Nigdy nie czytałam nic autorstwa Jacka Londona, gdyż tematyka jego książek jest raczej nie w moim guście – kojarzy mi się ona z literaturą typowo „męską”. Traperzy na Alasce, robotnicy i żeglarze? Eh. Zainteresowała mnie jednak biografia Londona, spisana przez specjalistę w tej dziedzinie, Irvinga Stone'a. 

Stone zaczyna swoją opowieść od rodziców Londona – jego matka cieszyła się nie najlepszą reputacją, a sam Jack był jej nieślubnym dzieckiem. To piętno zostało w nim na całe życie. Przez całe dzieciństwo zmagał się z nędzą, wcześnie doświadczył konieczności zarabiania na własne utrzymanie i ciężkiej fizycznej pracy. Już jako nastolatek usłyszał jednak zew przygody: najpierw zaciągnął się na statek i przepłynął wiele mil morskich, a potem podróżował po kraju jako tramp. Jednocześnie od młodości, od momentu, kiedy w ręce wpadła mu pierwsza książka, a Jack odkrył istnienie bibliotek – fascynował się literaturą. Widząc, jak uwłaczająca i wyczerpująca jest praca fizyczna młody London doszedł do wniosku, że sam musi zdobyć wykształcenie, aby wyrwać się z biedy i aby spełnić swoje marzenie o zostaniu pisarzem. Niezupełnie mu się to udało, gdyż znowu musiał podjąć pracę, aby utrzymać rodzinę – matkę i niedomagającego już ojczyma. Stopniowo jednak przebijał się jako pisarz –  publikując opowiadania i nowele, do których tematów dostarczały mu jego liczne przygody, m.in. na Alasce, jako poszukiwacz złota. Ożenił się, chcąc się ustatkować, jednak cały czas ciągnęło go w świat. I cały czas London czuł przymus pisania. Marzył o własnym domu, wypełnionym książkami – częściowo udało mu się to marzenie zrealizować, stał się bowiem posiadaczem licznych ziem, na których gospodarował i na których budował swoją posiadłość. 

Nie sposób wyliczyć tutaj wszystkich przygód Jacka Londona. Jego życie było tak bogate i barwne, że na jego podstawie można by napisać wiele książek. Na pewno London nie przystaje do typowego wizerunku pisarza jako nobliwego pana, tworzącego przy biurku, w otoczeniu książek i kotów... Włóczęga, pijak, awanturnik. Z opowieści Irvinga Stone wyłania się także człowiek niezwykłej osobowości i hartu ducha: potrafił z jednej strony rzucać się w wir przygód, z drugiej zaś niezwykle ciężko - wręcz tytanicznie - pracować, by osiągnąć wyznaczone sobie cele. Kiedy postanowił zdobyć wykształcenie, pracował fizycznie, a po pracy przekopywał się przez książki, zdobywając wiedzę i poszerzając horyzonty. Do wszystkiego doszedł własną pracą. Był ambitny i przedsiębiorczy i jako taki stanowi pierwowzór Amerykanina, urodzonego w dobie dzikiego kapitalizmu. Jednak własne doświadczenia i obserwacje wykształciły w nim... socjalistyczne poglądy. Ironią losu jest to, że nie dożył triumfu idei, ku którym się skłaniał, tj. rewolucji październikowej...

Prywatnie London był człowiekiem towarzyskim, bardzo lubianym, hojnym dla przyjaciół i nie tylko przyjaciół. Całe życie borykał się z kłopotami finansowymi, żył na kredyt – nawet wtedy, kiedy uzyskiwał już spore dochody ze swojego pisarstwa. A to dlatego, że nie liczył się z pieniędzmi, utrzymywał sporą gromadę ludzi (rodzinę i nie tylko), a także nie odmawiał pomocy finansowej każdemu, kto tylko się do niego o nią zwrócił, co oczywiście spowodowało, że na altruizmie pisarza żerowało wielu. Ciemniejsza strona jego osobowości to depresja, na którą London okresowo cierpiał. Pod koniec życia popadł w alkoholizm, przed którym tak długo się bronił... Dlaczego jednak Jack London, jeden z największych amerykańskich pisarzy, popełnił samobójstwo, będąc w sile wieku i w szczytowym momencie swojej kariery? Czy chciał on, jak James Dean – żyć szybko, a umrzeć pięknym i młodym? Zdaniem Stone'a przyczyniło się do tego rozczarowanie pisarza ludźmi: ci których on wspierał, krzywdzili go i wykorzystywali. Ale czy rzeczywiście był on aż tak rozczarowany swoim życiem?  Inne źródła nie zgadzają się z taką wersją wydarzeń. Przecież London z niejednego pieca chleb jadł, doświadczył wielu wzlotów i upadków i potrafił się po nich podnieść i iść dalej. 

Żeglarz na koniu miał być autobiografią. London nie zdążył jej popełnić. W wykonaniu Stone'a nie jest on powieścią biograficzną, lecz raczej biografią w formie eseju. Książka jest napisana bardzo żywym, obrazowym językiem, ale moim zdaniem jest zbyt przepełniona wieloma faktami i szczegółami z życia Londona. Miejscami zawierająca zbyt detaliczne opisy wydarzeń, momentami wręcz miałam wrażenie, że biografia ta zamienia się w wyliczankę kolejnych faktów. Na wielu stronach Stone np. drobiazgowo zajmuje się finansami Londona: ile wydał, ile zarobił... Bardzo dużo miejsca autor poświęca socjalistycznym poglądom pisarza i jego działalności na tym polu. I jako taki, trochę mnie Żeglarz na koniu znudził, nie do końca dobrze mi się go czytało. Niemniej, nie sposób odmówić Stone'owi pasji i zaangażowania: biografia ta to tak naprawdę pean na cześć Londona, trudno znaleźć w jego książce jakieś negatywne opinie na temat pisarza. Jest bohaterem zdecydowanie pozytywnym i bardzo barwnym, nie sposób go nie lubić. Bo jakoś tak jest, że podziwiamy tych, którzy umieją korzystać z życia, nawet jeśli sami nie chcielibyśmy żyć równie intensywnie...

Irving Stone, Jack London: Żeglarz na koniu, Wyd. Muza, 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później