Brzydki, a w dodatku zarozumiały. Co te kobiety w nim widziały? Serge Gainsbourg, enfant terrible francuskiej popkultury był mistrzem prowokacji i wywoływania skandali. Był artystą wszechstronnym: nie tylko pisał teksty i piosenki, ale także malował, kręcił filmy, pisał książki. Tyle tylko, że jego twórczość jest – delikatnie mówiąc – kontrowersyjna. Jego dzieła – piosenki, filmy za każdym razem obfitowały w tematy łamiące tabu obyczajowe; czasem – co tu dużo mówić – były one wręcz obrzydliwe. Francuz miał fioła na punkcie seksualności i był fanem pornografii... Tę jego oryginalność obrazują zresztą liczne fotografie, zamieszczone w książce – nawet zdjęcie na okładce jest nieprzyzwoite. Można by rzec, że artysta nie widział granic, nawet kiedy rzecz dotyczyła jego żony, czy własnej córki... pamiętny był skandal, jaki wywołał film, z na poły kazirodczymi scenami z własną córką, Charlotte. Uwielbiał szokować, uwielbiał być celebrytą, mimo że sam siebie określał jako mizogina. Pił i nałogowo palił papierosy. Oczywiście kobiety go uwielbiały, Gainsbourg miał trzy żony oraz partnerkę (o wiele młodsze od niego), z którymi spłodził kilkoro dzieci. Mnie postać tego artysty wydaje się dosyć odrażająca, no ale wiadomo, że kobiety lubią takich „niegrzecznych chłopców”... Brrr.

Serge Gainsbourg cieszył się popularnością przede wszystkim we Francji. Poza granicami własnego kraju Gainsbourg znany był głównie jako playboy. Jego twórczość budziła niezrozumienie – wszak trudno przetłumaczyć wieloznaczność – a na wieloznaczności artysta głównie bazował, tworząc swoje piosenki. W Anglii, Stanach, gdziekolwiek, Gainsbourg zasłynął w zasadzie tylko z jednej piosenki, która odniosła kolosalny sukces: Je t'aime moi non plus. Ciekawe więc, że za biografię piosenkarza zabrała się angielska dziennikarka, Sylvie Simmons, która stara się wytłumaczyć owo brytyjskie uprzedzenie do muzyki francuskiej (i chyba wszystkiego, co francuskie). I tak: Wielka Brytania miała Beatlesów i Stonesów, a Francja.. dziwacznego Gainsbourga? Simmons pisze swoją książkę z muzycznej perspektywy: widać, że dobrze się czuje w temacie, że ogarnia różne style muzyczne, niuanse i smaczki, jakie pojawiły się w muzyce w XX wieku. Stąd w biografii tej najwięcej miejsca zajmuje właśnie analiza twórczości Gainsbourga. Wyłania się z niej obraz innowatora, eksperymentatora, innowatora: dziś jego twórczość stanowi inspirację dla takich muzyków jak Air, Sonic Youth, Beck, Suede, Nick Cave i wielu innych. Smakowita to pozycja dla muzycznych fascynatów.

Oczywiście nie brakuje też w pozycji tej odniesień do prywatnego życia Gainsbourga: trzech małżeństw, fascynacji kobietami oraz Dalim, także jego niezdrowego trybu życia. Autorka stara się przy tym opisać artystę jako normalnego człowieka, z ciekawością i szacunkiem, a bez szukania taniej sensacji. Podobno arogancją twórca skrywał nieśmiałość. Nieszczęśliwie nie potrafił godzić życia zawodowego z rodzinnym, co kilka razy skończyło się rozpadem jego związku, m.in. małżeństwa z uwielbianą Jane Birkin. Tym niemniej ta sfera życia Gainsbourga jest – mimo wszystko – okryta mgłą tajemnicy. Nie do końca potrafię rozgryźć co powodowało artystą, dlaczego miał tak dziwne upodobania i jak wyglądały jego relacje z bliskimi. Kim był. Zapewne to efekt wielowymiarowej osobowości Gainsbourga, którą trudno tak po prostu wyjaśnić. Jeśli czegoś mi brakowało w tej biografii, to głosu jego bliskich: żon (poza Birkin), przyjaciółek, kochanek, no i oczywiście dzieci. Simmons twierdzi, że wspomniany już wyżej film w ogóle nie zaszkodził Charlotte, dziewczynka nie wiedziała o co chodzi. Czy rzeczywiście?

Po śmierci Gainsbourga we Francji zapanowała ogólnokrajowa żałoba, piosenkarz dziś jest otaczany swoistym kultem. Zastanowiło mnie to, gdyż nie przypominam sobie takiej reakcji w Polsce na śmierć nawet wybitnego artysty. Tak więc jednak musiało być w nim coś wielkiego. Coś, czego nie rozumiem. Simmons wykonała dobrą robotę, w soczystym stylu przedstawiając Gainsbourga (na nowo) światu. Pisarka stara się udowodnić, że Gainsbourg był twórcą wielkim, jedną z ikon kultury XX wieku. Warto przeczytać, by przekonać się, czy artysta zasługuje na to miano, nawet jeśli nie jest się koneserem jego twórczości.

Sylvie Simmons, Serge Gainsbourg, Wyd. Marginesy, 2012

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później