To jest wojna
Wydawało mi się, że książka Suchanow będzie dotyczyła
stricte właśnie walki o prawa kobiet i fundamentalistycznej organizacji Ordo
Iuris, tymczasem okazuje się, że temat jest potraktowany znacznie szerzej.
Prawa kobiet to tylko wierzchołek góry lodowej. Mowa jest tu m.in. o tzw. wojnie
hybrydowej, czyli działaniach, które mają na celu destabilizację systemów
gospodarczo- kulturalnych, a do których należy sianie chaosu, dezinformacji
(fake newsy) i nienawiści. Skłócanie społeczeństw, napuszczanie ludzi na
siebie, dzielenie nawet rodzin, prowokowanie konfliktów chociażby takich, jak kryzys z imigrantami.
Dokładnie to, co obserwujemy w Polsce od kilku lat. Zapewne ruchy
antyszczepionkowe to też ich sprawka. Ale to dzieje się nie tylko w Polsce, ale
na całym świecie - bo w dobie Internetu i mediów społecznościowych takie działania stają się bajecznie proste. Dotyka to Ameryki Łacińskiej, Turcji, Korei, Chorwacji, Włoch, nawet Stanów
Zjednoczonych. Stoją za tym organizacje o których przeciętny człowiek w życiu
nie słyszał. Organizacje o pozornie niewinnych nazwach jak Światowy Kongres
Rodzin czy CitizenGo. Suchanow pokazuje powiązania pomiędzy różnymi ruchami
reprezentującymi skrajne, ultraprawicowe poglądy, niczym nie różniące się od
faszyzmu, a których członkowie podpierają się religią i „prawem bożym”. I są to
organizacje stawiające sobie za cel zniszczenie liberalnych demokracji i
wprowadzenie w nich fundamentalistycznych zasad, rodem ze średniowiecza. Oczywiście religia to tylko narzędzie, pretekst, jak zwykle.
To była jedna z najtrudniejszych lektur w moim życiu, po pierwsze z racji treści naszpikowanej polityką, ale przede wszystkim z uwagi na przesłanie jakie niesie. Suchanow podaje mnóstwo faktów i nazwisk, popartych dowodami i źródłami, a także własnymi doświadczeniami autorki jako aktywistki, jednej z organizatorek Strajku Kobiet. Pokazuje jawnie mizoginistyczne działania władz (w różnych krajach), np. uniewinniających gwałcicieli, czy chcących dekryminalizować przemoc wobec kobiet. To nie są jakieś dywagacje czy spekulacje. Właśnie z uwagi na mnogość tych faktów czytało mi się to niestety bardzo ciężko – bardzo opornie szło mi przyswajanie tych wszystkich informacji, musiałam przerywać i odkładać tę lekturę. Było tego za dużo, zbyt szczegółowo i zbyt chaotycznie – tu jedna organizacja, tam inna, tu Moskwa, tam Brazylia, a tam Werona… Zwłaszcza zbyt szczegółowo autorka rozpisuje się na temat sekty FTP. Myślę, że tu uwidacznia się styl Suchanow, która jest bardziej badaczką, niż pisarką. Druga sprawa to ogromny niepokój, jaki ta pozycja ze sobą niesie. Otwiera oczy, bo zauważamy, że to nasze poczucie, że „coś jest nie tak” – wybory wygrywane przez szaleńców, regres w prawodawstwie, odwrót od racjonalizmu – że to wszystko nie dzieje się ot tak, przez przypadek. I naprawdę groźnie się robi, kiedy okazuje się, że to już nie tylko rojenia jakiejś garstki ekstremistów, ale że stoi za tym globalne mocarstwo i że w organizacjach o których wyżej mowa nie brakuje osób wysoko postawionych i wpływowych, nawet na najwyższych szczeblach władzy. Wszystko to zakrawa na jakąś teorię spiskową, gdyby nie to, że śledztwo, które przeprowadziła Suchanow jest drobiazgowo udokumentowane, a jej książka to, bądź co bądź, publikacja mainstreamowa. Warto zwrócić uwagę, że osoby atakujące autorkę i jej książkę nie dysponują żadnymi merytorycznymi argumentami, a cała krytyka ogranicza się do lakonicznych stwierdzeń typu: „lewacki/feministyczny bełkot”, „nadaje się do podparcia mebla”, czy że książka zawiera wulgaryzmy. Zaiste, bardzo przekonujące…
Klementyna Suchanow ma rację: to jest wojna. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, kiedy trzeba walczyć o swoje zdrowie i życie? To nie są „prawa kobiet” (na zajęcie się którymi nigdy nie ma czasu) i „kwestie światopoglądowe”, to są prawa człowieka. Kobiety znalazły się w Polsce w sytuacji, kiedy ich życie jest warte mniej, niż jakiś zlepek komórek. Suchanow swoją książkę napisała jeszcze przed pandemią – jest w niej mowa o protestach kobiet z 2016 roku. Potem były zeszłoroczne protesty, w samym środku pandemii, teraz znowu kolejne. Zresztą mam wrażenie, że ostatnio w Polsce ludzie non stop przeciwko czemuś się gremialnie sprzeciwiają. I co? Nic to nie daje, rządzący kontynuują swoje działania, śmiejąc się ludziom w twarz. Stajemy się bastionem ciemnogrodu w sercu nowoczesnej Europy. Edukacja, sądownictwo, media... Co będzie dalej? Zarazem poważne problemy, takie jak katastrofa klimatyczna leżą odłogiem, ba, nic dziwnego, skoro nasz narodowy guru stwierdza, że ocieplenia nie ma i że to są „niesprawdzone teorie”. Szary człowiek czuje się wobec tego bezsilny, czuje się jak marionetka, która znowu jest w rękach ludzi opętanych władzą. A przez to, że posługują się podstępem – większość z nas jest wobec ich działań bezbronnych, bo nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że coś takiego się dzieje. Wydaje się nam, że nic się nie dzieje: słońce świeci, chodzimy normalnie do pracy, na zakupy, do restauracji. Do polityki się nie mieszamy. Żyjemy w błogiej nieświadomości, przekonani, że nic złego się nie może wydarzyć, bo przecież mamy XXI wiek… Ludzie sto lat temu też zapewne tak myśleli. Wadą liberalnych demokracji jest to, że reagują zbyt opieszale i zbyt ugodowo, podczas gdy „źli ludzie” się nie patyczkują. A potem budzimy się z ręką w nocniku. I to jest właśnie taka opowieść. Widzieliśmy już to nieraz w historii ludzkości, nieraz w wydaniach takich, które ludzi naprawdę powinny były czegoś nauczyć, a jednak historia ciągle się powtarza. Niestety okazuje się, że nie możemy spoczywać na laurach, a raz wywalczone prawa nie są dane na zawsze, bo ciągle rodzą się nowi szaleńcy, chcący zdobywać władzę nad światem. Tak naprawdę ta książka przeraża znacznie bardziej, niż najstraszniejszy horror, bo czytając ją ma się wrażenie, że „lepiej już było”. I dość krótko trwało.
Gatunek: literatura faktu
Klementyna Suchanow, To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze, Wydawnictwo Agora, 2020
Komentarze
Prześlij komentarz