Dziewczyna w błękitnej sukience
Dosyć długo
odkładałam lekturę tej powieści, obawiając się stylistyki
charakterystycznej dla mało lubianej przeze mnie epoki wiktoriańskiej.
Zupełnie niesłusznie, bo Dziewczyna w błękitnej sukience
okazała się lekturą, od której, już od pierwszych stron trudno mi było
się oderwać. Lekka, pozbawiona pruderii obecnej w XIX- wiecznej klasyce,
a zarazem wnikliwie pokazująca dramat głównej bohaterki. Nie dziwię
się, że powieść została nominowana do Bookera i Orange Price.
Gaynor Arnold
opowiada historię opartą na historii małżeństwa Catherine i Charles'a
Dickensów. Nie jest to zbeletryzowana biografia słynnego pisarza, ale
próba wglądu w jego prywatne życie, ukazania go oczami osób często w
biografiach pomijanych, czyli bliskich jego sercu kobiet... Dickens,
podobnie jak Jack London, bynajmniej nie miał nic wspólnego z
wyobrażeniem pisarza jako nobliwego pana, żyjącego w otoczeniu swoich
książek. Pisarz był w Anglii uwielbiany, nie tylko z uwagi na
popularność swoich książek, ale na otwarty, ekstrawertyczny charakter.
Do tego wyrobił sobie wizerunek męża i ojca, dla którego największą
wartością było życie rodzinne. To jednak nie powstrzymało go od
nawiązania dwuznacznych relacji z siostrami jego żony, romansowania z
młodziutkimi aktorkami, a w końcu od wyrzucenia małżonki z domu i
odebrania jej dzieci. Na dodatek Dickens podał informacje o tej
separacji do publicznej wiadomości, obciążając całą winą Catherine.
W końcu udało mi się przekonać samą siebie, że jeśli składając swój podpis, mogę mu sprawić przyjemność i znów zobaczyć na jego twarzy ten wspaniały uśmiech, to powinnam to zrobić.
Catherine
(powieściowa Dorothea) całe życie była potulną żoną, taką, o której –
jak sama mówi – nikt nie będzie pamiętał, z wyjątkiem umieszczenia jej w
przypisach do biografii męża. Może byli niedopasowani, może Dickens
poszukiwał nie tylko żony i matki swoich dzieci, ale i partnerki, ale w
końcu sam podjął decyzję o związaniu się z Catherine. Urodziło im się
dziesięcioro dzieci, więc chyba nie był to całkiem nieudany związek...
Ale liczne ciąże na pewno zmieniły i wyniszczyły ciało Catherine,
sprawiając, że stała się dla swojego męża po prostu nieatrakcyjna... Nie
wspominając już, że w owych czasach nikt nie słyszał o depresji
poporodowej.
Gaynor Arnold w
subtelny sposób kreśli portret rodzinnego dramatu, którego ofiarą była
nie tylko żona pisarza, ale także jego dzieci, a nawet jego kochanka.
Pisarka historię tę zbeletryzowała, zmieniła nazwiska głównych
bohaterów, być może coś dodała od siebie (czego nie ukrywa), ale kiedy
pokopałam po Internecie, okazało się, że w ogólnych zarysach to, co
pisze Arnold jest zgodne z prawdą. Smutna jest to opowieść, o toksycznym
związku, o miłości w dużej mierze nieodwzajemnionej. O tym, jak krzywda
jest wyrządzana przez osoby najbliższe, którym się ufa i które powinny
nas wspierać. Wydawać by się mogło, że takie rzeczy nie mają prawa się
zdarzyć. Ale się dzieją, bo ludzie – nawet znani i powszechnie kochani -
mają niedostatki charakteru i nie są święci. Często się też okazuje, że
ich prywatne życie daleko odbiega od ich publicznego wizerunku. Dla
Dickensa najwyraźniej rodzina była dobra głównie w teorii i w
powieściach głoszących świętość domowego ogniska. Dziwi jego egocentryzm
i brak wrażliwości w stosunku do własnej rodziny, zwłaszcza jeśli
weźmie się pod uwagę jak czuły był na krzywdę innych.
Dziewczyna w błękitnej sukience
to powieść nie tylko dobrze napisana, ale intrygująca. Zaciekawiła mnie
postać pisarza i jego biografia, pióra Claire Tomlin, o której pisze
też Padma.
Przyczepię się tylko
do okładki książki: jest bardzo ładna, owszem, tyle tylko, że wygląd
wyobrażonej postaci nie jest adekwatny do treści książki. Strój i
fryzura wskazują na to, że powieść dzieje się znacznie bardziej
współcześnie, w latach 30-40-tych XX wieku, a nie w połowie wieku XIX.
Komentarze
Prześlij komentarz