Ekstaza. Lata 90. Początek

Tak, pamiętam lata 90-te. Moje ukochane zespoły: U2, Pearl Jam, Smashing Pumpkins, Oasis, INXS... muzyka była wtedy dla mnie bardzo ważna. Potem jakoś to wszystko zbladło... Z tym, że wtedy się po prostu żyło, a nie myślało o tym, że właśnie dzieje się historia (w końcu zawsze dzieje się jakaś historia). Nie zastanawiałam się nad tym co, jak, po co i dlaczego. Słuchałam muzyki, a nie szukałam plotek o jej twórcach. I dziś, po 30 latach czytam książkę, która nie tylko jest podróżą w czasie, ale daje mi kontekst tamtych lat, wiedzę, której w sumie nie miałam, chociażby o kulisach kariery ówczesnych gwiazd. Cóż, nie należę do tych, którzy śledzili karierę Nirwany i którzy uważają, że na ten temat napisano już wszystko... Przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem. Supermodelki, dominacja MTV, Twin Peaks i oczywiście muzyczna scena Seattle. Anna Gacek dobrze uchwyciła klimat tamtych lat, atmosferę zmian, radykalnej zmiany estetyki, przesunięcia akcentów z tandety królującej w latach 80-tych do mroku i turpizmu zaprowadzonych w latach 90-tych przez grunge. Trochę tu jest jest pies pogrzebany...

Ekstaza to właściwie jest biografia grunge'u - wszystko kręci się tu wokół tego trendu, moim zdaniem aż za bardzo. Nawet jeśli jakiś artysta się weń nie wpisywał, to i tak musiał się zmienić, dostosować, wymyślić nowy image, żeby nie zostać w tyle... U2 porzuciło swój stary styl, to samo wielu innych wykonawców... W tej narracji trochę wygląda to tak, jakby wszyscy mieli obowiązek kopiować Nirwanę, co jest przecież zaprzeczeniem swobody twórczej. A nie wszyscy przecież byli wtedy fanami grunge i Nirwany - przecież pop nadal istniał. Poza tym wydaje mi się, że Anna Gacek stara się w tym wszystkim za bardzo znaleźć jakiś wzór, którego tak naprawdę nie ma (skąd wrażenie chaosu w książce). Po pierwsze zbyt wyraźnie stawia cezurę: lata 80-te to kicz, komercja, muzyka pusta i próżna - lata 90-te - muzyka zaangażowana. Faktycznie była to jakaś rewolucja, ale sęk w tym, że widać to dopiero z perspektywy. Tym zaangażowaniem ludzie się też szybko zmęczyli i znowu trzeba było wymyślać coś nowego. Zmiany wcale nie gwarantowały sukcesu - jednym się udało, innym nie. U2 się "uratowali", ale paradoksalnie do jakich piosenek tego zespołu wraca się dziś najczęściej? Do tych z lat 80-tych - bo tego się po prostu dobrze słucha, a nie "przesterowanych gitar" (ulubiony zwrot Gacek). Jedni chcieli sławy, inni od niej uciekali - autorka opisuje tu kuriozalne historie nieszczęśliwych gwiazd, jednych właśnie z powodu osiągniętego sukcesu (George Michael, Eddie Vedder), a innych dlatego, że nie udało im się utrzymać na szczycie. Curt Cobain popełnił samobójstwo z nadmiaru sławy, a Michael Hutchence wręcz przeciwnie? Gdzie tu reguła? 

Pełno zatem w tej książce paradoksów. Dlaczego niektórzy z tych "dinozaurów" z lat 80-tych grają do dziś, a te cudowne dzieci grunge'u, tak wychwalane - dawno się skończyły? Prawda jest taka, że historia każdego z tych artystów była unikatowa, a każdy musi znaleźć swój własny sposób na sukces, swoją własną drogę, a nie kopiować innych. Ci, którzy kopiują to ledwie naśladowcy. Trendy natomiast i gusta publiczności są trudne do przewidzenia - czasem rzeczy się po prostu dzieją, nie wiadomo dlaczego. Czasem wynika to z ogólnej sytuacji na świecie - jak powiedziała Anna Wintour "lata 90-te wcale nie były takie wspaniałe, a bardzo niepewne", czasem z potrzeby odreagowania i przesytu tym, co było, pragnienia nowości, odbicia. Nowe pokolenie przecież zawsze kontestuje stare. Ale niewinność trwa krótko. Ci, którzy krytykują i wprowadzają nowe, z czasem obrastają w piórka i zajmują miejsca na kanapach zamiast tych, których krytykowali. Biedak, który odnosi sukces zamienia się szybko w bogacza, skromna dziewczyna w rozkapryszoną gwiazdę, taka jest kolej rzeczy. Bo każdy woli być młody, piękny i bogaty. Po czym ma z tego powodu ból d..., który koi narkotykami.
A dlaczego grunge nie przyjął się w modzie? Bo był jej zaprzeczeniem - inspirowany tanimi i brzydkimi ubraniami. Myślę, że gdyby ludzi, którzy się tak ubierali stać było na coś lepszego, zapewne szybko porzuciliby ten styl. Prawda jest taka, że wszyscy chcieli, żeby ten grunge ze swoimi flanelowymi koszulami, ciężkimi buciorami i anorektycznymi modelkami szybko odszedł w niebyt.

Młodych fanów grunge'u nie byłoby stać na rzeczy z logo Perry Ellis, zresztą nie aspirowali do ich posiadania, bo podobnie jak ich idole brzydzili się konsumpcjonizmem reprezentowanym przez luksusowe domy mody. Z kolei wierni klienci wielkich projektantów nie mieli ochoty wydawać 300 dolarów by wyglądać jak najgorsza matka świata, Courtney Love, albo jej mąż, narkoman z brudnymi włosami.
Podsumowując, przeszkadzało mi takie trochę tendencyjne ujęcie tematu. Czy naprawdę Courtney Love zasługiwała na cały rozdział, podczas gdy inne gwiazdy zostały lekko wzmiankowane? Zwróciłam też uwagę na  brak bibliografii w książce. Np. padają bardzo niepochlebne słowa o Michaelu Hutchence, którego Gacek kwituje, że był "próżny i narcystyczny"?  - jego historia była o wiele bardziej skomplikowana, niż to, co znajdziemy w książce. Rozumiem, że Anna Gacek jako dziennikarka muzyczna czerpała częściowo z własnej wiedzy, a gdyby chcieć przytoczyć wszystkie źródła, to pewnie zajęłoby to kolejne sto stron. No ale jednak - takie ujęcie tematu - choć informacji jest tu naprawdę dużo - sprawia wrażenie mocno subiektywnego.

Mimo wszystkich uwag, podoba mi się pióro Anny Gacek. Podobało mi się też staranne wydanie książki, kolorowe, z wieloma zdjęciami, gdzie zdjęcia te były zamieszczone pomiędzy tekstem, a nie na osobnej wkładce, losowo "wsadzonej" między strony. Na pewno ta publikacja nie wyczerpuje tematu i można mieć nadzieję, że będzie ciąg dalszy, jak to sugeruje tytuł. Nawiasem mówiąc przydałoby się w mojej ulubionej Serii Amerykańskiej coś właśnie na temat Seattle w latach 90-tych.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: grunge
Miejsce akcji: cały świat, głównie USA
Czas akcji: lata 90-te XX wieku
Ilość stron: 350
Moja ocena: 4,5/6

Anna Gacek, Ekstaza. Lata 90. Początek, Wydawnictwo Marginesy, 2021

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później