Ilekroć zaczynam nową książkę, otwieram jej pierwsze stronice z niepokojem: czy aby jej słowa mi się spodobają, czy mnie wciągną, czy historia mnie zaangażuje. W Leonie i Luizie zakochałam się od pierwszych kilku zdań:
Siedzieliśmy w katedrze Notre Dame i czekaliśmy na księdza. Kolorowe światło słoneczne padało przez rozetę na otwartą, przystrojoną kwiatami trumnę stojącą na czerwonym dywanie przed głównym ołtarzem. Przed pietą w obejściu chóru klęczał jakiś kapucyn, na rusztowaniu w lewej nawie stał murarz i wydawał kielnią zgrzytliwe odgłosy, które odbijały się echem w osiemsetletniej budowli. Poza tym panował spokój. Była dziewiąta rano, turyści jedli jeszcze śniadania w swoich hotelach. 

Alex Capus jest współczesnym francusko-szwajcarskim pisarzem, piszącym po niemiecku. Do tej pory nieznany w Polsce, wydał już jednak 11 książek, w tym Sailing by Starlight: In Search of Treasure Island and Robert Louis Stevenson, o tym, jak powstała słynna Wyspa Skarbów (bardzo chciałabym, żeby ta książka została wydana i u nas). W powieści Leon i Luiza pisarz odwołuje się do wspomnień rodzinnych, swojego francuskiego dziadka, obejmujących m.in. pierwszą i drugą wojnę światową. To historia młodzieńczej miłości, która tak naprawdę nigdy nie umarła i nie została zapomniana, mimo, iż jej bohaterowie zostali rozdzieleni i całe życie spędzili praktycznie osobno. Leon i Luiza ją jak dalekie planety, których koniunkcja następuje tylko raz na tysiące lat. Mimo to nieubłaganie ciążą ku sobie, nawet jeśli wydaje się, że są zupełnie od siebie różni: on poukładany, stonowany, zawsze robiący to, co trzeba, ona niezależna i nieprzewidywalna. Widać, że się uzupełniają i gdyby dane im było być razem, jedno mogłoby bardzo wiele wnosić w życie drugiego. Wojny na pewno widziały wiele takich historii, zresztą nie tylko wojny, a większość z nich ma smutne, przewidywalne zakończenie. I Capus w swojej powieści pokazuje, jak zmienia się nasze życie, jak w miarę dorastania i dojrzewania gubią się gdzieś nasze marzenia, godzimy się z różnymi brakami, przyzwyczajamy się do status quo i do przeciętności. Znam to z własnego doświadczenia. Lecz pisarz daje swojej książce cudowne zakończenie, dalekie od schematu - co być może jest dowodem na to, że najlepsze scenariusze pisze samo życie.

Nie można nie zauważyć, jak bardzo francuska jest ta powieść - z początku czaruje ona czytelnika nadmorskimi krajobrazami Normandii i atmosferą prowincjonalnych francuskich miasteczek, by potem przenieść się do Paryża i poprowadzić czytelnika przez ulice, uliczki i place stolicy Francji. Francuzki powiewające spódnicami na rowerach, pary pijące kawę w paryskich kawiarenkach, seanse w kinach, przechodnie z bagietkami pod pachą - nic nie jest w stanie zakłócić francuskiego la vie, nawet wojna. Niemcy okupujący Paryż jakby wtapiają się weń, sami przyjmując paryskie obyczaje i pragnąc żyć jak mieszkańcy Miasta Świateł. Wehrmacht dba o zamiatanie ulic i pielęgnuje kwiaty. Z łatwością można zapomnieć, że gdzieś tam toczą się krwawe walki. Z drugiej strony wojna wkracza w spokojną egzystencję Leona, gdy musi on zajmować się aktami przyczyniającymi się do eksterminacji ludzi.

Styl Capusa przepojony jest ironią, ale nie taką złośliwą ironią, sarkazmem, lecz ironią dobrotliwą, humorem, pozwalającym lżej znosić to, co przynosi nam życie. Dlatego, nawet gdy autor opowiada o bombardowaniach, czy o życiu w okupowanym Paryżu (które swoją drogą było nieporównywalnie łatwiejsze od życia w okupowanej Polsce), cechuje tę narrację owa lekkość i dystans. Umiejętność dotknięcia tego, co nieuchwytne: przemijającego czasu, ulotności chwili, poezji tkwiącej w pozornie zwyczajnych zdarzeniach - skondensowania tego i przelania w bardzo konkretne frazy - ten oszczędny styl - to majstersztyk, kojarzący mi się z Poczuciem kresu Juliana Barnesa. W niektórych fragmentach powieść zbliża się natomiast do realizmu magicznego - wprawdzie nie ma tu żadnych fantastycznych wydarzeń, lecz ten duch realizmu magicznego tkwi gdzieś w sposobie opisywania świata przez Capusa - co mnie zachwyciło.

Leon i Luiza w Niemczech zyskała sobie status bestsellera, u nas jakoś przeszła bez echa - a bardzo szkoda. Jedną rzecz tylko mam do zarzucenia autorowi - że powieść jest taka krótka - tylko 238 stron. Ale krótkie powieści to chyba znak rozpoznawczy Capusa.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Leon Le Gall
Miejsce akcji: Francja
Czas akcji: lata 1917-1945  
Cytat: Człowiek przyzwyczaja się do swoich pustych miejsc i żyje z nimi, one należą do niego, a on nie chciałby, żeby mu ich brakowało. 
Moja ocena: 6/6

Alex Capus, Leon i Luiza, Wyd. Świat Książki, 2013
 
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka

Komentarze

  1. Często zdarza się, że książki doceniane za granicą w Polsce nie odnoszą sukcesu. Jednak w moim odczucie lektura warta przeczytania ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później