie jest? Mimo, że autorka z
góry przeprasza, że... to nie jest książka o Japonii, wydawca reklamuje
ją jako książkę, przedstawiającą m.in. „blaski i cienie życia w kraju
Kwitnącej Wiśni”, co sugeruje kolejną pozycję dla japonofilów.
Rozczarowanych czytelników, zarzucających książce właśnie to, że „to nie
jest o Japonii” - nie brakowało. Pamiętam tę dyskusję w zeszłym roku,
po wydaniu Życia jak w Tochigi. Nie dziwię się, w końcu, czy
gdyby była to lektura o jakimś polskim zadupiu, byłoby wokół czego
nakręcać marketing? A wiadomo, że każda książka o Japonii sprzeda się w
Polsce jak ciepłe bułeczki.
No, ale do rzeczy. Życie jak w Tochigi
jest – zgodnie z zapowiedzią Anny Ikeda – książką o jej życiu w
Japonii, a nie stricte o Japonii. Autorka była szczera. Ikeda przede
wszystkim pisze o sobie, o swoich doświadczeniach z dostosowywaniem się
do życia w Kraju Kwitnącej Wiśni, o codzienności, np. o poszukiwaniu
pracy, o zimach bez centralnego ogrzewania (dla mnie nie do
wyobrażenia!), czy o wyprawie na świętą górę Nantai, a nawet o
zrzędliwej japońskiej teściowej. O Japonii siłą rzeczy musi być, no bo
jak oderwać swoją egzystencję od otaczającej nas rzeczywistości, ale
absolutnie nie można oczekiwać od Życia jak w Tochigi powzięcia
o tym kraju wyczerpujących, przewodnikowych informacji. Na pewno nie
znajdziemy tu żadnej monografii Kraju Wschodzącego Słońca, ani nawet
reportaży podobnych do tych, popełnionych przez Joannę Bator. Niektóre
opowieści Anny Ikedy mają typowo osobisty, niektóre bardzo praktyczny, a
niektóre znowu czysto ciekawostkowy charakter. Autorka nie porusza wielu „żelaznych” japońskich tematów, takich jak zjawiska kawai,
pornofilii, sakury, gejsz, itp. Życie jak w Tochigi to taka
Japonia od kuchni, mało znana, bo i do regionu, gdzie mieszka autorka
mało turystów dociera. Nie jest to również książka podróżnicza, w której
kraj ten jest przedstawiany przez osobę „z zewnątrz”, poszukującą
wrażeń i standardowych atrakcji turystycznych. Anna Ikeda znakomicie
wtapia się w japońską rzeczywistość i – zamiast narzekać, jak to w tej
Japonii jest dziwnie – czuje się tam, jak u siebie w domu. Jak się
okazuje Japończycy sami są wychowywani w przekonaniu, że są „inni” od
reszty świata, a reszta świata rzeczywiście ich tak traktuje. Tymczasem
autorka kompletnie się tym nie przejmuje i w rezultacie odkrywa, że....
Japonia to taki sam kraj, jak wszystkie inne, a z Japończykami (wbrew
panującym stereotypom) można się zaprzyjaźnić. Zresztą Ikeda to
prawdziwa globtroterka, więc pewnie różnice kulturowe jej nie straszne.
Co
tu dużo mówić, książka mi się podobała. Autorka pisze lekko, ze swadą i
poczuciem humoru. Niektórym może nie podobać się taki zbyt potoczny,
mało literacki (blogowy) język – mnie to nie przeszkadzało, trochę kojarzyło mi
się to ze Stephenem Clarke. Czyta się bardzo dobrze i bardzo szybko, co
zapewne jest spowodowane również dużą ilością zdjęć, zamieszczonych w
książce. Szkoda tylko – uważam, że to spory błąd wydawcy – że zdjęcia te
nie są opisane i że książka nie została wydana na lepszym papierze. Rok
temu, kiedy zastanawiałam się nad zakupem Życia porównałam jego cenę do
ceny chociażby Samsary, wydanej na eleganckim kredowym
papierze, z mnóstwem zdjęć – i o 1/3 tańszej... Na koniec nadmienię, że
aby zdobyć tę książkę, zapisałam się do kolejnej filii biblioteki w
swoim mieście (co poskutkowało tym, że teraz już kompletnie gubię się w
natłoku lektur). Ale warto było.
Komentarze
Prześlij komentarz