Wolność i spluwa

Z żadnym innym krajem skojarzenia związane z bronią i kontrowersjami z tym związanymi nie są tak silne, jak ze Stanami Zjednoczonymi. Nic dziwnego, skoro dostęp obywateli do broni jest tam gwarantowany konstytucją, a kłótnie pomiędzy zwolennikami, a przeciwnikami posiadania broni są stałym elementem gry wyborczej. Amerykanie wszelkie próby ograniczania owego prawa traktują jak zamach na swoją wolność i raczej nie zanosi się, aby coś się szybko w tym względzie zmieniło. Chciałam więc dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, przyznaję też, że oczekiwałam zapewne książki zgodnej z moimi poglądami na tę kwestię. No i trafiła kosa na kamień, gdyż Dan Baum, mimo tego, że jest demokratą (a przynajmniej tak deklaruje), to jest też pasjonatem broni palnej. Stąd też swój reportaż poświęca raczej pokazaniu tego, że posiadanie broni jest fajne i potrzebne. Jeździ po różnych miejscowościach, odwiedzając sklepy z bronią, targi broni i strzelnice, rozmawia z ich właścicielami i klientami, przytacza historie różnych ludzi, na których użycie broni odcisnęło swoje piętno. Widać w tym prawdziwą żyłkę do tego tematu: okazuje się, że tak, jak ja mogłabym opowiadać o książkach, czy o perfumach, tak niektórzy są w stanie mówić o broni. I kupować ją tylko w celach kolekcjonerskich, wydając na to tysiące dolarów, po to, by ją mieć, patrzeć na nią, dotykać, polerować, rozkładać na części, dokupować różne akcesoria. Bynajmniej nie strzelać. I „to się nigdy nie kończy”, bo co chwilę do sklepów trafiają jakieś nowości. No zupełnie jakbym siebie słyszała, kiedy usprawiedliwiam zakup kolejnego flakonu. I przyznaję, że takie podejście do broni raczej mi do głowy nie przyszło. Gdyż broń dla mnie jest narzędziem niosącym śmierć i żadne ideologie, czy to samoobrona, czy bronienie się przed tyranią państwa tego nie zmienią.

Na pewno w tej książce widzimy jakie jest stanowisko tej części amerykańskiego społeczeństwa, które broń posiada i nie akceptuje żadnych restrykcji z tym związanych. Książka pokazuje posiadaczy broni od tej mniej oczywistej strony, pozwala wejść „w ich głowy”, pokazuje jak myślą, jaką logiką i argumentami się posługują.  Blum opisuje kursy, w jakich brał udział jako posiadacz broni, cytuje pięć głównych zasad, jakie wbija się do głowy wszystkim kupującym broń. Autor w swoich spotkaniach z „broniowcami” pragnie pokazać, że są to ludzie odpowiedzialni, wiedzący jak się obchodzić z bronią, praworządni obywatele, a jako tacy nie potrzebują żadnych zakazów i nakazów. To kwestia zaufania. Tego, że dla niektórych ludzi:

Broń daje nam tożsamość. Czyni nas nadludźmi. Pasjonat broni widzi sprawę następująco: jeśli chcesz ograniczyć mój kontakt z bronią, to znaczy, że mi nie ufasz, że potrafię się z nią obchodzić. (…) Chcesz umniejszyć moją wartość jako człowieka, obywatela, suwerennej jednostki (…).
Owszem, niektóre argumenty dają do myślenia, ten reportaż nie jest czarno-biały. Na przykład Baum wspomina o malejących statystykach przestępczości, pomimo tego, że prawo do posiadania broni ma obecnie jedynie niewielkie obostrzenia, a w niektórych stanach wręcz zakup broni jest ułatwiany przez politykę stanową. Jest to ważny argument. Dowiedzenie związku między poziomem przestępczości, a prawem do posiadania broni jest jednak równie trudne, jak dowiedzenie korelacji pomiędzy dietą, a zdrowiem. Z drugiej jednak strony sam autor wspomina, że środowiska zwolenników broni rozpowszechniają narrację o szalejącej przestępczości, nakłaniając obywateli do wstąpienia w szeregi posiadaczy. Więc jak to jest w końcu z tą przestępczością, jest, czy nie ma?

Najciekawszym dla mnie rozdziałem był ten o broni w filmach – jak kręcone są sceny z udziałem broni w Hollywood. Bardzo podobał mi się też rozdział, w którym autor opisuje profesjonalne szkolenie jakie przeszedł na wzór szkolenia dla służb mundurowych (i sytuacji prawdziwej strzelaniny). Najgorszym natomiast był ten o myślistwie. Myślistwo to dla mnie odrażający „sport”, który w obecnych czasach (kiedy już nie musimy polować, by żyć) nie ma żadnego uzasadnienia poza dawaniem ujścia naszemu okrucieństwu i żądzy zabijania. I czytanie o tym, jak autor podnieca się polowaniem na jelenie i opisuje jak jego dziewczyna zabiła karmiącą łanię – wzbudziło mój ogromny niesmak.

W tym wszystkim zabrakło punktu widzenia drugiej strony, brakowało też wielu istotnych i drażliwych kwestii, jak powtarzające się strzelaniny w szkołach, czy innych miejscach publicznych, które jednak są specyfiką wybitnie amerykańską. Słyszy się o tym cały czas, statystyki pokazują, że w ubiegłym roku było ponad 700 takich zajść, a zatem dwa dziennie. Joe Biden wzywa do wprowadzenia ograniczeń i nazywa dawanie broni osiemnastolatkom szaleństwem. Były i takie momenty, gdy stanowisko Bauma było na tyle niejasne, że już sama nie wiedziałam, czy autor jest właściwie za czy przeciw. Na pewno broń lubi, lubi się z nią pokazywać, i ją kupować, natomiast strzelać – to już niekoniecznie. I pewnie takich „nieszkodliwych wariatów” jest wśród posiadaczy broni sporo, a też są częścią tego zjawiska. Wspomniano już, że pasjonaci broni – ci, których pokazał nam Baum – uważają się za odpowiedzialnych ludzi. Zarazem autor odwołuje się do sytuacji, kiedy dochodzi do nieszczęśliwych wypadków z bronią – ponieważ jednak nie wszyscy posiadacze broni są godni zaufania i wiedzą, jak się z bronią obchodzić. Dlatego niezbyt przemawia do mnie argument, że „to nie broń zabija, a człowiek” i że w związku z czym zamiast ograniczać dostęp do broni trzeba by pracować nad ludźmi. Owszem, teoretycznie tak, ale wiadomo, że w praktyce to fikcja: nie wszystkich można nauczyć myśleć, nie wszystkim ludziom można ufać, że będą postępować racjonalnie. Nie wszyscy są takimi odpowiedzialnymi, praworządnymi obywatelami. Sami entuzjaści broni są tego najlepszym przykładem - i sami sobie w swojej argumentacji zaprzeczają  - nosząc broń okazują przecież brak zaufania w stosunku do innych ludzi. To dlatego też nie dajemy dziecku do ręki zapałek, mimo, że przecież „zapałki same w sobie są nieszkodliwe”. Broń jest odzwierciedleniem ludzkiej agresywności, a w wielu przypadkach dysponowanie nią ułatwia wyrządzenie krzywdy innym, celowo, czy chociażby przez przypadek. Stąd to nie do końca jest kwestia indywidualnej wolności i tego, że jak nie lubisz broni, to jej sobie nie kupuj… I dlatego prostszym rozwiązaniem jest ograniczenie ludziom dostępu do narzędzi ułatwiających krzywdzenie innych. Ja w każdym razie nie czułabym się zbyt bezpiecznie w kraju, w którym wiedziałabym, że każdy może wyjść na ulicę i zacząć wymachiwać pistoletem. Zresztą sami entuzjaści broni to potwierdzają i płacą za taki stan rzeczy byciem w ciągłej gotowości (o czym pisze Baum), a zatem w stanie permanentnego stresu. A co z prawem do samoobrony? Często użycie broni prowadzi tylko do eskalacji przemocy i tak naprawdę jest leczeniem objawów, a nie przyczyn. To tak, jak z wykupywaniem żywności w przypadku pandemii – ludzie robią to, bo się boją i widzą panikę innych, ale zrobienie zapasów nie sprawi, że pandemia zniknie. Poza tym wcale nie jest powiedziane, że posiadacz broni nawet w sytuacji realnego zagrożenia będzie w stanie jej użyć i z zimną krwią do kogoś strzelić: czy byłbym w stanie dobyć rewolweru i oddać celny strzał w ciało innego człowieka, jednocześnie chowając się przed śmigającymi kulami? Nigdy w życiu. A skoro nie, to po co w ogóle nosiłem broń? I na takie pytania entuzjaści broni pokroju Bauma muszą sobie odpowiadać… 

Baum jednak nie pochyla się bardziej nad psychologicznymi i socjologicznymi aspektami chęci posiadania broni, bo woli rozpisywać się o kolejnych jej modelach.  Były tu całe nużące fragmenty, kiedy autor opisuje detale techniczne różnych rodzajów broni – no interesujące tylko dla pasjonatów. Za dużo tu jest jego samego, jego refleksji i przekonań, przefiltrowanych oczywiście przez posiadany przez niego samego system wartości. Koniec końców odniosłam wrażenie, że autor broni prawa białych mężczyzn w średnim wieku do posiadania swoich zabawek… bo całe te opowiadanie o kolekcjonerstwie to nic innego przecież jak zabawa dla dorosłych. Reportaż Dana Bauma jest dla mnie właśnie takim dorabianiem ideologii do chęci posiadania broni. A to robienie z tego nieszkodliwego hobby, a to odwoływanie się do myślistwa, a to wreszcie powoływanie się na wspomniane już prawo do samoobrony. Dodać w tym miejscu należy, że przez broń, jaką dysponują cywile w USA należy rozumieć nie tylko jakieś pistolety, czy rewolwery, ale także karabiny maszynowe czyli tzw. broń szturmową. Coś takiego jednak trudno przełknąć w kontekście li tylko samoobrony…

Finalnie okazuje się, że cały ten spór to w dużej mierze spór o kulturę, co dobrze podsumowuje następujący fragment:

Może i broń była fajna, wywoływała nostalgię i intrygowała swoją konstrukcją, ale w Ameryce, po której podróżowałem, symbolizowała również światopogląd przedkładający jednostkę nad kolektyw, dziarskie życie na zdrowym powietrzu nad blady intelektualizm, (…) męskość nad kobiecość, aktywność nad bierność. Broń stanowiła fizyczny symbol filozofii, która spajała to plemię. Była bożkiem na ołtarzu. Plemię wielbiło ją i obdarzało nadprzyrodzonymi mocami: powstrzymania przestępczości, obrony republiki przed tyranią, przemiany poddanych w obywateli, a chłopców w mężczyzn.
Przeciwne plemię, wyżej ceniące rozum niż siłę, sceptyczność niż ślepą pewność, internacjonalizm, niż wiarę w amerykańską wyjątkowość, wielokulturowość niż hegemonię białego mężczyzny, dążenie do redukcji rozwarstwienia dochodowego niż dziki kapitalizm, a pokój niż wojnę (…) dostrzegało w broni palnej totem wroga, ucieleśnienie jego odrażającego światopoglądu.


I tu jest pies pogrzebany. 

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: posiadanie broni
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 427
Moja ocena: 4,5/6

Dan Baum, Wolność i spluwa. Podróż przez uzbrojoną Amerykę, Wydawnictwo Czarne, 2018

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później