Po lekturze Córki zegarmistrza zniechęciłam się do powieści Kate Morton, zapominając, że kilka jej poprzednich książek bardzo mi się podobało. A Milczący zamek należał do moich półkowników przecież, patrzyłam na niego przez lata (w poprzednim wydaniu, przed serią butikową Albatrosu). Podobnie, jak w swoich najlepszych książkach, Morton odkrywa tu rodzinną tajemnicę, mającą swoje źródła w czasie II wojny światowej, a w zasadzie nawet wcześniej. Akcja rozgrywa się w posiadłości Milderhurst w Kent, zamieszkałej przez trzy dziwne siostry, o których krążą legendy w pobliskiej wsi. Atmosfera tej książki ma coś z bajek braci Grimm: stary zamek, jego ekscentryczne mieszkanki i otaczający ich nimb rodzinnej tragedii. To się nie może nie podobać. Autorka przygotowała też coś dla bibliofili, ponieważ główna bohaterka powieści, Edie, uwielbia książki i pracuje w wydawnictwie, a jądro tej historii tkwi w słynnej baśni napisanej na początku XX wieku przez ojca naszych sióstr, Raymonda Blythe. Mamy tu też motyw (szkoda, że porzucony) traktowania osób czytających jako snobów: po co nabijasz sobie głowę jakimiś głupotami, lepiej zajęłabyś się czymś pożytecznym

 

Niewątpliwie Morton czerpała inspirację z powieści gotyckich i za taką też chce uchodzić Milczący zamek. Autorka serwuje tu wiele akcentów, takich jak: mroczne korytarze i skrzypiące podłogi w zamku, sekretne pokoje, trzaskające okiennice podczas burzy z walącymi piorunami i siekącym deszczem, ogień migoczący w kominku, a nawet posługiwanie się lampami naftowymi (w latach 90-tych XX wieku!). Milczący zamek jest taką mieszanką Jane Eyre, Wichrowych wzgórz i Zdobywamy zamek – i jako taki jest mocno niedzisiejszy; choć teoretycznie część jego akcji dzieje się współcześnie, to czytając odnosi się wrażenie przeniesienia się w XIX wiek. Jego treść określiłabym słowem „gęsta”. Gęsta atmosfera, którą można kroić nożem, gęsta jest również treść powieści, spisanej drobnym maczkiem, nabrzmiała od malarskich wręcz opisów zamku i uczuć doświadczanych przez bohaterki. Coś jednak za coś - tempo akcji jest wolne i może znużyć. Zatem to nie jest na pewno powieść, którą  czyta się na chybcika, trzeba przysiąść i się nad nią skupić.

 

O ile klimat Milczącego zamku sprawia, że lektura jest bardzo przyjemna, to sama fabuła i zagadka rozwiązywana przez Edith, była dla mnie trochę niedorzeczna. Zbyt wiele nieszczęść, jakich doświadczyła rodzina Blythe’ów, zbyt wiele ukrytych przez całe lata sekretów i motywacji. Można by wręcz zaryzykować stwierdzenie, że zamek jest przeklęty, aczkolwiek nasze siostry wcale tego tak nie widzą, ich przywiązane do niego wręcz z jakąś absurdalną siłą, która też mnie zastanawiała. Wprawdzie autorka wszystko to pod koniec ładnie puentuje, ale na wszystkie moje pytania nie odpowiedziała: skąd brała się zadziwiająca władza, jaką miała najstarsza z sióstr nad pozostałymi, dlaczego jej bliźniaczka była wobec niej tak uległa (wyjaśnienia dostarczone przez Morton jakoś mnie nie przekonały), jaką obietnicę złożyła matka bohaterki jednej z sióstr? Należy tu bowiem jeszcze napomknąć o wątku angielskich dzieci ewakuowanych na wieś po wybuchu wojny – do takich dzieci należała mama bohaterki, a jej losy skrywają przed córką (jeszcze jeden) sekret. 

 

Podsumowując, powieść ta przyjemnie mnie zaskoczyła swoją atmosferą, w sam raz na długie jesienne wieczory. 

 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Edith Burchill i siostry Blythe
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 560
Moja ocena: 4,5/6

Kate Morton, Milczący zamek, Wydawnictwo Albatros, 2021

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później