Ostatnio trochę narzekałam na swoje lektury, więc dziś będzie o książce, która szalenie mi się podobała.

Początek jest do bólu banalny: typowa współczesna rodzina, w której dzieci są pępkiem świata. Pracująca zaganiana matka, miotająca się między domem, a pracą, nękana wyrzutami sumienia, że nie jest taka, jak „inne matki”, czyli te, które zajmują się tylko wychowywaniem dzieci. Narzekanie na brak czasu i na nieznośne, choć kochane potomstwo. Typowo zachodni, konsumpcyjny tryb życia, pracoholizm, zarabianie pieniędzy na kolejne gadżety: dwa domy, dwa samochody, komputery, telefony, niania, zajęcia dla dzieci... A potem wydarza się nieszczęście i nic już nie jest takie, jak przedtem. Jest to zatem historia i typowa i nietypowa zarazem. Typowa, bo czyż wielu z nas nie żyje w biegu, tak jak Sarah? A wypadki niestety chodzą po ludziach i każdy, kto przeżył wypadek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak to jest. Jak wszystko, co do tej pory nas zajmowało, było takie ważne, stanowiło treść naszego życia – nagle przestaje mieć znaczenie. W ułamku sekundy zmienia się wszystko. Do głowy przychodzą idiotyczne myśli w stylu: a co z pracą?; skasowałam samochód; nie będę mogła pojechać na narty za miesiąc... Zadajemy sobie pytanie: co by było gdyby? Gdybym pojechała inną trasą, gdybym nie rozmawiała przez telefon, gdybym się bardziej skoncentrowała. Gdybanie, które oczywiście jest zupełnie bezsensowne. Czasu nie da się cofnąć, mleko się wylało i musimy sobie z tym poradzić. Banałem jest to, że dopiero trzęsienie ziemi w naszym życiu sprawia, że zaczynamy się zastanawiać jaki ma ono sens, czego naprawdę pragniemy, co oznacza dla nas sukces i udane życie. A historia ta jest nietypowa, bo Sarah wskutek urazu mózgu cierpi na mało znane schorzenie neurologiczne – jej mózg nie widzi lewej strony. Początkowo nawet nie jest tego świadoma. Trudno nawet to zrozumieć i sobie wyobrazić: normalny człowiek postrzega świat jako całość, a nie w podziale na strony. Tego typu schorzenie niesie jednak za sobą daleko idące konsekwencje, łącznie oczywiście z długotrwałym pobytem w szpitalu i rehabilitacją.

Lewa strona życia porusza całe spectrum problemów, przed jakimi staje Sarah, nie tylko radzenie sobie z chorobą i niepełnosprawnością. Jako pracoholiczka nie przyjmuje do wiadomości, że nie jest w stanie pracować. Zaburzeniu ulega całe życie rodzinne. Zmniejszone dochody powodują kłopoty finansowe – przy okazji dowiadujemy się, jak bezlitosny jest system ubezpieczeń w Stanach Zjednoczonych. Zastanawiałam się, co się dzieje z chorymi, którzy potrzebują znacznie dłuższej pomocy, niż to zakłada system... Poza tym ludzie nagle zaczynają traktować ją inaczej, bo nie jest taka, jak oni – w pełni sprawna. Niektórzy myślą, że pokonanie niektórych chorób, zwłaszcza tych związanych z umysłem, jest kwestią woli. Na to nakłada się jeszcze konflikt z matką i kłopoty z nadpobudliwym synem... W zachowaniu męża Sarah dostrzegałam pewien brak empatii i lęk przed zmianą własnego życia, a nie tylko troskę o zdrowie żony. Lisa Genova doskonale splata te wszystkie wątki w spójną całość. 

Co ciekawe, w powieści tej opisany został dramat życiowy, ale nie ma dramatyzmu. Nie ma rozdzierania szat. Sarah przyjmuje swoje położenie z wyjątkowym – moim zdaniem – spokojem i godnością. U każdej osoby, która przeszła jakiś uraz, doznała straty reakcja jest taka sama – zanim zaakceptuje sytuację przechodzi co najmniej fazy zaprzeczenia, gniewu. Niektóre osoby niepełnosprawne potrzebują całych miesięcy, by zacząć na powrót normalnie funkcjonować. U Sarah tego nie ma, a przynajmniej ja tego nie zauważyłam (co może jest jedynym słabszym punktem powieści). Ona od razu przechodzi do akceptacji i walki o dojście do pełnej sprawności. Jej schorzenie jest kolejnym wyzwaniem, z którym trzeba sobie poradzić. Oczywiście ma swoje chwile zwątpienia i słabsze dni, ale Sarah generalnie wykazuje się wyjątkowym hartem ducha... Nie każdy jest tak silny. Przyczyniło się do tego oczywiście wsparcie bliskich, oby każdy miał takowe. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, iż to takie amerykańskie: nie narzekać, nie pozwalać sobie na słabość, tylko walczyć. W Ameryce chyba nawet na łożu śmierci należy mówić, że człowiek czuje się świetnie... 

Wspaniale to jest napisane – styl autorki jest bardzo podobny do stylu Jodi Picoult, choć nie tak histeryczny. Nie wiem na czym to polega, ale pochłania się tę powieść, jak świeżą bułeczkę na śniadanie. To proza prosta, ale mocna, jak samo życie. Narratorką jest Sarah, a więc czytelnik śledzi wszystkie jej rozterki i wczuwa się w jej skórę. Moim zdaniem największa wartość tej książki tkwi w pokazaniu trudnego procesu radzenia sobie z chorobą, uczuć, jakie targają wtedy człowiekiem i przemiany, jaka się w nim dokonuje. Jest to bardzo poruszające, przemawia do wyobraźni, dotyka naszych własnych lęków i nie sposób nie zastanawiać się, jak by to było samemu znaleźć się w takiej sytuacji. Przecież nie wiemy, co nas czeka, czy pewnego dnia też nie zostaniemy pozbawieni sprawności, którą przecież uważamy za coś naturalnego... Jak na to zareagowaliby nasi najbliżsi, przyjaciele. A pracodawca? Zresztą to co przeżywa Sarah jest jak najbardziej prawdziwe – może to potwierdzić każdy, komu kiedykolwiek przydarzył się ciężki wypadek. Powieść ta zatem uwrażliwia na problemy osób chorych i niepełnosprawnych, a po drugie każe przemyśleć i nasz styl życia oraz system wartości. Jedną z najbardziej symptomatycznych dla mnie scen jest jednak ta, kiedy bohaterka, jadąc ze swoim mężem samochodem prosi go, by nie rozmawiał przez telefon... Okazuje się, że cudze doświadczenia niestety niczego nas nie uczą.

Mam nadzieję, że Lisa Genova napisze jeszcze niejedną tak dobrą książkę, ale po Motyla nie sięgnę, bo za bardzo boję się o tym czytać...

Lisa Genova, Lewa strona życia, Wyd. Papierowy Księżyc, 2013

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później