Księga rodu z Baltimore
Ta powieść to częściowo bildungsroman, a częściowo saga rodzinna. W pierwszej połowie książki czytamy o szczęśliwym dzieciństwie Goldmanów, o tym, jak Marcus wspomina swoje dorastanie wraz z kuzynami, z którymi był nierozłączny. Towarzyszymy tej trójce w szkole, w odkrywaniu swoich pasji, czy na beztroskich, sielankowych wakacjach. Wraz z upływem czasu i przemijaniem dzieciństwa, wydaje się, że mija też dobra passa bohaterów. Pojawiają się typowe problemy związane z dorastaniem, ale przede wszystkim w relacje chłopców wkrada się rywalizacja. Rywalizacja o względy podziwianych rodziców baltimorskiej dwójki i o względy dziewczyny. Wszystko zaczyna się psuć, sypać się - wśród zgodnych do tej pory przyjaciół pojawiają się sprzeczki, nieporozumienia i kłamstwa. I jak w efekcie śnieżnej kuli następuje wiele zdarzeń, które w końcu prowadzą do tragedii.
Lekturze tej powieści towarzyszyły mi refleksje dotyczące odwiecznej ludzkiej rywalizacji, która jest często niepotrzebna i która, choć bywa motorem postępu, to niestety równie często ma negatywne konsekwencje. Gdybyż tylko ludzie ciągle nie zazdrościli jeden drugiemu! Zazdrość taka, wynikająca z lęku o status, jest jednak powszechna – zawsze się z kimś porównujemy i dochodzimy do wniosku, że inni są od nas lepsi, bogatsi, piękniejsi, bardziej sławni, bardziej kochani, etc. Zawsze po drugiej stronie płotu trawa jest bardziej zielona. To zazdrość jest motorem napędowym ludzkości, powodem rywalizacji, w którą wikłają się ludzie, by tylko prześcignąć innych. W amerykańskim społeczeństwie jest to szczególnie silne, gdyż rywalizacji tkwi w DNA Amerykanów. I tę walkę o status, towarzyszącą bohaterom już od małego, świetnie pokazuje Joel Dicker. Ich całe życie podszyte jest owym porównywaniem się z innymi i obawą o bycie gorszym, co, w dodatku niejednokrotnie okazuje się być wrażeniem wyimaginowanym, powstałym tylko w głowach bohaterów. Tak, rywalizacja pomaga osiągnąć indywidualny sukces, ale historia ludzkości pokazuje, że chyba jednak współpraca bardziej się opłaca. Jednak powieść traktuje także o wielkiej przyjaźni i więzach rodzinnych.
Odniesieniem i tłem Księgi rodu z Baltimore jest Tragedia (pisana przez duże T), natury której domyślamy się niemal od samego początku książki, ale żeby dowiedzieć się, jak do niej doszło musimy dojść do jej końca i wraz z narratorem odkryć kolejne tajemnice jego rodziny. Joel Dicker pisze tak, że strony same umykają, ten autor po prostu potrafi snuć wciągającą opowieść, tak w starym dobrym stylu najlepszych powieści, które czytałam. Jego styl, z tą potoczystością, misternie skonstruowaną fabułą, doskonale nakreślonymi portretami bohaterów i pieczołowicie oddanym tłem wydarzeń kojarzy mi się też z pisarstwem Stephena Kinga. Szkoda, że te powieści są u nas tak mało znane, bo zasługują na docenienie (choć ci, którzy czytali doceniają!) – ale być może jeszcze się go doczekają, tak jak stało się z twórczością Madeline Miller.
Gatunek: beletrystyka
Joel Dicker, Księga rodu z Baltimore, Wyd. Albatros, 2017
Komentarze
Prześlij komentarz