Middlesex
Rodzina Calliope pochodzi z Grecji. A właściwie z greckiej kolonii położonej na terenie Turcji. Dziadkowie przypłynęli do Ameryki uciekając przed pogromem Greków i Ormian z okolic Smyrny, dzisiejszego Izmiru. Osiedlili się w Detroit, mieście przemysłu samochodowego, a później przestępczości i murzyńskiego getta. Cal Stephanides urodził się i był wychowywany jako dziewczynka, dopóki w wieku dojrzewania nie okazało się, że jest .... czymś więcej. Nie do końca dziewczyną. Hermafrodytą. Wszystko przez mutację jakiegoś genu, przez dziadków, którzy przywlekli go ze sobą z rodzinnej wioski. Oto jego historia.
To, że związki między krewnymi powodują rodzenie się ułomnego potomstwa
wiedziano już od dawien dawna, dlatego Kościół zakazywał takich
małżeństw. Nasze DNA zawiera zestaw losowo odziedziczonych genów od
matki i ojca. U dzieci urodzonych ze związków ludzi blisko
spokrewnionych, z tzw. chowu wsobnego (a zatem mających podobny genotyp)
rośnie prawdopodobieństwo odziedziczenia także genów wadliwych,
kodujących przeróżne choroby i mutacje (bardzo obrazowo wyjaśnia to Randall Munroe w książce What if). W małych wiejskich społecznościach, miejscach dosyć hermetycznych, tego typu zakazane relacje wcale jednak nie były czymś rzadkim... Jeffrey Eugenides spisuje w Middlesex historię rodziny, ale przede wszystkim odkrywania swojej poplątanej tożsamości płciowej przez głównego bohatera. Jego dojrzewanie - okres i tak trudny dla każdego - jest dodatkowo utrudnione odkrywaniem własnej odmienności od innych ludzi, i to w sferze najbardziej chyba newralgicznej. Kwestie gender, płci kulturowej i biologicznej, wszelakie odstępstwa od normy budzą cały czas w ludziach duże emocje, choć przecież podejście do tematu zmieniało się na przestrzeni wieków. Nawiasem mówiąc Middlesex może być odbierany jako ciekawy głos w dyskusji o gender. Jednak wcale nie jest to opowieść o jakimś dziwaku, czy - co gorsza - potworze, lecz o młodym człowieku tak normalnym, jak to tylko możliwe w tych okolicznościach. Eugenides omawia jego delikatny problem z wyjątkowym wyczuciem, kładąc nacisk na to, w jaki sposób odciska się on na jego psychice oraz układaniu sobie życia.
Eugenides porusza nie tylko niezwykle trudne kwestie tożsamości
płciowej, ale i asymilowania się w obcym kraju, a także przemian
obyczajowych, jakie zachodziły na przestrzeni lat objętych fabułą
powieści. Middlesex jest klasyczną rodzinną sagą. Rozpoczyna się ona na początku XX wieku w greckiej wiosce, gdzie przodkowie głównego bohatera hodują jedwabniki. Potem jesteśmy świadkami wstrząsających zdarzeń podczas wojny turecko-greckiej. Następnie akcja przenosi się do Ameryki, mamy lata 20-te, wielki kryzys, prohibicję, próby rozkręcenia własnego interesu przez dziadka Cala, a potem jej ojca, Miltona. Mamy opowieść o kolejnych pokoleniach i kolejnej zakazanej miłości. Wreszcie na świat przychodzi Calliope i od tego momentu śledzimy jak dorasta i jak powoli odkrywa to, kim jest. Są czasy seksualnej rewolucji, hippisów, emancypacji kobiet, lata 60-te i 70-te. Nic na to nie poradzę, ale ja uwielbiam takie książki. Middlesex jest bogaty w szczegóły, rozpięty między Wschodem, a Zachodem, kipi namiętnościami, ludzkimi pragnieniami oraz nietypowymi wydarzeniami. Zderzeniem tradycji z nowoczesnością. Opowieścią o greckiej kulturze - Eugenides sam o greckich korzeniach z pewnością posiłkował się tu historią własnych przodków. Jak każda rasowa saga - jest Middlesex po trosze baśnią, choć magii w
niej stosunkowo mało, zawiera się ona głównie w tajemnicach ludzkiego
ciała i płci. A ponad wszystko ma Middlesex to, co posiadają wszystkie dobre sagi: oryginalnych i pełnokrwistych bohaterów. Jak w każdej dobrej sadze autor kreuje ich w ten sposób, że nawet najbardziej szaremu - na pozór - zwykłemu człowiekowi - nadaje swoistą aurę niezwykłości. Każdy jest jedyny i niepowtarzalny, ma zestaw jedynych w swoim rodzaju cech, a jego koleje losu są czymś, co zasługuje na osobną i długą opowieść. Ponieważ - co w sagach zdarza się stosunkowo rzadko - narrator i główny bohater jest rodzaju męskiego - klimat Middlesexu najbardziej kojarzył mi się z takimi wspaniałymi powieściami jak Świat według Garpa oraz Powrót do Missing.
Środkowa z powieści Eugenidesa wydała mi się najbardziej zasługiwać na uznanie, co też zostało potwierdzone nagrodą Pulitzera. Być może jest mniej oryginalna, niż Przekleństwa niewinności i mniej wyrafinowana, niż Intryga małżeństwa, ale podobała mi się najbardziej. Wspaniała. Jestem Middlesexem zachwycona i zauroczona, dopisuję go do moich ulubionych książek, a - jak to często bywa - to arcydzieło literatury stało sobie od lat na mojej półce, czekając na odkrycie. Jeśli jeszcze nie czytaliście - bardzo polecam.
Jeffrey Eugenides, Middlesex, Wyd. Sonia Draga, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa - saga rodzinna
Gatunek: powieść obyczajowa - saga rodzinna
Główny bohater: Cal Stephanides
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 608
Moja ocena: 6/6Jeffrey Eugenides, Middlesex, Wyd. Sonia Draga, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
Ooo. Od tej książki właśnie zacznę swoją przygodę z prozą Eugenidesa, tak zrobię!
OdpowiedzUsuńJa też, choć miałam w planach "Przekleństwa niewinności".
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod całą Twoją recenzją. Czytałam "Middlesex" kilka miesięcy temu i było po prostu genialne. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku. "Przekleństwa niewinności" też były według mnie świetne, a teraz na półce czeka "Intryga małżeńska".
OdpowiedzUsuń