Katarzyna Wielka. Gra o władzę
Pierwsze, co rzuca się w oczy, w przypadku tej książki to piękna, wysmakowana okładka...
Caryca
Katarzyna II nie jest postacią historyczną, która kojarzyłaby mi się
najlepiej. To ona przecież zainicjowała pierwszy rozbiór Polski, a zatem
przyczyniła się do upadku naszego państwa w XVIII wieku. Jak do tego
doszło nie dowiemy się z powieści Ewy Stachniak, ponieważ koncentruje
się ona na latach, kiedy Katarzyna, a właściwie księżniczka pruska
Zofia, przybyła na dwór carski, na jej młodych latach spędzonych pod
rządami innej carycy – Elżbiety Piotrowny, a kończy się w momencie
dojścia przez Katarzynę do władzy. Historia tej postaci jest w istocie
podobna do wielu innych postaci historycznych, które zdołały zwyciężyć w
tej grze: młoda, niewinna kobieta zostaje wydana za mąż i
wyjeżdża do nieznanego sobie kraju, gdzie musi zmierzyć się z zupełnie
nową rzeczywistością, obcymi obyczajami, a niejednokrotnie niechęcią i
bezwzględnością otaczających ją ludzi. To powoduje u niej –
niezauważalną nawet początkowo przemianę – aby przetrwać (i tym samym
przejść do historii) trzeba dostosować się do tych okoliczności, samemu
stać się bezwzględnym i nauczyć się manipulować innymi. Czyż tego samego
nie możemy powiedzieć o Katarzynie Medycejskiej, o Katarzynie
Aragońskiej, Marii Antoninie?
W Grze o władzę
głównym – i niebanalnym - bohaterem jest dwór carski, ukazany jako
pełen spisków i tajemnic, wśród których jak ryba w wodzie czują się
chyba tylko caryca oraz jej wszechobecni szpiedzy. Takim szpiegiem – w
spódnicy – jest również narratorka powieści, pochodząca z Polski Barbara
Nikołajewna. Na dworze znaczenie ma i może zaszkodzić każde słówko,
szept, nieopatrznie skreślony list, a nawet spojrzenie... Mimo to
Katarzynie udaje się lawirować w tych labiryntach fałszu: od samego
przybycia do Rosji jest świadoma, że nie może okazać niezadowolenia, bo
oznaczałoby to jej upadek i odesłanie do Szczecina. Przyjmuje więc wiarę
prawosławną i stara się przypodobać carycy oraz swojemu niezbyt
rozgarniętemu małżonkowi, następcy tronu. Mimo to przez wiele lat żyje w
jego cieniu, lekceważona i traktowana tylko jako carski inkubator...
Właśnie tak została przedstawiona przez kanadyjską autorkę Katarzyna:
jako postać skrzywdzona, której odebrano prawo do miłości, a nawet
własne dzieci. Czujemy do niej sympatię, współczujemy jej i kibicujemy.
Życzymy happy endu jej romansowi ze Stanisławem Poniatowskim, mimo iż
wiemy, że to nie skończyło się dobrze. I w zasadzie nie wiemy jak to się
stało, że Katarzyna okazała się następnie równie, a nawet bardziej
bezwzględna, co jej poprzedniczka, caryca Elżbieta.
Powieść
czyta się niezwykle przyjemnie, dzięki lekkiemu, a zarazem dosadnemu
stylowi Stachniak. Pisarka nie szczędzi nam szczegółów, dotyczących
dworskich realiów, łącznie ze szparami i wiatrem hulającym po pałacu
oraz kotami, buszującymi po cesarskiej sypialni. Odniosłam przy tym
wrażenie, według przedstawienia Stachniak, że na dworze rosyjskim
panowały nieco luźniejsze obyczaje, niż na XVIII-wiecznych dworach
zachodnich: nikt aż tak nie zawracał sobie głowy moralnością – być może
było to odzwierciedleniem typowego wschodniego charakteru? Poza tym
najwyraźniej akceptowane były rządy kobiet: okazuje się, że Katarzyna II
nie była jedyną carycą... Autorka doskonale stworzyła portret Elżbiety
Piotrownej; w porównaniu z nią, postać Katarzyny zdaje się nieco
enigmatyczna, nie do końca ukształtowana. Akcja książki toczy się
czasach, kiedy zaczęła być budowana nowa, wspaniała siedziba carów w
Sankt Petersburgu. Możemy więc obserwować jak zmieniają się warunki
egzystencji dworu (bowiem o zwykłych ludziach mowy tu nie ma).
Porównanie Warszawy z Sankt Petersburgiem wypadało blado, a Rosja jawi
się jako wspaniały kraj, zachwycający szerokimi połaciami ziemi i
klimatem ostrym jak brzytwa. Czuje się do niego tęsknotę:
(…) za Rosją, gdzie północne wiatry wieją nad olbrzymimi połaciami ciemnozielonych lasów. Za styczniowymi nocami, jasnymi prawie tak jak białe noce, ale nie od promieni słońca, które nie chce zajść, tylko od srebrnego blasku księżyca. Za lodowymi taflami kry, ocierającymi się o siebie z trzaskiem, za skałami, w których uwięzione szlachetne kamienie wyglądają jak zamarznięte krople krwi. Za świętymi miejscami, gdzie w podniosłej chwili, która nadchodzi, gdy się jej najmniej spodziewamy, można zajrzeć do innego świata.
Gra o władzę
była w zasadzie pierwszym moim czytelniczym kontaktem z biografią
Katarzyny II, jak również z realiami panującymi na dworze rosyjskim,
stąd była dla mnie bardzo interesującą lekturą. Trudno zresztą nazwać ją
do końca biografią – to zdecydowanie bardziej powieść historyczna, w
której równie ważną rolę, co Katarzyna, gra Elżbieta Piotrowna. Wydało
mi się, że Katarzyna Wielka stanowi dosyć swobodną
interpretację historii, dlatego też zastanawia mnie, jak przedstawiają
Katarzynę II źródła historyczne i inni biografowie, zwłaszcza w latach,
których powieść Stachniak nie obejmuje. Fakt, iż powieść intryguje i
wzbudza zaciekawienie odnośnie tego, jak było naprawdę, jest chyba
wystarczającą rekomendacją do jej przeczytania. Na pewno sięgnę też po
kontynuację tej historii.
Komentarze
Prześlij komentarz