Życie Violette jest tego typu książką, po lekturze której było trudno mi zebrać myśli, żeby jakoś sensownie o niej opowiedzieć. Tym bardziej, że przeczytałam wiele pięknych, pełnych zachwytu recenzji i sama nie jestem w stanie już chyba opowiedzieć o niej piękniej. Historia ta jest z pozoru bardzo prosta, a mimo to jest w niej coś nieuchwytnego. Życie głównej bohaterki jest bardzo smutne, naznaczone piętnem braku miłości i beznadziei. Życie szarej, zwykłej kobiety można by powiedzieć, dla której los nie był łaskawy. Do tego stopnia, że bohaterka znajduje ukojenie na cmentarzu, który staje się jej domem. 

Historia Violette przeplatana jest historiami innych ludzi, z których na plan pierwszy wybijają się miłosne perypetie pary pochowanej na burgundzkim cmentarzu. Przyznam, że ta część książki była dla mnie dość abstrakcyjna, a postępowanie bohaterów trudno zrozumiałe, ale na pewno pokazujące, jak dziwnymi ścieżkami chadzają czasem ludzie i jak zawiłe są ich uczucia (co trochę nie pasowało do Violette mimo wszystko). Otrzymujemy też opowieść o życiu męża Violette – dość skomplikowaną, zmieniającą optykę – moim zdaniem mało wiarygodną.

Nie dziwię się, że ta powieść tak się podoba – bo w prostych słowach mówi o tym, co w ludzkim życiu jest najważniejsze. O zwykłym życiu. O stratach, jakich każdy z nas doświadcza, wcześniej, czy później i musi się z nimi uporać. O pragnieniu miłości, które może w nas ożyć nawet, kiedy całe lata jest uśpione, kiedy już stracimy na nie nadzieję. O przyjaźni, ratującej często życie – ten wątek jest tu jednym z piękniejszych. O drobnych radościach – tu widać, że jest to powieść francuska, ze swoją joy de vivre. Bohaterowie potrafią cieszyć się małymi rzeczami, jak smak własnoręcznie wyhodowanych pomidorów, picie kawy, noszenie kolorowej sukienki, czy kąpiel w morzu. Z jednej strony zatem zaduma, melancholia, z drugiej życie odradzające się, jak te zielone listki na wiosnę. Przejścia Violette łamią czytelnikowi serce, w wielu wypadkach pewnie dlatego, że łatwo się z tą kobietą zidentyfikować, że wiele z nas ma poczucie, że pędzimy taką smutną egzystencję, a z biegiem lat wypalają się w nas i młodzieńcze marzenia i (choć może się do tego nie przyznajemy, bo świat wymaga od nas, byśmy ciągle gdzieś biegli), pragniemy już tylko ‘świętego spokoju”. Zaszyć się gdzieś, pielęgnować ogródek, czytać książki, głaskać koty… Profesja dozorczyni cmentarza nie wydaje mi się wcale taka dziwna, czy też odstręczająca – wręcz przeciwnie. Wbrew pozorom Życie Violette mówi o życiu, a nie o śmierci. Mimo, że jego akcja toczy się w dużej części na cmentarzu i narrator odnosi się do zmarłych, to – z wyjątkiem wspomnianej już pary – osoby te, czy też wspomnienia o nich, nie zajmują w tej powieści wiele miejsca. Czytając o nich raczej wyobrażamy sobie życie biegnące dalej, świecące słońce i kwitnące – nawet na cmentarzu - kwiaty, mimo wszystkich tych śmierci, wydarzających się każdego dnia. To oswaja trochę śmierć, pomaga nam myśleć o niej, jak o „części życia”, co zawsze brzmiało dla mnie paradoksalnie. Lepszym określeniem chyba jest „część egzystencji”, postrzeganej jako wieczne koło – obumierania i odradzania się. Summa summarum, mimo, że akcja Życia Violette osadzona jest na cmentarzu, a jej tematem przewodnim jest przemijanie, to powieść wcale nie jest przygnębiająca.

Na koniec chciałabym napomknąć coś o technikaliach. W polskim wydaniu zmieniono tytuł powieści, na – niezbyt oryginalny – ale sami przyznacie, że ten oryginalny, Changer l’eau de fleurs, co można przetłumaczyć jako Zmieniając wodę kwiatom – nie brzmi zbyt ładnie. Okładka Życia Violette jest spektakularnie piękna – w swoim stylu, dość kiczowatym może, dalekim od nowoczesnych projektów – ale kobieca i romantyczna. Przejrzałam różne wydania, z całego świata i stwierdzam, że nasze jest najładniejsze, wyraźnie się wyróżniające. 

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główny bohater: Violette Toussaint
Miejsce akcji: Francja
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 480
Moja ocena: 5/6

Valerie Perrin, Życie Violette, Wydawnictwo Albatros, 2022



Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później