Grecki skarb
Jeszcze jedna moja zaległość czytelnicza. Nota wydawcy, zamieszczona na okładce książki, informuje, iż Grecki skarb jest zbeletryzowaną biografią Henryka Schliemanna, jednego z największych archeologów XIX stulecia.
Pozwolę się z tym nie zgodzić: powieść ta jest raczej historią odkryć
dokonanych przez Schliemanna, jak również opowieścią o jego żonie Zofii,
która niestety została we wspomnianym opisie zmarginalizowana, mimo iż
podtytuł wyraźnie mówi, iż jest to powieść o Henryku i Zofii
Schliemannach. Typowe.
Narracja Greckiego skarbu
rozpoczyna się w roku 1869, kiedy Schliemann miał już 47 lat i
postanowił pojąć za żonę Greczynkę. Wcześniej był już żonaty, ale to
małżeństwo okazało się nieszczęśliwe. Grecka żona miała mu pomóc
zrealizować marzenie, jakim było rozpoczęcie wykopalisk archeologicznych
i odnalezienie homeryckiej Troi. Trafiło na Zofię Engastromenos,
dziewczynę o 30 lat młodszą od swego przyszłego małżonka. Dziewczyna
była dosyć dobrze wykształcona, jak na ówczesne standardy, ale
podupadający interes jej ojca i brak posagu sprawił, iż miała niewielkie
szanse na zamążpójście. Oferta ekscentrycznego milionera, jakim był
Schliemann spadła więc Engastromenosom jak z nieba, a Zofia – jak
należało się spodziewać – nie miała tu zbyt wiele do powiedzenia. Z
powieści wynika, że choć początkowo nie była ona tym wszystkim
zachwycona, to dosyć szybko pokochała swojego męża (przy którym
oczywiście opływała we wszelkie luksusy) i ochoczo pomagała mu w
zrealizowaniu jego planów. Schliemannowie razem prowadzili wykopaliska w
Hissarlik w Turcji, a potem w Mykenach. Odkryli tzw. „skarb Priama”
oraz królewskie grobowce, o których domniemywano, iż są grobowcami
Agamemnona. Schliemann był opętany Iliadą i Odyseją i wszystkie swoje
poszukiwania podporządkował myśli o odnalezieniu śladów
„prehistorycznych” bohaterów, o których wówczas uważano, iż byli tylko
wytworem wyobraźni poetów.
W Greckim skarbie
Irving Stone dokładnie relacjonuje prowadzone poszukiwania, pisze o
zmaganiach archeologa z licznymi krytykami, kwestionującymi wartość jego
odkryć oraz przede wszystkim o jego małżeństwie z Zofią. Całość jest
dobrze skomponowana, mamy również okazję przyjrzeć się malowniczym
greckim obyczajom, gdyż Zofia była do swojego kraju bardzo przywiązana.
Nie brakuje fragmentów greckich eposów, które tak urzekały Schliemanna. O
ile wątek obyczajowy mnie ciekawił i czytało mi się go wyśmienicie, to
już znacznie gorzej było z wątkiem archeologicznym. Stone opisuje
wykopaliska w pedantyczny wręcz sposób, a mimo to nie byłam sobie w
stanie w ogóle wyobrazić sobie ich sceny. Informacje typu: wykop był
długości 10 metrów, ziemię przerzucono 100 metrów dalej, czy też
znaleziony przedmiot miał wymiary metr na dwa – nic mi nie mówiły. Tak
szczegółowe opisy są niepotrzebne i nużące, nie odczuwałam w tym też
żadnego napięcia, jakie powinno towarzyszyć sensacyjnym odkryciom.
Narracja, choć prowadzona w trzeciej osobie, opisuje wydarzenia bardziej
z perspektywy Zofii, niż Henryka. Wczuwamy się raczej w jej sytuację,
widzimy świat jej oczami, poznajemy jej poglądy, dlatego też pominięcie
jej osoby w opisie uznałam za krzywdzące.
Czytając Grecki skarb
miałam jednakowoż cały czas wrażenie, iż coś jest nie tak... Nie mając
żadnej wiedzy na temat odkrycia domniemanej Troi zastanawiałam się, jak
było naprawdę i nabierałam coraz większego sceptycyzmu w stosunku do
bohatera powieści. Schliemann nie był naukowcem, archeologiem, a bogatym
przedsiębiorcą - amatorem, dla którego poszukiwanie starożytnych miast
stało się hobby. Dodajmy, iż kosztownym hobby, bo finansował wszystko z
własnej kieszeni. Stosowane przez niego metody były dalekie od ideału, a
znaleziska podporządkowywał on swoim teoriom, a nie na odwrót. Zbyt
szybko wyciągał wnioski, a potem musiał swoje twierdzenia weryfikować w
świetle nowych faktów. Nic dziwnego, iż był krytykowany i atakowany
przez naukowców. Na jakiej podstawie w ogóle Schliemann był przekonany,
iż odkopane w Hissarlik miasto było Troją, a znalezione złoto „skarbem
Priama”? Stone tego nie wyjaśnia. Badacz po prostu bardzo chciał
odnaleźć ów skarb, więc znalezisko świetnie wpasowało się w jego
teorie... Odniosłam wrażenie, iż Schliemann jest bogatym ignorantem,
zaślepionym swoimi ideami i nie przyjmującym do wiadomości innego punktu
widzenia. Znamienne były jego kłótnie ze strażnikiem nadzorującym
wykopaliska w Mykenach, który był może nadgorliwy, usiłując chronić
każdy kawałek wykopanego muru, ale ja miałam poczucie, że racja w
gruncie rzeczy była po stronie strażnika. Zaangażowanie się Zofii w
wykopaliska było dla mnie jeszcze bardziej kuriozalne – chciała pomóc
mężowi owszem, ale cóż ona wiedziała o archeologii? To był kolejny
przykład na to, że w XIX wieku odkrywcy i badacze byli często
ignorantami, którzy być może wyrządzili nauce więcej szkód niż pożytku.
Wiemy, że wiele skarbów starożytności zostało rozkradzionych lub
zniszczonych przez nieudolnych poszukiwaczy, wiele z nich zostało też
wywiezionych z krajów pochodzenia. Stąd moje wątpliwości dotyczyły
również motywów Schliemanna: utrzymywał on, iż poszukuje starożytnych
miast na chwałę ludzkości i ukochanej Grecji, że jego jedynym celem jest
zapisanie się na kartach historii. Dlaczego więc tym, co go
interesowało najbardziej było złoto? Wykopaliska w Hissarlik trwały
dopóty nie znaleziono skarbu – potem Schliemann wrócił do Grecji i
więcej się tam nie pojawił, przerzucając się na Mykeny. Co więcej –
znaleziony skarb przemycił do Grecji, de facto przywłaszczając go sobie
(podobnie jak wiele co ciekawszych artefaktów), co było złamaniem umowy z
Państwem Osmańskim. Owszem, być może skarb powinien był trafić do
Grecji, a nie do Konstantynopola, lecz to co znalezione, zgodnie z
literą prawa należy do państwa, a nie do znalazcy, a Hissarlik leży na
terenie Turcji. Jeszcze bardziej oburzające dla mnie było to, w jaki
sposób Schliemann zadysponował później „skarbem Priama”. W moich oczach
Schliemann był niewiele lepszy od złodzieja, był bardziej poszukiwaczem
skarbów, niż archeologiem, jak się nazwał. Dopadło go to, co opisywał
Tomek Michniewicz: gorączka złota. Świetnie nadawał by się na
konkwistadora.
Co
się tyczy poślubienia Zofii, tu również motywacja Schliemanna była dla
mnie zagadką (poza chęcią posiadania młodej żony naturalnie). W jaki
niby sposób poślubienie Greczynki miałoby się przyczynić do znalezienia
Troi? Dlaczego oczekiwał od młodej dziewczyny, aby pomagała mu w
wykopaliskach? Nic nie wiadomo, by Zofia się czymś takim interesowała.
Absurdalny był dla mnie fakt, iż po jednym nieudanym małżeństwie,
Schliemann zaaranżował małżeństwo z młódką, którą ledwo znał – przecież
to najprostsza droga do katastrofy. Związek ponoć był udany, ale
podejrzewam, iż to za sprawą tradycyjnego wychowania Zofii, przyuczanej
do tego, by się nie sprzeciwiała mężowi. Poza tym Schliemann po prostu
wychował sobie żonę i wpoił jej własne zainteresowania. A czy była z nim
szczęśliwa? Nie jestem pewna. To że Henryk miał trudny charakter, był
porywczy i niecierpliwy, że nie pytał Zofii o zdanie, że wykorzystywał
ją do swoich celów, że był skąpcem – to pojawia się tylko na marginesie
tej historii. Powieściowa Zofia jest zaś bardzo powściągliwa w wyrażaniu
swoich opinii – nawet kiedy jest młodziutka wydaje się być bardzo
dojrzała. Wielokrotnie to ona ratowała w gorącej wodzie kąpanego
małżonka - gdyby nie Zofia, Schliemann może nie dałby sobie rady w
Grecji... Fakt, iż Schliemann nie odbierał swojej żonie osiągnięć,
dzięki czemu była z pewnością jedną z pierwszych kobiet publikujących
artykuły naukowe i wygłaszających odczyty. Negatywne wrażenie na mnie
zrobił natomiast fakt, iż wyjeżdżając wraz z Henrykiem, zostawiała swoje
malutkie dziecko na wiele miesięcy i zupełnie się nim nie interesowała.
Niestety powieść kończy się wraz ze śmiercią Schliemanna, a o tym, co
dalej działo się z Zofią (i czy w jakikolwiek sposób kontynuowała
działalność archeologiczną) – nie wiadomo. Zatem Grecki skarb zrodził we mnie wiele pytań, ale dał na nie niewiele odpowiedzi...
Jako dociekliwa czytelniczka zawsze szukam potwierdzenia faktów, przede wszystkim przez samego autora. W Greckim skarbie,
poza wzmianką o problemach z datami, nic na ten temat nie znalazłam.
Brak bibliografii. To, czego zaś dowiedziałam się, szukając z
Internecie, potwierdziło moje wątpliwości. Dlatego moim zdaniem Greckiemu skarbowi
brakuje rzetelności. Wprawdzie jest to tylko powieść, a nie biografia,
ale mimo to opowiada ona o rzeczywistych wydarzeniach. O ile można
domniemywać o tym, co ktoś naprawdę myślał, czy czuł, o tyle to, co się
zdarzyło powinno być przedstawione w miarę obiektywnie. Stone tymczasem
nie sili się na obiektywizm, przedstawia punkt widzenia tylko jednej
strony (czyli Schliemannów) i nie weryfikuje faktów. O kwestiach
dyskusyjnych napomyka, ale nie rozwija tematu. Nie pisze o tym, iż
metody Schliemanna spowodowały wiele nieodwracalnych szkód (tak zresztą
jak myślałam), ponieważ poza znalezieniem Troi nie interesowało go nic
innego - aby dokopać się do głębszych warstw, niszczył to, co znalazł
nad nimi, a co również było cennym archeologicznym znaleziskiem. Brak
także u Stone'a wzmianki o tym, iż skarby, które znalazł Schliemann
okazały się pochodzić z czasów późniejszych o kilkaset lat od Troi i
Myken, więc nie może to być skarb Priama i Agamemnona. Zasługą
Schliemanna było niewątpliwie to, iż zapoczątkował wykopaliska w
miejscu, które potem uznano za historyczną Troję oraz przyczynił się do
odkrycia wielu skarbów antycznej Grecji. Dowiódł, iż Troja naprawdę
istniała, choć oczywiście nie ma żadnych dowodów na to, iż miała miejsce
wojna trojańska. Trudno mi jednak go podziwiać i nazwać wybitnym
człowiekiem. Usiłowania Stone'a, by wybielić swojego bohatera wywierają
chyba wręcz przeciwny efekt, bo Schliemanna polubić trudno – chyba że
celem autora było właśnie wywołanie mieszanych odczuć wobec tej postaci.
Grecki skarb jest więc całkiem niezłą powieścią, może przede
mnie niedocenioną, ale jego wartość literacką przysłoniły mi owe
historyczne braki. Powiedziałabym nawet, iż czuję się oszukana przez
autora, iż postawił sprawy tak, jakby czytelnik nie był w stanie
samodzielnie myśleć i zweryfikować treści książki.
Irving Stone, Grecki skarb, Wyd. Muza, 2011
Komentarze
Prześlij komentarz