Zając o bursztynowych oczach

Ephrussi nie byli bynajmniej arystokratami. To żydowska rodzina, pochodząca z Odessy (a może nawet z Polski), która wzbogaciła się na handlu zbożem. Zbudowali fortunę, która przełożyła się na własne banki i siedziby w europejskich stolicach. Jak kilka innych znanych rodów: Rothschildowie, Rockefellerowie, Sternowie, Hirschowie. Bogacili się i robili interesy na swoją zgubę, bo Żydzi nigdy nie byli lubiani – wiadomo, choć w XIX wieku jakoś zdołali wtopić się w nowożytne społeczeństwo. Ephrussi rezydowali przede wszystkim w Wiedniu oraz w Paryżu, ale na początek, jedziemy wraz z autorem – praprawnukiem bankierów – do Japonii. To z Japonii przywędrowały bowiem i trafiły w ręce Charlesa Ephrussiego netsuke. Cała kolekcja filigranowych figurek-zabawek, wyrabianych zdolnymi rękami japońskich rzemieślników, prawdopodobnie jeszcze za czasów, kiedy Japonia była krajem zamkniętym. Charles był pierwszym potomkiem Ephrussih, który mógł żyć na takim poziomie, by nie martwić się o zarabianie na siebie, kolekcjonować dzieła sztuki i zadawać się z wybitnymi artystami tamtej epoki. Był nie tylko kolekcjonerem, ale i znawcą, sztuki, historykiem oraz mecenasem. Zetknęłam się już z nim w literaturze. To on jest postacią w cylindrze, nie pasującą do reszty towarzystwa, na obrazie Renoira Śniadanie wioślarzy. Netsuke Charles zakupił na fali ogromnej popularności japońszczyzny we Francji, potem figurki trafiły do innej odnogi rodziny, mieszkającej w Wiedniu. W końcu – cóż za zrządzenie losu – wróciły do swojej ojczyzny. 

Edmund de Waal deklaruje we wstępie do swojej książki, że nie ma zamiaru pisać sagi rodzinnej, lecz Zając o bursztynowych oczach jest ni mniej, ni więcej tylko właśnie tym – rodzinną sagą Ephrussich. „Wypomina” mu to zresztą również Jacek Dehnel i nie wypada mi o tym nie wspomnieć, skoro powołuję się na to samo zdanie de Waala. Autor śledzi dzieje swoich przodków, przeglądając rodzinne archiwa, poszukując zaginionych dokumentów i pamiątek, usiłując wskrzesić tych wszystkich ludzi, dzięki którym został w końcu powołany na świat. Odmalowuje przy tym historyczne tło ich życia: prawie sto lat, drugą połowę XIX wieku, którą spędzamy wraz z Charlesem w Paryżu oraz pierwszą połowę XX wieku – w Wiedniu. Wraz z autorem podróżujemy po Europie oraz wszystkich tych miejscach, które były ważne dla jego rodziny. Netsuke to przedmioty jakby oderwane od tego świata, egzotyczne, pochodzące z zupełnie innej kultury, tajemnicze. Ale to one stają się symbolami dziedzictwa Ephrussich, ich fortuny i jej upadku, bowiem tylko one z niej pozostały. Przepadły liczne domy i posiadłości – zabrane, znacjonalizowane lub przekazane państwu, przepadły meble, obrazy, kosztowności, księgozbiory. Wojna – oto znowu ona, mściwa pani, równająca wszystkich w nędzy, poniżeniu, upadku, cierpieniu i okrucieństwie. 

Zając o bursztynowych oczach jest książką nierówną. Ma słabsze i lepsze momenty. Te słabsze są wtedy, kiedy autor nie może się oprzeć chyba własnemu poczuciu estetyki i kataloguje wygląd domów swoich przodków. Listy wyposażenia, dywanów, dzieł sztuki, zegarów, bibelotów potrafią rozciągać się na kilka stron. Część paryska nie jest aż tak porywająca, by nie móc się od książki oderwać, w dużej mierze obracając się wokół historii sztuki. Lepsze momenty przychodzą kiedy wzmaga się dramatyzm dziejowy – upada cesarstwo austro-węgierskie, rośnie antysemityzm, w końcu nadchodzi Anschluss i nieuniknione. Jest o czym pisać. A tego fragmentu historii - z punktu widzenia państwa austriackiego - nie znałam.

Edmund de Waal napisał swoją książkę w bardzo zrównoważonym, eleganckim, by nie powiedzieć dystyngowanym stylu. Emanuje ona urokiem w konwencji retro: arystokratycznych salonów i kandelabrów. Nostalgią za czasami, które bezpowrotnie przeminęły. Nie ma w niej zbyt wiele emocji, raczej jest próba chłodnego spojrzenia na swoich przodków, też nie zawsze kryształowych. Ale czy może obyć się bez emocji, kiedy pisze się o tym, jak twoją rodzinę ograbili ze wszystkiego, zniszczyli rodzinną siedzibę, zabronili nawet siadać na ławce w parku, odarli z godności. I jakąż dziwną pamiątką po nich są japońskie zabawki, które – koniec końców – pojechały znowu do Japonii, zabrane tam przez stryjecznego dziadka de Waala. Nie sposób nie zastanawiać się, dlaczego tak to się musiało potoczyć. 

Książka godna polecenia miłośnikom historii oraz sztuki. 

Edmund de Waal, Zając o bursztynowych oczach. Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie, Wyd. Czarne, 2013

Komentarze

  1. Ogromnie się cieszę, że ktoś jeszcze przeczytał cudnego "Zająca...".! :) Dla mnie część paryska była zdecydowanie najlepsza, opisy bibelotów zupełnie mi nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie, oderwać się nie mogłam. Dzięki słowom de Waala te wszystkie rzeczy nabierały życia, choć może już wcale nie istnieją.
    Wydaje mi się, że książka ma szanse nie tylko u miłośników historii i sztuki, to jest jeszcze nieźle napisana saga rodzinna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, to przede wszystkim saga rodzinna. I rzeczywiście - ta książka nie jest na blogach popularna, ale mieści się w kręgu moich zainteresowań, stąd po nią sięgnęłam.

      Usuń
  2. Wydaje mi się, że odpowiadałby mi klimat tej książki. Fascynujące, że czasem zostają po nas tylko pewne przedmioty, które również mają swoją historię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimat co nieco arystokratyczny. Dla mnie zawsze wstrząsające jest to zderzenie rzeczywistości przedwojennej z wojną. Tyle nieszczęść - i to najbardziej porusza, kiedy słuchamy o konkretnych jednostkach.

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później