O różnych obliczach samotności
Wreszcie okazuje się, że ludzie różnie do tego podchodzą w różnych krajach; są kraje mniej i bardziej towarzyskie, a Szwecja należy właśnie do tych, gdzie samotność jest raczej zjawiskiem normalnym. Wydaje mi się jednak, że Katarzyna Tubylewicz trochę myli pojęcia samotności i introwertyzmu. Owszem, samotność jest czymś, co jest związane z introwertyzmem, bo introwertycy potrzebują jej, żeby się zregenerować – i jest to właśnie taka samotność pożądana, pozytywna, o której mowa w książce Samotny jak Szwed. Ale to samotność jest pochodną introwertyzmu, a nie odwrotnie. Dlatego uważam, że bardziej pasowałby tu tytuł Introwertyczny jak Szwed – wskazuje na to zresztą podtytuł tej książki: O ludziach Północy, którzy lubią być sami. Wiele zjawisk, opisywanych przez Tubylewicz to są po prostu cechy typowe dla introwertyków, jak np. samotność odczuwana w tłumie, nieumiejętność prowadzenia rozmówek o niczym. Nie ma czegoś takiego jak „lęk przed samotnością” w kontekście takim, jak to doświadczała Tubylewicz – to jest właśnie introwertyzm. Czy Szwedzi, lub szerzej Skandynawowie – są bardziej introwertyczni, niż inne narodowości? W pewnym stopniu na pewno tak. A to pociąga za sobą określony tryb życia, opisany przez Tubylewicz, problem-nie-problem ze zbyt dużą atomizacją i indywidualizmem społeczeństwa. Zresztą czytając literaturę skandynawską można to łatwo dostrzec – często przewijają się w niej bohaterowie, którzy są singlami na własne życzenie, dystansującymi się, mającymi trudności w wejście w bliższe relacje z innymi, żyjącymi w swojej samotnej bańce i odczuwającymi swego rodzaju wyobcowanie. Swoją drogą ciekawe jest, dlaczego pewne nacje są bardziej intro-, a inne bardziej ekstrawertyczne i że układa się to na linii północ – południe.
W Samotnym jak Szwed mamy ów problem pokazany z różnych perspektyw – zarówno tej pozytywnej, jak i negatywnej. Zarówno życia w społeczeństwie, gdzie nie brak ciszy i spokoju oraz łona natury, na którym można się zrelaksować, jak również owej samotności za daleko posuniętej, prowadzącej do izolacji i niemożności już życia wśród innych. Mamy tu wywiady z kilkoma osobami, m.in. lekarzem opowiadającym o samotności, jakiej doświadczamy w sytuacji choroby, czy śmierci, czy wywiady z pisarzami – których zawód niejako również zobowiązuje do samotności. Zbędny natomiast wydał mi się wywiad z nauczycielem medytacji, bo jednak nie za bardzo widzę związek (owszem, do medytacji potrzebna jest samotność, ale to jest zupełnie coś innego, niż to, o czym mowa jest w tej książce). Są też opisy przyrody (nie do wiary, że są jeszcze kraje, gdzie istnieją takie obszary dzikiej przyrody, niezadeptanej przez ludzi) oraz piękne zdjęcia. Nie ukrywam, że dla mnie taka Skandynawia wydaje się być rajem jeśli chodzi właśnie o możliwość pobycia samemu, bez ludzi tłoczących się za plecami, wiecznych hałasów i niezrozumienia potrzeb osób introwertycznych. Trochę jednak szkoda, że ta książka taka krótka i w gruncie rzeczy trochę ambiwalentna. Nie wiem, czy osoby ekstrawertyczne będą w stanie zrozumieć z niej, o co chodzi z tą samotnością, skoro nawet autorka nie do końca „łapie” temat.
Gatunek: reportaż
Ilość stron: 272
Nie rozumiał, że akceptuje się podejście, by najlepszy czas życia spędzać w boksie, przez wiele godzin dziennie siedząc przed komputerem za pieniądze, a relaks pod namiotem w lesie uznaje się za dziwactwo. Obserwowanie drzew to lenistwo; ścinanie ich - dobry interes.i jeszcze:
W samotności nie można mieć zaburzeń społecznych. W samotności nie można mieć problemów z komunikacją. Wszystkie kryteria diagnostyczne ustępują w samotności.
Jednak, jak ktoś powiedział "musimy żyć wśród ludzi, samotność to luksus".
Podobało mi się, że autor nie tylko opisał historię Knighta, ale również starał się spojrzeć na kwestię szerzej, przytaczając opowieści o innych pustelnikach, czy stawiając pytania o sens życia wśród ludzi i sens samotności. Jednak rozczarowała mnie objętość tej pozycji, w szczególności w kontekście mnogości źródeł, na które wskazuje autor w posłowiu i pracy włożonej w dokonanie researchu do tej książki. Poczytałabym o wiele więcej, podobnie zresztą jak w przypadku Samotny jak Szwed.
Gatunek: reportaż
Ilość stron: 224
Przykładem natomiast takiego podejścia z drugiego bieguna jest książka Efekt wioski, która mnie kiedyś mocno zdenerwowała. Podtytuł tej książki powinien bowiem brzmieć: jesteś samotny - na pewno umrzesz. Tak, tak, wiem, że umrzemy wszyscy, ale samotni szybciej. Autorka bowiem bynajmniej nie pisze o tym, jak być szczęśliwszym przez kontakty z innymi, tylko straszy przez całą książkę tym, że jeśli ktoś nie ma sieci kontaktów społecznych, z pewnością będzie żył krócej i umrze na raka (ewentualnie na jakąś inną z całego szeregu strasznych chorób). Samotność zabija. Zmienia kod genetyczny. Osoby samotne żyją krócej, umierają szybciej, niż osoby o dobrej sieci relacji społecznych. W leczeniu raka też najważniejszy jest kapitał społeczny. Ba, rzekomo udowodniono, że introwertycy są bardziej od ekstrawertyków narażeni nie tylko na śmierć z powodu raka (sic!), ale nawet na zwykłe przeziębienie (osobiście nie zauważyłam). Skłonność do samotności jest destrukcyjna. Nie masz małżonka - też będziesz żyć krócej. I tak dalej, przez całą książkę. W zasadzie dla długiego życia - wg Pinker - nic nie ma znaczenia, ani dieta, ani ruch, ani czyste środowisko, ani nawet osławione pozytywne myślenie i brak stresu - liczą się tylko więzi społeczne. I nie chodzi o Facebooka i Instagrama, tylko bezpośrednie kontakty, twarzą w twarz. Wirtualnych "przyjaciół" możemy mieć i 3 tysiące, nic nam to nie pomoże - zresztą wszyscy wiemy, jak to działa...
To, że ludzie potrzebują interakcji z innymi to nic nowego. To, że człowiek nie
jest ewolucyjnie dostosowany do kontaktów poprzez różne urządzenia i na
odległość też mnie nie dziwi - wszak internet to wynalazek ostatnich 30 lat.
Ale myślę jednak, że autorka wyciąga za daleko idące wnioski. I przyznaję, że
nie tego się po tej książce spodziewałam. Pinker nie bierze nie pod uwagę tego,
że ludzie mają różne potrzeby, jeśli chodzi o ten aspekt życia i dla niektórych
brak szerokiej sieci wsparcia społecznego nie jest wielkim problemem. Człowiek
powinien żyć tak, by pozostawać w zgodzie ze swoimi osobniczymi
predyspozycjami, a nie tylko z ogólnymi prawdami na temat naszego gatunku. Dla
introwertyka ciągłe obcowanie z ludźmi będzie męczące i stresujące, a co za tym
idzie na pewno nie przyczyni się do jego zdrowia. To tak, jakby jakiś dietetyk
mówił: brokuły są zdrowe, jedzcie brokuły, bo bez nich umrzecie, musicie
wszyscy jeść brokuły. A co, jeśli ktoś ma na brokuły uczulenie, albo zwyczajnie
ich nie lubi?
Dałam tej książce jednak dobrą ocenę, bo naprawdę dobrze się ją czyta, w zasadzie
jak beletrystykę. Książki psychologiczne mają to do siebie, że często - wbrew
pozorom - są nudne. Autorzy zanudzają czytelnika szczegółami badań i wyników
statystycznych, przy tym mieląc jedną tezę w kółko przez kilkaset stron. U
Pinker jest inaczej - podaje ona fakty, obudowując je ciekawymi przykładami z
życia (a odnośniki do źródeł znajdziemy w przypisach), kolejne rozdziały
dotyczą różnych zjawisk, tempo jest żwawe, że nie wspomnę o napięciu, rodem z
kryminału, jakie panuje w całej książce - wszak nie co dzień ktoś mnie w książce
straszy, że rychło umrę. Cóż, biorąc po uwagę fakt, że w chwili obecnej
społeczeństwo jest w zasadzie uzależnione od Internetu i nowoczesnych
technologii, a tak pożądanych kontaktów twarzą w twarz jest coraz mniej
(zwłaszcza w dobie pandemii), a w dodatku różni prognostycy przewidują, że ten
trend będzie się nasilać, to w konkluzji Susan Pinker jest to, że rasa ludzka
wyginie na raka. O ile wcześniej nie zmiecie nas katastrofa ekologiczna.
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Ilość stron: 480
Komentarze
Prześlij komentarz