Jak to się dzieje, że ludzie tworzą wciąż nowe systemy, mające na celu kontrolowanie, ograniczanie i represjonowanie innych ludzi. Zmieniają się jedynie detale, ale ogólny zamysł pozostaje ten sam. Kiedy czytałam Ofiarowaną doświadczałam takiego właśnie poczucia deja vu: scjentologia jako kolejne wcielenie Wielkiego Brata, ni to wyznanie, a tak naprawdę bliżej jej do typowego systemu totalitarnego. Ta religia o twarzy Toma Cruise’a została zapoczątkowana w latach 50-tych XX wieku przez L. Rona Hubbarda. Początkowo miał to być system samopomocy psychologicznej – i to widać. Można się zastanawiać czy to, co stworzył LRH miało być eksperymentem psychologicznym, czy wyrafinowaną metodą prania mózgów.

W polskim tytule Ofiarowanej znalazło się słówko „sekta” – nie wiem, czy słusznie użyte, bo przecież w Stanach Zjednoczonych scjentologia ma status Kościoła, jakkolwiek byśmy o tym myśleli. W książce mowa jest przede wszystkim o tzw. Sea Org, stanowiącej „kler” tego Kościoła i w ramach której panują o wiele surowsze reguły, niż te, które dotyczą zwykłych wyznawców. To właśnie Sea Org można nazwać sektą. Wymaga ona od swoich członków takiego zaangażowania, że praca na jej rzecz trwa od rana do późnych godzin nocnych, małżonkowie często mieszkają w zupełnie innych częściach kraju i nie wolno im posiadać dzieci. Jenna Miscavige została wychowywana w tym środowisku, bowiem jej rodzice i dziadkowie byli scjentologami, rodzice – wysoko postawionymi, pracującymi właśnie w Sea Org, a wuj, David, do dziś stoi na czele Kościoła. Trudno dziewczynie pozazdrościć – jako małe dziecko zamieszkała w obozie, w którym musiała ciężko pracować fizycznie, a z rodzicami widywała się sporadycznie. Wychowywała się więc mała Jenna w otoczeniu rówieśników i różnych mniej lub bardziej przypadkowych scjentologów, będąc zupełnie odcięta od „zwykłego świata”. Nie chodziła do normalnej szkoły, a nauki, które pobierała w Kościele, dotyczyły głownie scjentologii. Nie miała czasu dla siebie, na zabawę, odpoczynek, ani własne zainteresowania. Sama zapragnęła wstąpić do Sea Org, ponieważ nie znała innego życia, a w ten sposób miała nadzieję znaleźć się bliżej najbliższych. Niestety nie udało jej się zrealizować tych zamierzeń: w miarę jak Jenna dorastała, pojawiały się kolejne problemy i rozdźwięk w jej rodzinie. Ponieważ dziewczyna była bliską krewną przywódcy Kościoła, znalazła się na celowniku. Ilekroć wydawało się, że sprawy jej się układają – wydarzało się coś, co obracało wszelkie jej plany w niwecz. Wielokrotnie była przenoszona z miejsca na miejsce, rozdzielana nie tylko z rodziną, ale i z przyjaciółmi, poddawana „przesłuchaniom”, manipulowana i karana bez powodu. 

Swoje dzieciństwo i dojrzewanie Jenna Miscavige opisuje wręcz z zegarmistrzowską precyzją. Powtarzają się tu opisy sesji i przesłuchań, przez które musiała przechodzić dziewczyna, surowych reguł oraz licznych represji stosowanych przez Sea Org w odniesieniu do swoich członków. Niektóre z zasad są wręcz absurdalnie śmieszne, jak podpisywanie kontraktu na miliard lat, mówienie o kobietach per „Pan”, czy nazywanie wszystkiego terminologią marynistyczną; scjentolodzy wykonują prace pokładowe, śpią w kajutach, czy tytułują się stopniami stosowanymi w marynarce wojennej – mimo, że nie są bynajmniej marynarzami, a wszystko toczy się na lądzie! W XXI wieku członkowie Sea Org nie mogą oglądać telewizji, posiadać telefonów komórkowych, czy korzystać z Internetu. Jest oczywiste, że cały ten system służyć ma praniu mózgów i nie ma nic wspólnego z „samodzielnym myśleniem”, które jest przecież hasłem przewodnim scjentologii. Nie potrafię też w tym wszystkim dostrzec niczego wspólnego z religią – w całej książce ani razu nie pojawia się hasło „Bóg”. O co właściwie w tym chodzi? Dziwne jest to, że choć Jenna Miscavige wyjawiła wiele spraw, które były zapewne pilnie strzeżone przez Kościół, to na postawie jej książki, nie byłam w stanie stwierdzić, jakie są podstawy, czy tzw. dogmaty wiary scjentologów, poza tym, iż wierzą, iż są thetanami. Wszystko to było dla mnie bardzo mętne – czemu ma służyć audytowanie, na czym polegają sesje i dlaczego ludziom wydaje się, że to działa? Coś przecież musi przyciągać ludzi – w tym celebrytów - do tej religii. Co scjentolodzy im obiecują? Jakie są owe cudowne efekty tych sesji? Sądząc po relacji Jenny mizerne, ponieważ ją doprowadziły jedynie do zwątpienia w siebie, depresji, a w końcu porzucenia Kościoła. Niejasne też dla mnie było na czym polega praca w Sea Org: nad czym tak ciężko pracują ci ludzie, jakie projekty realizują? Problem jednak nie leży w tym, w jakie bajki wierzą scjentolodzy, ale w tym, że organizacja ta krzywdzi ludzi, jednocześnie wykorzystując status religii do działalności komercyjnej. Cały system oparty jest na odpłatnym oferowaniu wyznawcom różnych kursów, będących kolejnymi stopniami wtajemniczenia, co sprowadza się po prostu do wyciągania z ludzi pieniędzy.

Jakkolwiek dzięki Ofiarowanej można zajrzeć w głąb „sekty”, to niestety daleko tej książce do pasjonującej lektury. Jej pedanteria i monotonia nuży; wielokrotnie opisywane są powtarzające się sytuacje, podobne do siebie jak dwie krople wody. Pogubić się można w licznych skrótach różnych sekcji/organizacji/pojęć, funkcjonujących w ramach Kościoła, od których roi się w książce: CMO, RTC, RPF, MEST, itd. Wszystko kręci się tu wokół scjentologii i przerażające jest to, że w Ofiarowanej nie widać żadnej osobowości głównej bohaterki: jest ona kompletnie przezroczysta, jej jedyne myśli i pragnienia wiążą się z Kościołem – czy to z podporządkowaniem się jego zasadom, czy to wręcz przeciwnie. Nie ma ona żadnych zainteresowań, żadnych normalnych marzeń i celów. Oczywiście jest to efekt "szkolenia", jakie przeszła i tym bardziej godne podziwu jest, że jednak zdobyła się na jakieś samodzielne myślenie i zdołała się stamtąd wyrwać.

Jenna Miscavige, Ofiarowana. Moje życie w sekcie scjentologów, Wyd. Znak, 2013

Komentarze

  1. Wynudziła mnie okrutnie ta książka! W połowie przeczytałam zakończenie i ją porzuciłam. Szkoda, bo historia miała potencjał. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później