Nam, ludziom z Zachodu, Chiny jawią się jako kraj pełen sprzeczności. Nie rozumiemy ich. Zastanawiamy się, jak to możliwe, że Chińczycy tak potulnie godzą się na autorytarne rządy partii i powszechną inwigilację. Jak to możliwe, że rozwój gospodarczy ostatnich lat jednak nie przyniósł Chinom (do tej pory) zmiany ustroju na bardziej demokratyczny, czego 20 lat temu oczekiwali zachodni przywódcy? Jak możliwe jest łączenie komunizmu z gospodarką rynkową? Chiny grają Zachodowi, a przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, na nosie, idąc własną drogą, co w gruncie rzeczy wynika z tysiącletnich tradycji chińskiego państwa. Tę współczesną filozofię Chin, tłumaczy m.in. w swoich pracach polski sinolog, Bogdan Góralczyk. W Wielkim renesansie np. omawia on dość szczegółowo okres od II połowy XX wieku aż do czasów współczesnych, wyrażając powszechne ostatnio przekonanie, że Chiny wnet staną się pierwszym mocarstwem świata. Zmierzch Wschodu z kolei podważa tę koncepcję (oraz chińskie rojenia). Prof. Yasheng Huang jest Chińczykiem (mieszkającym obecnie w USA), zatem nie można zarzucić mu braku znajomości kultury i specyfiki tego kraju. 

Nie będzie nadmiernym spojlerem, jeśli napiszę, iż tytuł tej pozycji to gra słów, gdyż “Wschód” nie oznacza tu wcale Państwa Środka, ale model EAST, na który składają się cztery czynniki: egzaminy, autokracja, stabilność i technika. Huang wyjaśnia tę kwestię na samym początku książki. W każdej z jej części autor przeplata historię Chin ze współczesnością, by pokazać jak to dziedzictwo historyczne wpłynęło na kształt państwa chińskiego dziś. Wydaje się, że najważniejszym z tych elementów jest system egzaminów keju, sądząc z tego, ile miejsca na jego omówienie oraz skutki jego wprowadzenia poświęca Huang. Keju to tak naprawdę chińskie know-how. Wymyślony w VI wieku, przetrwał aż do końca cesarstwa chińskiego, a i współczesne egzaminy w Chinach są de facto dziedzictwem keju. Dzięki keju znaczna część chińskiego społeczeństwa (tzw. tylko mężczyźni, bo kobiet nie dopuszczano do edukacji) była piśmienna, co oczywiście implikowało lepszy rozwój państwa. Wysoka alfabetyzacja nie przełożyła się jednak na rozwój gospodarczy dawnych Chin, a rozwój techniczny się w nich zatrzymał; Huang wskazuje, iż najwięcej wynalazków powstało w Chinach zanim wprowadzono keju, w okresie, kiedy państwo chińskie nie było jeszcze stabilne i homogeniczne, więc istniał w nim klimat dla przepływu idei (o tym, jak Chińczycy na własne życzenie zamknęli się na świat i nie potrafili wykorzystać tego, co mieli można też poczytać u Davida Landesa). Keju bowiem tworzyło tylko aparat biurokratyczny pracujący na rzecz państwa/cesarza, a cały system, sztywny i autorytarny, nastawiony był na zapamiętywanie, a nie myślenie i kreatywność (zupełnie jak model pruski, na którym opiera się nadal polska szkoła), jego zakres intelektualny był zaś zawężony do konfucjanizmu. Konfucjanizm zaś jest systemem filozoficzno-religijnym promującym posłuszeństwo, autokrację, system hierarchiczny i patriarchat*. Na tym zasadza się więc autorytaryzm Państwa Środka, niegdyś cesarstwa, a dziś rządzonego przez partię. W Chinach pióro stało się potężniejsze od miecza - wartości wojskowe nie były zbyt poważane, słabość armii zapewniała spokój na dworze kosztem jednak bezpieczeństwa zewnętrznego. Urzędnik cesarski był pożądaną ścieżką kariery w Chinach i ludzie byli w stanie wiele zrobić, by nim zostać. Angażowało to zasoby ludzkie, przez co mężczyźni ci nie mieli czasu na inne zajęcia, a nawet na życie rodzinne. Zarazem była to umowa społeczna oparta na uległości - urzędnicy mieli być przede wszystkim lojalni. Przez całą książkę przewija się myśl, jak ważna dla rozwoju jest różnorodność, stymulująca przepływ myśli, idei i kreatywność... Tymczasem Chiny zrobiły wszystko, by tę różnorodność zdusić i by ich państwo stało się jak najbardziej homogeniczne.

(...) chiński system polityczny charakteryzuje pięć cech: (1) narzucanie przez państwo oficjalnej ideologii (2) koncentracja władzy w rekach kilku osób, a często jednej osoby, bez instytucjonalnych ograniczeń w sprawowaniu tej władzy (3) szeroki zakres władzy państwowej  we wszystkich aspektach życia politycznego, w tym w gospodarce (4) prawo jako narzędzie sprawowania władzy przez władcę, który działa ponad ograniczeniami prawnymi (5) dominacja państwa nad całą organizacją społeczną, z osobami prywatnymi jako poddanymi państwa
Czy te ww. autokratyczne zasady, dotyczą ChRL? Nie, opisują one czasy cesarstwa… Autokratyzm Państwa Środka jest więc jego cechą nadrzędną. Z autokratyzmem z kolei silnie koreluje tradycjonalizm - tradycyjne wartości są mocno zakorzenione w chińskim społeczeństwie. KPCh jest de facto spadkobierczynią chińskich tradycji, a normy i wartości wypracowane w Chinach przez tysiąclecia niewątpliwie jej sprzyjają: cokolwiek robi partia to jej nie szkodzi, niezależnie od tego, czy ma to pozytywny, czy negatywny wpływ na kraj: trwałość KPCH ma w sobie coś mistycznego, stwierdza Huang. Wydaje się, że Chińczycy nie postrzegają państwa jako systemu, tylko jako zbiór osób - problemem są złe osoby, a nie zły system, więc usunięcie tych osób rozwiązuje problem. Huang proponuje pojęcie legitymacji aksjomatycznej

Polega ona na tym, że legitymacja państwa jest niezasłużona, niekwestionowana, bezwarunkowo akceptowana, jako domyślny stan świata, jaki znamy. Nie oczekuje się żadnej zmiany władzy, nie przewiduje się, ani nie żąda wzajemności. Orzeł - wygrywa KPCh; reszka - traci chińskie społeczeństwo. Złe wyniki osiągane przez państwo niekoniecznie zmniejszają ten efekt, a wzrost gospodarczy tylko go pogłębia. Jest to skrajna wersja tego, co Timothy Snyder nazwał “wyprzedzającym posłuszeństwem”. Jest to także przeciwieństwo tak zwanej pułapki Tacyta (...) - w której niepopularny rząd jest niepopularny bez względu na to, co robi.
Jak to możliwe w takim razie, że obecnie Chiny tak bardzo rozwinęły się technologicznie, zwłaszcza, że system szkolnictwa został zniszczony podczas rewolucji kulturalnej, przetrzebione zostały elity naukowe. By wyjaśnić te pozorne sprzeczności Huang posługuje się tymi samymi argumentami, które stosuje w całej książce i okazuje się, że nie ma w tym żadnej tajemnicy. Tym, co odróżnia współczesne Chiny od innych państw autokratycznych jest przedłożenie ponad wszystko gospodarki - zatem tak, partia rządzi, ale rządzi tak, by rósł PKB. Ideologia ma się opłacać. I to opłacać nie tylko wąskim elitom, ale ogółowi Chińczyków. Jak powiedział Deng Xiaoping: nieważne, czy kot jest biały, czy czarny, ważne, żeby łowił myszy. To taka spin-dyktatura, rządząca bardziej marchewką, niż kijem, dająca ludziom bezpieczeństwo i dostatek, w zamian za wolność. Rzecz jasna jest to kapitalizm na modłę chińską, tzw. kumoterski, w którym najważniejszym graczem jest mimo wszystko państwo. Huang omawia słabości tego systemu i wskazuje na znaczne usztywnienie kursu przez obecnie “panującego” Xi Jinpinga, który znowu bardziej promuje lojalność i arbitralne wskaźniki, niż kompetencje i gospodarkę. W rezultacie tego Chiny wracają na starą ścieżkę, system tłumi wolność i kreatywność i jest sprzeczny z polityką partii w dziedzinie wspierania innowacyjności.

Jak już wspomniałam, profesor Huang analizuje współczesne uwarunkowania Chin, odwołując się do ich historii. Znajdziemy tu mnóstwo informacji na temat Cesarstwa Chińskiego (choć nie jest to książka o historii Chin)  Na koniec znajdziemy rozważania dotyczące demokracji. Oczywiście profesor odnosi się też do błędnej strategii Zachodu, oczekującego, że Chiny się zdemokratyzują, wskutek rozwoju gospodarczego i technologicznego. Według niego demokracja nie jest warunkiem rozwoju gospodarki**, a technika jest użytecznym narzędziem i dla autokratów. Aby zaistniała demokracja konieczne jest pluralistyczne społeczeństwo, które korzysta z wynalazków techniki w warunkach wolności i konkurencyjności. A tego w Chinach nie ma  - Chiny to państwo bez społeczeństwa, na co Huang zwraca uwagę już na początku książki - jest tylko partia i masa ludzi, a pomiędzy tymi dwoma kategoriami zieje przepaść.

Chiny to organizacja, a nie państwo w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Stanowi to drugi warunek ograniczający - w Chinach nie ma zorganizowanego społeczeństwa, a brak społeczeństwa obywatelskiego wzmacnia siłę państwa.
Czytając Wielki Renesans, myślałam sobie, że podtytuł tej książki winien brzmieć: jak Chińczycy przechytrzyli Amerykanów i prof. Huang, podobnie jak prof. Góralczyk też zwraca uwagę na brak symetrii, wzajemności w stosunkach USA - Chiny: podczas kiedy USA głównie dawały, Chińczycy brali - i pieniądze, i know-how, ale nie zamierzali dostosowywać się do naszej kultury  Wydaje się jednak, że ten czas w relacjach chińsko-amerykańskich się skończył, jako że i obecni prezydenci USA postrzegają Chiny jako zagrożenie, a nie partnera, i tak samo Xi patrzy na Amerykę. 

Co z tego wyniknie, to się okaże. Pojawia się pytanie, czy nadmierna pewność siebie nie zgubi Chińczyków? Pycha wszak kroczy przed upadkiem. Z drugiej strony: czy dziś, kiedy zachodnia demokracja jest w kryzysie, nadal możemy jako Zachód się nią chwalić? Czy obecnie nie ziszcza się bardziej teza KPCh, że demokracja rodzi chaos? Świat staje się coraz bardziej chaotyczny i coraz więcej ludzi na świecie popiera autokratów! Wielu ulega znowu tej ułudzie, że potrzebujemy rządów silnej ręki i że oddamy swoją wolność, byle gospodarka się kręciła. Podobne wrażenie odniosłam z lektury książki Xi Jinping. Najpotężniejszy człowiek świata, w której niemieccy autorzy chwalą chińskie postępy, a krytycznie wyrażają się o Niemczech i UE. My przejmujemy się RODO i jakimiś prawami człowieka, a Chińczycy mają to gdzieś i patrzcie, jak dobrze sobie radzą... A ja słyszę tu aktualne pogróżki o "deregulacji" , która - jak myślicie - komu wyjdzie na zdrowie, a komu odbije się czkawką? Nomen omen, tak kilka dni temu wypowiedział się prof. Huang na temat tego, co wyprawia się w Stanach: 

Ameryka znajduje się w najbardziej niebezpiecznej sytuacji. Zapomnicie o wzroście gospodarczym lub inflacji; są to niemal przypadkowe i wkrótce zapomniane szkody wyrządzone przez tę administrację. Samo bezpieczeństwo Ameryki jest podważane przez samosprowokowaną pychę, która teraz rozgrywa się na naszych oczach. Będzie mnóstwo chorób, zgonów, incydentów lub wypadków różnego rodzaju i nieszczęść. Pierwszą i najważniejszą funkcją rządu jest to, że zapewnia nam bezpieczeństwo. Tak, są niedogodności, nieprzyjemny formalizm i marnotrawstwo i zawsze powinniśmy myśleć o sposobach na poprawę naszego rządu. Ale to są błędy, a nie cechy rządu, a niektóre z nich są ceną, którą płacimy, aby samoloty nie spadały nagle z nieba, wirus nie rozprzestrzeniał się bez kontroli, a chemikalia nie wyciekały do ​​naszych rzek. To, co techno-czerwonogwardziści*** robią rządowi federalnemu, to niszczenie funkcji bezpieczeństwa rządu, funkcji, którą wszyscy uważaliśmy za oczywistą, gdy istniała, ale która ma straszne konsekwencje, gdy tej funkcji brakuje.

Moim zdaniem w obecnej chwili upadek bardziej grozi Stanom Zjednoczonym, niż Chinom, natomiast Chinom zamienienie się w państwo dystopijne (którego scenariusz już jest realizowany). 

Zmierzch Wschodu to ambitna pozycja, o szerokim spojrzeniu, przekrojowa, naszpikowana danymi i faktami oraz naukową terminologią. Dość trudny język sprawia, że jest to książka wymagająca, aczkolwiek w żadnym wypadku nudna - czytało mi się ją znacznie lepiej, niż Wielki Renesans (który mocno męczyłam), choć przyznaję, że znacznie ciekawsze były dla mnie fragmenty o historii, niż te, w których autor omawia współczesność, a głównie roszady w KPCh. Jak widać jednak, książka daje kolejną ciekawą perspektywę na Państwo Środka - dużo się z niej nauczyłam. 

Metryczka:
Gatunek: popularnonaukowa
Główny temat: Chiny
Miejsce akcji: Chiny
Czas akcji: -
Ilość stron: 520
Moja ocena: 5/6
 
Yasheng Huang, Zmierzch Wschodu. Jak Chiny stały się potęgą i czy grozi im upadek, Wydawnictwo Prześwity, 2024

*o Konfucjuszu i konfucjanizmie ciekawie piszą autorzy książki Xi Jinping. Najpotężniejszy człowiek świata, zwracając uwagę, że uczony ten stworzył system edukacyjny, rewolucyjny w swoich czasach, ale nie jest przecież jego winą to, jak system ten był wykorzystywany przez kolejnych władców

**to też zależy jak rozumieć tę gospodarkę, na czym ona jest oparta i kto czerpie korzyści z jej wzrostu

***czerwonogwardziści to chińskie siły, które siały popłoch i chaos podczas Rewolucji Kulturalnej

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później