Fizyka i matematyka są fascynujące. Oczywiście dla tych, którzy je rozumieją. Współczesna fizyka jest jednak na tyle skomplikowana, że jeśli ktoś mówi, że ogarnia o co w tym chodzi, śmieją się z niego nawet inni fizycy. Od jakiegoś czasu prawa fizyki klasycznej rozjechały się bowiem z odkryciami w zakresie fizyki kwantowej. Kolejne eksperymenty prowadzą do coraz to dziwniejszych odkryć, coraz dziwniejszych cząsteczek, jak chociażby bozon Higgsa. W tym świetle należałoby się zastanowić, czy to faktycznie nie jest jakaś ściema, ścieżka prowadząca donikąd, naginanie faktów do teorii.* Czy rzeczywiście reguły działania wszechświata są tak skomplikowane, że nie są w stanie ich ogarnąć nawet najtęższe umysły?

Ciekawa koncepcja, a jeśli książka pozornie czysto rozrywkowa, taka jak Zderzacz, może przy okazji stanowić pretekst do tego typu przemyśleń, to tym lepiej dla niej. To właśnie była miła niespodzianka, jaka spotkała mnie przy lekturze powieści Joanny Łopusińskiej. Wprawdzie akcja zawiązuje się od tajemniczej śmierci w Wielkim Zderzaczu Hadronów, ale jej rozwój nie polega tylko na ściganiu mordercy. Mamy tu głównie poszukiwanie rzekomo cudownej reguły, która może zmienić losy świata (albo być wykorzystana do niecnych celów – jak każdy prawie wynalazek). W tym celu przemieszczamy się po urokliwych, zaśnieżonych szwajcarskich miejscowościach oraz poznajemy niezwykle skuteczną helwecką policjantkę. Kolejny punkt dla autorki za śledztwo mające ręce i nogi, prowadzone przez profesjonalistów. Opisy dotyczące działania WZH, czy tez informacje dotyczące wielkich uczonych (Jung, Pauli) są jak najbardziej weryfikowalne, a przy tym autorce udało się przedstawić je w sposób lekki i ze swadą, tak by zrozumiał je laik (który, nie czarujmy się, jest grupą docelową tej powieści). Można zatem powiedzieć, że lektura Zderzacza łączy przyjemne z pożytecznym. Co prawda miałam tu lekkie poczucie, że Łopusińska inspirowała się innymi „dziełami” i pisarzami, takimi jak chociażby Dan Brown – i nawet niespecjalnie się z tym kryje, bo autor ten wspomniany jest w Zderzaczu, a akcja jego Aniołów i demonów przecież też rozpoczyna się w CERN. Poza tym nic nie poradzę, że łażenie po cmentarzu w wigilijną noc kojarzy mi się tylko z Harrym Potterem ;)

Po skończeniu lektury miałam jednak poczucie, że na wiele pytań autorka nie dała odpowiedzi. Może również przeszkadzać nagromadzenie postaci (i poczucie, że niektóre z nich nic nie wnoszą, bo ich wątki są niedokończone). Mnie irytowały zupełnie niepotrzebne, moim zdaniem, przeskoki czasowe wstecz, bo wytrącają one z rytmu czytania, a historia, do których się one odnoszą po prostu nic nie wnosi do całości opowieści).

Ciekawe jest to, że Reguła Przypadku to autentyczna teoria, ale ja nie sądzę, by coś takiego istniało, a już na pewno, by można ją było w prosty sposób zastosować do tak przyziemnych działań w realiach jak zarabianie pieniędzy, operacje giełdowe czy przewidywanie wypadków. Gdyby tak było, nie trzeba by jej chyba promować w kryminale ;) I rodziłaby ona dalsze nieuchronne pytania natury filozoficznej, które jednak w Zderzaczu nie zostały poruszone. Bardziej do mnie przemawia teza, poruszona na początku tego tekstu: czy współczesna fizyka aby na pewno zmierza w dobrym kierunku? Ciekawe co na ten temat sądzą naukowcy. 

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główny bohater: Ava i Alex
Miejsce akcji: Szwajcaria
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 480
Moja ocena: 5/6

Joanna Łopusińska, Zderzacz, Wydawnictwo W.A.B, 2021

*Wspomina o tym chociażby Christophe Galfard w książce Wszechświat w twojej dłoni

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później