Dokładnie 80 lat miała miejsce konferencja jałtańska. Raczej nie ma czego świętować - powiecie - Polacy (znający historię) na hasło „Jałta” mają bardzo nieprzyjemne skojarzenia. „Zdrada”. To ta konferencja, w trakcie których trzech przywódców światowych mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego zdecydowało o powojennym porządku świata, a głównie o tym, że Polska znalazła się w kręgu sowieckich wpływów na następne kilkadziesiąt lat. W tej książce autorka sporo o tym pisze, analizując sytuację, w jakiej znaleźli się F.D. Roosevelt i Churchill w kontrze do Stalina. Dowiemy się, że Brytyjczycy traktowali sprawę polską jako kwestię honorową, natomiast FDR przykładał do niej zdecydowanie mniejszą wagę, gdyż ważniejsze było dla niego zadbanie o interesy własnego kraju. Stąd też niestety alianci nie mówili jednym głosem, a Stalin, stosując typowo rosyjskie metody „dyplomacji” (nadal stosowane przez rosyjskich polityków) przeforsował to, co chciał.

Córki Jałty to nie jest jednak pozycja poświęcona stricte polityce i niczemu poza tym. Wręcz przeciwnie – autorka przede wszystkim chciała pokazać to wydarzenie z perspektywy trzech młodych kobiet – tytułowych córek. Były to: córka Winstona Churchilla - Sarah, córka FDR - Anna oraz córka amerykańskiego ambasadora w ZSRR – Kathy Harriman. W tamtym czasie oczywiście kobiety nie były dopuszczane do polityki, widzimy więc, że te kobiety pojawiły się tam „po znajomości” – ale też były one wsparciem dla swoich ojców, pełniły pewne funkcje w dyplomacji, pracowały zawodowo. Katz tyle samo miejsca, co polityce, poświęca więc sprawom osobistym głównych bohaterów konferencji. Opisuje ich relacje z najbliższymi i ze współpracownikami, problemy zdrowotne, osobiste odczucia. Poza relacją z tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami sali obrad, dowiemy się też o kulisach – potajemnych spotkaniach, ustaleniach, przyjęciach, ale także o tym, jaki był odbiór tego, co się działo przez „córki” oraz o ich wrażeniach ze „zwiedzania” krymskich miejscowości. Mamy tu nawet takie smaczki jak życiowe problemy z zakwaterowaniem szacownych gości w podniszczonych carskich pałacach, dostępem do toalet albo dietą. To jest tak zwane ludzkie oblicze polityki. Można zastanawiać się skąd autorka to wszystko wiedziała - źródłem były listy, pisane relacje, ale też wywiady z licznymi osobami, w tym potomkami bohaterek.

Jeśli chodzi o wydźwięk polityczny autorka bynajmniej nie wybiela aliantów, tylko tłumaczy racjonalnie skomplikowaną sytuację geopolityczną, jaka panowała pod koniec wojny. Z anglosaskiej perspektywy: z naszego punktu widzenia to mogło wyglądać jak zdrada, no ale trudno dziwić się przywódcom innych państw, że dbają przede wszystkim o własną rację stanu. To jest Realpolitik - Polska nie była światowym mocarstwem, ani też pępkiem świata, a polityka to nie jest działalność charytatywna. Alianci mieli słabsze karty, a też grali chyba według innych zasad, niż Sowieci, więc niestety gra zakończyła się takim, a nie innym wynikiem…Uznawanie wyniku Jałty za dowód naiwności aliantów to jest znowu ocena post factum. Zresztą politykę ustępstw wobec Związku Radzieckiego, a potem Rosji w wydaniu państw demokratycznych, mamy okazję obserwować od stu lat…. Kolejna sprawa, że Roosevelt przyjechał do Jałty ciężko chory, stojąc na progu śmierci, co nie mogło nie mieć wpływu na układ sił. Takie rzeczy jak osobista predyspozycja uczestników zdarzeń są często pomijane w relacjach historycznych i politycznych, a przecież to wszystko ma znaczenie. Pozostaje gdybać, co by było, gdyby prezydent USA był w Jałcie w pełni sił i zdrowia…

Książka ta była dla mnie czymś zupełnie świeżym jeśli chodzi o książki poświęcone drugiej wojnie światowej. Poza podstawowymi faktami nie wiedziałam nic o konferencji jałtańskiej, nie czytałam nic, co opisywałoby jak to wyglądało w szczegółach. Muszę się przyznać, że zabierałam się do niej jak pies do jeża, bo grubość i drobny druk nie działały na mnie zachęcająco. Kiedy w końcu wzięłam się za lekturę, bo zbliżał się termin zwrotu do biblioteki, pochłonęłam za jednym zamachem ponad połowę. Autorka pisze w tak interesujący sposób, swobodnie poruszając się między faktami historycznymi a osobistymi detalami, że nie mogłam się od tej narracji oderwać! Nie napiszę wyświechtanego zwrotu, że „czyta się jak powieść”, ale prawda jest taka, że niejedna powieść nie umywa się do Córek Jałty pod względem tak wciągającej narracji.  Jeśli to jest debiut Katz, to chcę czytać wszystkie jej kolejne książki.

Metryczka:
Gatunek: reportaż historyczny
Główny temat: konferencja w Jałcie
Miejsce akcji: Jałta
Czas akcji: luty 1945 rok
Ilość stron: 448
Moja ocena: 5,5/6
 
Catherine Katz, Córki Jałty, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego (bo.wiem), 2023


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później