Zaginięcie
Przy okazji nowej książki Remigiusza Mroza pozwólcie, że pozwolę sobie na dywagacje odnośnie tego, czy fakt, że książkę szybko się czyta, świadczy o jakości danej pozycji. W wielu opiniach pojawia się właśnie takie zdanie: że czyta się jednym tchem, nie można jej odłożyć i to oznacza, że jest to książka dobra. Takie podejście wskazywałoby na to, że w panteonie literatury powinna się znaleźć głównie sensacja i kryminały. Ckliwe romanse i łatwe obyczajówki. A co z książkami trudniejszymi, takimi, którymi się "delektujemy" (choć ja nie lubię tego określenia), nad którymi trzeba się zatrzymać? Nie, fakt, że książkę szybko się czyta świadczy tylko o tym, że jest ona napisana prostym językiem, że autor postawił na akcję i zrezygnował z trudniejszych aspektów literackich, takich jak opisy czy bogatszy język. No i tak jest w przypadku kryminałów Mroza. Pisarz ten nazywany jest "palcem bożym" polskiej literatury, a nawet współczesnym Leonardo da Vinci (sic!) - blogerzy rozpływają się w zachwytach, a ja nie mogę się do jego książek przekonać. Być może wynika to z przekory - że kiedy wszyscy chwalą, to ja szukam argumentów na "nie", ale jakoś nie mogę uwierzyć w to, że książka napisana w miesiąc - a tyle średnio zajmuje Remigiuszowi Mrozowi napisanie 500-stronicowej powieści (nic dziwnego, że w ciągu roku wydaje on po kilka książek - ledwo ukazało się Zaginięcie, a tu już zapowiadana jest jego kontynuacja) - może być wnikliwa, przemyślana i wartościowa literacko. Tyle czasu wystarczy akurat na pomysł i przelanie go na papier, bez dokładnego przemyślenia go, zrobienia porządnego researchu, czy bawienia się w niuanse. I takie są zarówno Kasacja, jak i Zaginięcie. Odnośnie Zaginięcia mam w zasadzie te same odczucia i uwagi, które miałam do Kasacji. Ta powieść to czysta akcja, jednak nie do końca mnie przekonująca. Zresztą schemat Zaginięcia jest bardzo do Kasacji podobny: podobna sprawa rzekomo nie do wyjaśnienia i z góry wyglądająca na przegraną. Z domku położonego w leśnych ostępach wschodniej Polski ginie mała dziewczynka. W domu są tylko rodzice, nie ma śladów włamania (ani jakiegokolwiek innego przestępstwa), alarmu nikt nie wyłączał, a jednak dziecka nie ma. Oczywiście podejrzenie pada w pierwszym rzędzie na najbliższych, czyli rodziców. Jako że matka małej jest starą znajomą Chyłki, sprawa trafia na jej biurko. Podobno Mróz inspirował się zaginięciem małej Brytyjki w Portugalii (do dziś niewyjaśnionym), opisywana sprawa kryminalna jest jednak szyta grubymi nićmi, rządzi się jakąś pokrętną logiką i zieje w niej wiele dziur. Takich mniejszych i większych nieścisłości, które można zaakceptować, albo i nie, ale przez to cała koncepcja jest dla mnie niewiarygodna. Może będzie tu trochę spojlerów, ale dla przykładu:
- dlaczego Chyłka znowu podejmuje się wątpliwej sprawy, z góry skazanej na niepowodzenie - jej pracodawcy chyba nie powinni na to pozwolić,
- dlaczego klientka, która przecież sama zwróciła się do Chyłki, nagle w trakcie trwania sprawy zaczyna traktować ją jak wroga?
- zachowanie matki i ojca dziewczynki w trakcie rozprawy - ich "kombinacje alpejskie" - jest dla mnie co najmniej dziwne i trudno mi je sobie tłumaczyć tym, że któreś z nich jest winne i wszystko to sobie z góry zaplanowało (podobnie było w Kasacji - aby plan Langera się udał musiało zajść bardzo wiele sprzyjających mu okoliczności, a tego, czy one zajdą, czy nie nie mógł on przecież przewidzieć, a zatem nie mógł zaplanować całej intrygi w ten sposób, jak to pokazuje Mróz - to, co dobrze wygląda na papierze jest kompletnie nieprawdopodobne w rzeczywistości); a dlaczego ojciec dziewczynki się nie broni, tak jak robi to jej matka?
- po ciężkim wypadku priorytety jednak się zmieniają i na pewno sprawą o której się myśli nie jest praca i nie ryzykuje się znowu dla niej zdrowia i życia - i też żaden lekarz by na to nie pozwolił,
- co wspólnego w winą (albo niewinnością) oskarżonego ma fakt, że jego obrońca jest chory - przecież współczucie dla obrońcy nie przekłada się bycie winnym,
- wyjaśnienie, które pod koniec przedstawia oskarżony kłóci się z tym, że jego żona zadzwoniła do Chyłki o trzeciej w nocy - teoretycznie można to jakoś dopasować na siłę, ale wątpliwość pozostaje...
Pomijam już to, że w całej tej sprawie nie ma cienia dowodu, a wszystko opiera się nawet nie na poszlakach, ale na gdybaniach. Jeśli tak wygląda nasz system sądowniczy, to wypada rwać włosy z głowy.
Jest w tych kryminałach jeszcze coś, co sprawia, że uważam je za niewiarygodne: postać głównej bohaterki. To niesympatyczna, bezczelna i agresywna baba, która nie wiadomo jakim cudem uchowała się w pracy, którą wykonuje. Pomiata nie tylko swoim aplikantem, ale wszystkimi dookoła. Wulgarnie się wyraża - powiedziałabym, że wykazuje elementarny brak kultury osobistej. Czym innym jest bowiem asertywność i pewność siebie, a czym innym chamstwo. Chyłka zachowuje się, jakby cierpiała na syndrom Toureta. Dla przykładu do prokuratora, którego widzi pierwszy raz w życiu zwraca się per 'ty" i (widząc go przy posiłku) każe mu "wpierdalać". Każdorazowa taka odzywka pani adwokat sprawiała, że miałam ochotę rzucać książką w ścianę. Wiele razy czytałam już na blogach zachwyty nad charakterem Chyłki, ale możecie wyobrazić sobie, że tolerujecie kogoś takiego w realu? W serialu Na Wspólnej jest teraz taka sprawa, że jedna z adwokatek podejmuje się sprawy rozwodowej, którą nikt nie chce przyjąć, ponieważ stroną pozwaną jest wpływowy prokurator. Jej wspólniczka przytomnie zauważa, że kontakty międzyludzkie są jednak ważne: trudno im będzie funkcjonować jeśli narobią sobie wrogów w środowisku - nieprzychylność sędziów i innych prawników może się przełożyć na przegrane sprawy, a to z kolei odstręczyć potencjalnych klientów. Otóż to. W sferze, która wymaga ciągłego obracania się wśród ludzi, rozmawiania z nimi, negocjowania, pozyskiwania informacji - nie można pozwalać sobie na takie grubiaństwo, jakie prezentuje Chyłka. To z pewnością nie sprzyja pozyskiwaniu sobie innych, a zatem nie może przekładać się na efektywność w pracy: tu nie wystarczy tylko dobrze znać przepisy. Dlatego wątpię, czy ktoś taki jak Chyłka w ogóle mógłby zaistnieć jako adwokat. Zupełnie też nie wiem, co pociąga Oryńskiego w Chyłce, bo ma ona tyle kobiecego wdzięku, co kaszalot - chyba że aplikant lubi dominy. Co więcej, ja - jako czytelniczka - jej nie cierpię i z tego powodu nie sięgnę po kolejny tom jej przygód.
Wreszcie ostatnia sprawa - kompletny brak w kryminałach Mroza tła społecznego. Wiarygodne tło, odniesienie się do problemów społecznych dręczących współczesny świat to jest coś, za co cenię książki i coś, za co kryminał może otrzymać ode mnie o wiele wyższą notę, niż gdyby był zwykłą powieścią akcji. To dlatego uwielbiam styl Zygmunta Miłoszewskiego, dlatego tak doceniłam Zaginioną dziewczynę, czy Kolonię, że nie wspomnę o Millenium. Tymczasem u Mroza jest tylko akcja i nic poza tym. Zero refleksji, zero czegoś więcej. No i ten język, jakim to jest napisane i jakim posługują się bohaterowie: na poziomie licealisty w najlepszym razie. Książka szybko napisana, ma być szybko przeczytana, ale będzie też szybko zapomniana.
Remigiusz Mróz, Zaginięcie, Wyd. Czwarta strona, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka, Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Metryczka:
Gatunek: kryminał/sensacja
Gatunek: kryminał/sensacja
Główny bohater: Joanna Chyłka, Kordian Oryński
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 512
Cytat: Qui accusare volunt, probationes habere debent
Moja ocena: 3/6Cytat: Qui accusare volunt, probationes habere debent
Remigiusz Mróz, Zaginięcie, Wyd. Czwarta strona, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka, Czytam opasłe tomiska oraz w Wyzwaniu bibliotecznym
Pozwolę sobie skomentować. Jako, że to ja nazywałam Mroza "palcem bożym" polskiej literatury. Uzasadnienie tego, że ludzie rozpływają się nad Chyłką ( wredną i wulgarną babą ) jest takie, że lepiej mieć postać wrednej baby, która pomiata wszystkimi dookoła, niż życiową melepetę, której się na dobrą sprawę nie da strawić - bardziej niż opryskliwej baby. Same książki Mroza są czymś naprawdę świeżym na polskim rynku wydawniczym. Owszem, gusta są różne, nie każdemu podoba się to samo. I jeśli nie trawisz ludzi opryskliwych i tak twardych jak Chyłka, to podejrzewam, że mało ludzi potrafisz strawić.
OdpowiedzUsuńWnikliwa recenzja, z którą się nie zgadzam. Pozdrawiam :D
No nie, nie trawię ludzi opryskliwych i wulgarnych (a nie silnych i twardych, bo bycie silnym nie oznacza obrażanie wszystkich dookoła) i pokaż mi ludzi, którzy ich trawią. I masz rację, każdy ma prawo do własnej opinii, tak samo jak każdy ma prawo do tego, by kogoś nie lubić (a może ja lubię życiowe melepety), a Twój komentarz zajeżdża mi osobistą wycieczką.
UsuńHymm...aż tak? No to źle to odebrałaś, przez co mi niezmiernie przykro. A jeśli lubisz życiowe melepety, to na zdrowie :) Nie krytykuję tego co napisałaś, po prostu się z tym nie zgadzam, a z tego co wcześniej zauważyłaś, mamy prawo do odrębnego zdania :). Zatem wybacz, jeśli cię uraziłam, ale po prostu się z Tobą nie zgadzam, ale bardzo szanuję twoją opinię.
UsuńA ja chyba rozumiem, co Zordon widział w Chyłce (poza zgrabną pupą). Jako że sama należę do osób, które lubią, gdy między kobietą a mężczyzną iskrzy w taki sposób, że sobie docinają przyjacielsko, z pełnym zrozumieniem czytałam ich kolejne dialogi. Pewnie rzeczywiście nie byłabym zadowolona ze współpracy z kimś takim, natomiast z powodzeniem mogę sobie wyobrazić, że z przyjemnością bym z taką osobą flirtowała.
OdpowiedzUsuńCo do braku tła społecznego i skupieniu się na akcji - jasne, zgadzam się, ale to są właśnie wyznaczniki prozy Remigiusza Mroza. I, co oczywiste, jednym się spodobają, a innym nie. Ty już wiesz, że autor nie pisze w Twoim guście, ja po drugiej książce wiedziałam, że kupię wszystko, co wyjdzie spod jego pióra.
Myślałam, że jeszcze się przekonam do Mroza i dlatego sięgnęłam po Ekspozycję, ale niestety było tylko gorzej...
UsuńMróz pisze zawsze w podobnym stylu i lubi bezczelnych bohaterów, więc jeśli Ty takich nie lubisz, to nie będą Ci się podobały jego książki ;) Uważam, że "Ekspozycja" jest słabsza niż "Kasacja" i "Zaginięcie", za to "Przewieszenie" (czyli drugi tom "Ekspozycji") jest zdecydowanie lepsze od jedynki.
UsuńNiemniej... Podziwiam wytrwałość w sięganiu po książki autora, od którego twórczości Cię tak odrzuca ;)
Zaginięcie i Ekspozycje czytałam mniej więcej w tym samym czasie, a w sumie Kasacja nie była taka zła - przeciętna, wiec dałam uwielbianemu autorowi szanse. No ale po tych trzech książkach już widzę, ze to nie dla mnie. Swoją drogą pisarz - zwłaszcza uważany za tak wszechstronnego jak Remigiusz Mróz - powinien chyba roznicowac swoje postaci, a nie pisać wszystko na jedno kopyto.
UsuńNo i z tym ostatnim mogę się zgodzić. Obserwuję sobie te jego postaci, bardzo lubię takich bezczeli, jak już zresztą pisałam, ale faktycznie, pomijając kilka pomniejszych cech czy upodobań, są oni dość podobni z charakteru. Na razie mi to jeszcze nie przeszkadza, ale jak pojawi się w dziesiątej książce ;)...
UsuńNie czytałam jeszcze Mroza i, szczerze mówiąc, czuję się zagubiona w mnogości tytułów, jakie wydał. Może kiedyś znajdę czas. Natomiast chciałam Ci polecić dwie książki: pierwsza to kryminał- "Ostatni Lapończyk" Oliviera Truca (wydana w Czarnej Serii), a druga to saga rodzinna -"Na cienkiej, niebieskiej nici" Anne Tyler (nominowana do Man Booker 2015). Świetne klimaty w obu przypadkach i kawał dobrej prozy w drugim. Polecam!
OdpowiedzUsuńWybacz, że poprawię, ale tytuł książki Anne Tyler to "Na szpulce niebieskiej nici". Nie czytałam, ale też słyszałam, że dobra.
UsuńCo do Mroza to jeszcze nie czytałam, ale opinia joly_fh to pierwsza negatywna jaką dotąd spotkałam. To dobrze, byłoby z jego książkami coś bardzo nie tak, gdyby podobały się wszystkim :)
Ups, przepraszam za pomylke. Czytalam w oryginale i zasugerowalam sie tytulem. Goraco polecam!
UsuńNa szpulce już od jakiegoś czasu jest na mojej liście do przeczytania ;)
UsuńTrudno mi się wypowiadać odnośnie tej książki, bo jej nie czytałam, ale wydaje mi się, że wiem, co Cię tu uwiera. Jakiś czas temu sięgnęłam po "Parabellum", osnute podobną sławą jak kryminały tegoż autora, skuszona entuzjastycznymi opiniami na blogach. Przeczytałam kawałek i... konsternacja. Naprawdę czytam tę samą książkę, co zastępy wzdychających w ekstazie?... Hm. Książkę odłożyłam, pełna wątpliwości, z niejasnym zamiarem powrócenia do niej "kiedyś". A tu się okazuje, że z kryminałami jest dokładnie ten sam problem, w każdym razie wspomniałaś tutaj o co najmniej kilku aspektach, które przeszkadzały i mnie - wprawdzie w innej książce, ale tego samego autora.
OdpowiedzUsuńMnóstwo osób zachwyca się książkami Mroza, ale mnie nigdy nie ciągnęło w ich stronę. To chyba pierwsza taka recenzja, w której nie sypią się "achy i ochy" na temat pozycji i jeśli faktycznie te kryminały opierają się wyłącznie na akcji to chyba dobrze nigdy po nie nie sięgnęłam i raczej nie będę nadrabiać.
OdpowiedzUsuńPróbowałam przeczytać Ekspozycję i doszłam mniej więcej do połowy. Uznałam, że albo jestem czepliwa (dużo czytam i ciężko mnie zadowolić) albo się nie znam w ogóle na tym, co dobre (sic!) - no tak czy inaczej nie podobało mi się - Frost mniej więcej jak połączenie Bonda z Mac Gywerem, tylko że w z lekka grafomańskiej otoczce. Zdarzenia wprost nieprawdopodobne, jakies dziwne zbiegi okoliczności - poddałam się. Entuzjastyczne opinie o innych kiążkach spowodowały, że sięgnęłam po Kasację i tu o bohaterach i fabule mam bardzo podobne zdanie do autorki recenzji Zaginięcia.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem zachwyty nad książkami Mroza - wiele rzeczy mi w nich przeszkadza. No cóż - de gustibus...
Zdumiewające, ale ja mam dokładnie takie same zdanie odnośnie "Ekspozycji", łącznie ze skojarzeniem z Bondem
UsuńDobre skojarzenie z tym Bondem :) Jak dla mnie Forst to połączenie Rambo, Sherlocka i Michaela z Prison Break :P Mam z Mrozem ten sam problem co Ty, no niby się dobrze czyta, ale coś tak mi zgrzyta. Akcja pędzi na łeb na szyję, ale tła żadnego. Dam jednak szansę "Przewieszeniu", ale serii o Chyłce dam spokój.
UsuńRobię teraz wyjątkowo dla mnie nudny i żmudny projekt na studia. Nieważne, rzecz w tym, że jedyne, co pozwala mi to przetrwać to audiobooki. I słucham już trzeciego audiobooka Mroza w ciągu miesiąca. "Kasacja" i "Zaginięcie" całkiem mi się podobały, nadawały się idealnie do takiego słuchania podczas pracy nad czymś innym. Częściowo zgadzam się z tym, co napisałaś o Chyłce, bo to faktycznie przerysowana postać, natomiast ja ją polubiłam. I w ogóle, mimo wad, mimo że pod wieloma względami to nie są najlepsze powieści, jakoś bardzo przyjemnie mi się ich słuchało. No i siłą rozpędu potem sięgnęłam po "Ekspozycję"... Jestem w połowie i już nie mogę wytrzymać. Myślę, że to gorsza powieść od pozostałych dwóch, ale przy okazji, podczas słuchania już trzeciej książki Mroza, coraz bardziej widzę, co mi w jego pisaniu przeszkadza. Niby historia inna, ale pewne schematy wciąż te same, w ogóle fabuła "Ekspozycji" wydaje mi się już tak bzdurna i denerwująca, że trudno to znieść. No nie mogę, strasznie mnie ta pisanina denerwuje, w dodatku tak mnie ten Mróz w tej chwili męczy, że to rzutuje też na mój odbiór "Kasacji" i "Zaginięcia", już znacznie mniej mam sympatii do tych książek. Nie wiem w ogóle, czy kończyć tę "Ekspozycję", bo mam dość.
OdpowiedzUsuńTak, jedną książkę można przeczytać, w drugiej, jeśli napisana jest tym samym schematem, coś zaczyna uwierać, ale trzecia, to już jest chyba za dużo...
UsuńDziękuję za recenzję, jakkolwiek łatwo się jej nie czytało. :) I życzę bardziej udanych lektur w przyszłości!
OdpowiedzUsuńWychodzę z założenia, że uczciwa krytyka może się bardziej przydać, niż tony pochwał ;)
UsuńNie czytałam książek tego autora, ale trzeba przyznać, że jest bardzo płodny. Co jakiś czas sięgam po kryminał, ale zwykle dla tego tła społecznego, albo głębi psychologicznej - choć nie zawsze to otrzymuję. Wredni bohaterowie są o tyle dobrzy, że zostali wykreowani, a nie są realni. :)
OdpowiedzUsuńJa na razie czytałam tylko dwa tomy Parabellum i o ile pierwszy tom mnie nie zachwycił i całej tej mrozomanii nie rozumiałam (choć byłam ciekawa co dalej), o tyle drugi tom był o wiele ciekawszy i bardziej mi się podobał. Wkrótce sięgnę po "Kasację" i mam nadzieję, że jednak będzie się ją dobrze czytać.
OdpowiedzUsuńTo nie dla mnie. Nie cierpię propagowania chamstwa, a w literaturze to porażka (dla mnie). Za dużo agresji jest na co dzień, wszyscy myślą, że to OK, taka moda;(
OdpowiedzUsuńNie czytałam Mroza i pewnie nieprędko zajrzę do którejś z książek, za dużo uwielbienia. Ufam Twojej recenzji, przemawia do mnie.
Ostatnio nawet zastanowiło mnie, że kolejne książki autorstwa p. Mroza pojawiają się na rynku wydawniczym jak grzyby po deszczu. Po przeczytaniu Twojego posta wiele znaków zapytania w tej kwestii zniknęło. Nie znam jeszcze twórczości tegoż pisarza i przyznam się szczerze - nie czuję obecnie potrzeby zmiany.
OdpowiedzUsuń"Grzyby po deszczu" - to dobre określenie
UsuńJak się cieszę, że o tej książce napisałaś! Mróz wygrał instagramy i fejsbuki, pojawia się wszędzie, i wszędzie same pochwały. Promocja bardziej widoczna niż w przypadku polskiej królowej kryminału. A mnie właśnie zastanawiało, jak to się niby dzieje, że pisze on tak dużo i tak szybko... A tu mam odpowiedź :)
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM!
OdpowiedzUsuńUwaga Konkurs!
Do wygrania jedna albo dwie książki.
Przyłącz się!
http://monweg.blog.onet.pl/2016/01/21/robie-konkurs-bo-moge-4/
Mogę Cię adoptować, Zdecydowanie jestem z fanklubu Miłoszewskiego. Chociaż ze wszystkich książek autora, ten cykl z Kasacją podobał mi się najbardziej, chociaż bynajmniej nie jestem bezkrytyczna.
OdpowiedzUsuńChyłkę odebrałam jako postać przerysowaną a cały ten duet kojarzył mi się z parą bohaterów z serialu Suits, tylko, że tam ten główny bohater, który miał być chyba wzorem Chyłki, faktycznie jest bezczelny, bywa chamski, faktycznie wypala analogicznymi tekstami do adwersarzy, to jednak ma w sobie to coś czego Chyłka nie ma. Bohater serialowy korzysta z uwodzicielskiej powierzchowności aktora, owszem, ale umówmy się mieliśmy już fascynację dr Housem a każdy wiedział, że nie strawiłoby się kogoś takiego w realu. Mogę Ci podać rękę bo ja też lubię melepety. Tzn. uważam po prostu siebie za normalnego człowieka i nie przepadam za kimś kto bluzga, jest opryskliwy, ma focha i wszystkich obraża. Miewam znajomych, ba nawet przyjaciół o specyficznym poziomie bycia, ale oni chowają kolce... chociaż czasami. Mam przyjaciółkę, która lubuje się w docinaniu i po prostu potrzebuję od niej odpoczynku od czasu do czasu.
Cóż, świat jest tak urządzony, że wolimy mieć wokół siebie ludzi przyjaźnie nastawionych i to ich lubimy, a nie tych, którzy obrażają wszystkich dookoła. I jeśli nawet akceptujemy takie "trudne" charaktery w książkach, czy filmach, to nie łudźmy się, że w realu byłoby tak samo. Dlatego uważam, ze takie historie są mało realistyczne, ale z drugiej strony nie wszystko musi być realistyczne, ale wtedy powinnismy wyraźnie rozgraniczyć fikcję od realu.
UsuńWiesz, sądzę, że dziwne by było gdyby przyjemność sprawiało obcowanie z osobą, która wita nas słowami "Po ch** przyszłaś Ku***"? Czytałam artykuł w którym udowadniano, że kobiety mają skłonność do drani, bo łudzą się, że ich zmienią. Ja już jestem trochę za mądra na takie pragnienia i mogę lubić szwarz charaktery, ale fikcyjne.
UsuńPodpisać się mogę również pod Twoim ostatnim zdaniem. Gdy czytam literaturę nie-fantastyczną to chcę realiów. Gdy ktoś spada z wieżowca i odbija się jak kauczuk, to średnio w to wierzę. Tak jak ciężko mi uwierzyć w skrajnie niedouczonego aplikanta, zadurzonego w patronce - umówmy się - suce. Bo Chyłka zachowuje się tak dziwnie jakby miała poważne zaburzenia. Choroba o której wspomniałaś - bardzo prawdopodobna;)