Śmierć letnią porą

Nie zawracajcie sobie głowy Stiegem Larssonem, Mons Kallentoft jest lepszy - krzyczy z okładki książki. Każda pozycja z kręgu skandynawskich kryminałów musi teraz odwoływać się do Millenium i każda – według wydawców – jest co najmniej równie dobra. Porównywanie Kallentofta do Larssona to jednak głębokie nieporozumienie. Nie wszyscy skandynawscy pisarze są Larssonem i nie wszystkie szwedzkie kryminały są dobre. Jak dla mnie Śmierć letnią porą to jakaś literacka porażka. Pomysł na fabułę, w której giną młode dziewczęta jest raczej dosyć oklepany, ale można by go było fajnie rozwinąć. Tymczasem śledztwo w Śmierci letnią porą jest co najmniej nieudolne: policjanci, na czele z główną bohaterką Malin Fors, podejmują jedynie jakieś chaotyczne działania, kierując się wyłącznie domysłami i stereotypami, a nie śladami i logicznym myśleniem. Nie mogłam wyjść z "podziwu" jak tak można... Zaś rozwiązanie intrygi, zaproponowane przez pisarza to kompletny absurd, zupełnie nieprawdopodobny pod względem psychologicznym.

Bohaterowie? Malin Fors jest w równej mierze zaprzątnięta swoim nieudanym życiem osobistym, co śledztwem, co w zasadzie jest naturalne, ale w Śmierci letnią porą nie przysparza jakoś bohaterce sympatii. Może dlatego, że jest ona kreowana na osobę, która właściwie nie wie czego chce i miota się bez ładu i składu, pomiędzy byłym mężem, kochankiem, córką i pracą. O pozostałych postaciach powieści właściwie trudno mi cokolwiek powiedzieć. 

Najgorzej jednak odebrałam język, w jakim napisano powieść. To szczyt pretensjonalizmu. Krótkie, urywane zdania. Właściwie nawet nie zdania, a równoważniki zdań: pisarz najwyraźniej nie lubi czasowników. Dziwne sformułowania, mające chyba oddawać rozterki bohaterów, ale sprawiające wrażenie kompletnie pozbawionych sensu. Te zdania nie kleją się ze sobą, brak w książce spójnej i ciekawej narracji, która wciągnęłaby czytelnika; w zasadzie nic się nie dzieje, aż do ostatnich kilkudziesięciu stron. Zaczęłam czytać tę powieść, a następnie porzuciłam ją na tydzień i kompletnie nie interesowało mnie, co będzie dalej – skończyłam ją tylko z obowiązku. Przeskakując zresztą co drugie słowo – gdyż moim zdaniem połowa słów w tym kryminale jest zupełnie zbędna, nic nie wnosi, a tylko denerwuje. Jak monologi zza światów zamordowanych dziewczynek, czy notoryczne narzekania na panujący upał, zajmujące chyba z ¼ treści (który to już skandynawski kryminał, w którym czytam o rekordowo upalnym lecie – to chyba jakaś plaga!).

Panu Kallentoftowi mówię NIE, mimo że posiadam także pozostałe powieści z serii „pór roku”. Do dziś w tym gatunku literackim największym rozczarowaniem był dla mnie Ake Edwardson, ale Kallentoft jest chyba jeszcze gorszy. Nie wciąga, lecz irytuje. Mam (kolejną) nauczkę, żeby najpierw spróbować, zanim zacznę gromadzić wszystkie części serii.

Mons Kallentoft, Śmierć letnią porą, Wyd. Rebis, 2010

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później