W opisie Pod pokładem sam wstęp do wydarzeń następujących w tej powieści jest tak eksponowany, że mam wrażenie, że ktoś tu nie przeczytał całości. Pod pokładem to nie jest powieść o żeglarstwie, ani też o tym, jak młoda dziewczyna postanawia "zrobić sobie przerwę" w uporządkowanym życiu i ruszyć na podbój świata. To jest zaledwie przyczynek do tego, co następuje. 


Tymczasem Pod pokładem jest odzwierciedleniem przykrego faktu, że gwałt dla gwałciciela trwa kilka minut, a dla ofiary – całe życie. Kilka chwil, które mogą zmienić wszystko… W istocie przemoc seksualna skutkuje traumą, którą trudno wyrzucić z pamięci i która może zaważyć na całym dalszym życiu. Powodować różnego rodzaju lęki i zahamowania emocjonalne. Zawalić dalsze kształcenie, czy karierę zawodową, nie wspominając o życiu osobistym. Doświadcza tego bohaterka Pod pokładem, którą jeden czyn wrzucił w otchłań, która z pewnej siebie i pełnej życia dziewczyny, otwartej na nowe doświadczenia, stała się zahukaną kobietą, długo dochodzącą do siebie. Nie zdradzam tu chyba zbyt wiele, bo informację o tym znajdziemy we wspomnianym już opisie książki. Jednak opowieść, jak to tego doszło jest tylko jedną z części tej pozycji, choć najbardziej dla mnie poruszającą, bo autorka opowiada nie tylko o przemocy ściśle seksualnej, ale także o takim seksizmie życia codziennego, jakiego doświadcza wiele kobiet. Powątpiewanie w nasze umiejętności, zaganianie do kuchni, czy traktowanie jak idiotki… Wreszcie niechciane awanse seksualne. A to, w jaki sposób została na koniec potraktowana bohaterka przez załogę jachtu – wywołuje zmarszczkę niedowierzania, że można być aż tak chamskim w stosunku do kobiety i do drugiego człowieka. Tak, próżno szukać w tej książce wakacyjnego klimatu, z jakim kojarzy się żeglowanie, życie na morzu. Zamiast przyjemnego rejsu, morskiej bryzy, kontaktu z naturą i braterstwa marynarzy Olivia doświadcza odrzucenia, wykorzystania i przemocy.  Jednak znajdziemy też w tej powieści pokrzepiające sceny, wsparcie udzielane Olivii przez inne kobiety (co nie jest regułą). 


Taka jeszcze dygresja dotycząca owej prawdy, że gwałt dla gwałciciela trwa kilka minut, a dla ofiary – całe życie. Otóż czytałam też niedawno pewien polski kryminał, w którym okazuje się, że główny bohater, policjant, jako młody człowiek zgwałcił dziewczynę dosypując jej uprzednio narkotyku do drinka. Dręczą go wyrzuty sumienia i po latach przyznaje się swojemu przełożonemu, będąc gotowym ponieść konsekwencje, czyli wyrzucenie ze służby. Wszak policjant nie powinien być przestępcą. I co się okazuje? Przełożony macha ręką: to było dawno temu, sprawa się przedawniła, a ty jesteś dobrym gliną, więc nie ma sprawy. Serio??? Było to dla mnie bulwersujące, aczkolwiek obrazuje chyba podejście go gwałtu przez osoby postronne i samych sprawców (choć tu chociaż sprawca wykazał się poczuciem winy): nie ma sprawy, było minęło. Tym bardziej bulwersujące, że w tej książce tak podchodzą do sprawy organy ścigania - jak ktoś, kto ma strzec prawa może podchodzić w ten sposób do przestępstwa?? Dodatkowo okazuje się, że dla ofiary ten gwałt był taką traumą, że zrobił z niej morderczynię. Jakoś dla niej sprawa się nie przedawniła.  Pomyślałam sobie, że autor tej powieści się nie popisał, to co napisał było dla mnie po prostu skandaliczne i niemoralne (nawet jeśli ta historia jest fikcją).  

 

Wracając do Pod pokładem, głos Sophie Hardcastle jest kolejną cegiełką w ruchu #metoo, jednak jako książka ta opowieść mnie nie usatysfakcjonowała. Jak dla mnie jest napisana zbyt poetyckim językiem, zbyt dużo tu bujania w obłokach i pięknych metafor. Metafory te mają oddawać wrażliwość głównej bohaterki, starającej się jakoś oswoić to, co ją spotkało. W efekcie książka jest tak bardzo nasycona negatywnymi emocjami, że wręcz je widzimy, jak synestetycy, jak Olivia. Jednak mnie tak naprawdę te ozdobniki znieczuliły i odwróciły moją uwagę od sedna sprawy. Czy naprawdę zgwałcona kobieta fantazjuje o kształcie chmur, czy o tym, co czai się w morskich głębinach?  Ja nie potrafiłam się z tymi przemyśleniami bohaterki zidentyfikować, jej sposób odczuwania do mnie nie trafiał – i gdyby nie to, że wyobraziłam sobie, co przeżywa Olivia na podstawie własnej wiedzy, doświadczeń i empatii, to te piękne słowa nie zrobiłyby na mnie kompletnie żadnego wrażenia. Wszystko to za bardzo zawieszone jest w poetyckiej próżni, forma dominuje tu nad treścią - autorka skoncentrowała się właśnie na malowaniu językiem, że zapomniała o tym, że w powieści winno się też dziać coś, na tyle, by zainteresować czytelnika. I tego mi tu zabrakło, treść tej powieści jest bardzo uproszczona, sprowadzona do minimum i w zasadzie do takich życiowych klisz, od braku życiowej satysfakcji i przysłowiowego "rzucenia wszystkiego", po siłę kobiecego wsparcia. Zwróciłam tu uwagę na zdanie: Nie boję się ryzyka bycia kobietą. Ładnie to brzmi, tylko że podejmowanie ryzyka jest związane z dokonywaniem świadomego wyboru, a czy my kobiety w ogóle mamy jakiś wybór? Zabrakło mi też u Olivii pasji - pasji do żeglarstwa, a co za tym idzie poczucia straty związanego z tym, że coś, co się pokochało przyczyniło się do cierpienia bohaterki. Porównałam tę sobie tę lekturę do Miasta Niedźwiedzia i ta ostatnia pozycja przemówiła do mnie znacznie mocniej. 

 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Olivia
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 304
Moja ocena: 4/6

Sophie Hardcastle, Pod pokładem, Wyd. Mova, 2021

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później