Łabędż i złodzieje

Ta książka długo czekała na swoją kolej, bynajmniej nie należy ona do nowości. Szkoda, że nie ma więcej przetłumaczonych (a może i napisanych) powieści Elizabeth Kostova, bo jest ona dla mnie ciekawym zjawiskiem w zalewie tytułów, które ma się "szybko czytać". Tego typu pisarstwo, jakie uprawia ta pisarka nazywam „gęstym”. Jej powieść jest pełna detali, gęsta od informacji na temat wyglądu bohaterów, ich życia, miejsc czy dzieł sztuki. Zauważyłam to już w Historyku, który również obfituje w drobiazgowe opisy. W Łabędziu i złodziejach ten zabieg ma szczególne uzasadnienie, gdyż jest to powieść o malarstwie, hołd złożony szczególnie impresjonistom. Wydaje mi się, że poprzez owe wszystkie szczegóły autorka chciała zbliżyć swoje dzieło do obrazu. Istotnie, kiedy opisuje ona jakąś postać, czy – co najciekawsze – jakieś dzieło sztuki, np. w otwierającym powieść opisie obrazu Sisleya – stawało mi ono przed oczyma w bardzo wyrazisty sposób. Udało się to pisarce, bo jeszcze nigdy, przy czytaniu książki nie miałam takiego poczucia, że potrafię sobie na podstawie samych słów wyobrazić obraz. Poza tym autorka przybliża nam też proces twórczy malarzy i ich pasję – często prowadzącą wręcz do obłędu, jak w przypadku bohatera Łabędzia i złodziei. Niestety talent i kreatywność często idzie w parze z szaleństwem. Zatem pisarstwo Elizabeth Kostovy jest bardzo sugestywne i to na pewno jest bardzo dużym atutem tej książki. Zarówno przy czytaniu Historyka, jak i teraz, przy Łabędziu i złodziejach, z początku faktycznie liczne opisy mnie irytowały, ale potem historia mnie wciągnęła - i zaczęłam doceniać ich rolę. Muszę też przyznać, że przy czytaniu tej powieści pierwszy raz miałam ochotę sama chwycić za pędzel – mimo, że kompletnie nie mam zdolności w tym kierunku i z tego powodu malowanie nigdy mnie nie interesowało. Fantastyczne są te opisy warsztatów malarskich, tworzenia pejzaży, czy portretów.

 

Niestety tak duża koncentracja na drobiazgowych opisach spowalnia akcję i wymaga dużego skupienia. Mnie się udało skoncentrować i wciągnąć w intrygę, ale przyznaję rację tym, którzy mają pretensje, że jak na thriller, to jest ta powieść wyjątkowo ślamazarna. Istocie, Łabędź i złodzieje, to nie jest thriller, a klasyfikowanie go jako takiego wyrządza tej powieści dużą szkodę – jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach. Fakt, narrator rozwiązuje pewną zagadkę, dodajmy, że w dużej mierze historyczną. Wszystko zaczyna się bowiem od ataku na szanowane płótno wiszące w nowojorskim muzeum. Sprawca tej napaści, podziwiany przez swoich uczniów malarz Robert Oliver, trafia do zakładu psychiatrycznego, gdzie jego sprawą szczególnie interesuje się jeden z lekarzy, prywatnie również malarz-hobbysta. Po nitce do kłębka dochodzi on do odkrycia tajemnicy sprzed ponad stu lat - tu pojawia się drugi, historyczny wątek, niestety napisany w dużo mniej interesujący sposób, niż ten współczesny. Wszystko to składa się na ciekawą szaradę, ale nie ma tu żadnej zbrodni, nie ma napięcia, no i przede wszystkim szybkiego tempa akcji. Nie nastawiajcie się na to, nastawiajcie się raczej na spokojne meandrowanie po tajnikach ludzkiej psychiki, powolne odkrywanie kart, niż na burzliwe wydarzenia. Studium psychologiczne i artystyczne, niż dreszczowiec. 

 

Metryczka:
Gatunek: literatura piękna
Główny bohater: Robert Oliver
Miejsce akcji: USA 
Czas akcji: koniec XX wieku
Ilość stron: 560

Moja ocena: 4,5/6


Elizabeth Kostova, Łabędź i złodzieje, Wydawnictwo Świat Książki, 2010

 

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później