Ścieżki północy
Japońskie obozy jenieckie podczas II wojny światowej owiane są wyjątkowo ponurą sławą, jako że Japończycy nie słyszeli o konwencji genewskiej, a życie jeńców było dla nich niczym w kontekście rozkazów przełożonych, zadań do wykonania, a przede wszystkim chwały Japonii i cesarza. Trzeba pamiętać o niezwykłej hierarchiczności japońskiego społeczeństwa, uczonego od małego posłuszeństwa osobom o wyższym statusie oraz oddawania boskiej czci cesarzowi. Dodać do tego trzeba wynikające z religii zrównanie życia ze śmiercią. Zgodnie z kodeksem bushido, żołnierz, który się poddał i pozwolił pojmać utracił honor i winien popełnić samobójstwo - a jeśli tego nie uczynił nie jest godzien być traktowany jak człowiek. Doskonale pokazuje japońską mentalność James Clavell w Shogunie, a i Richard Flanagan dobrze to tłumaczy. Zatem położone gdzieś w Indochinach, w dżungli, obozy były dla wojsk alianckich walczących na Dalekim Wschodzie tym, czym dla nas były gułagi. Tak jak Kołyma usiana jest kośćmi Polaków i Rosjan, tak w Birmie znajdują się szczątki tysięcy ludzi zmarłych przy budowaniu linii kolejowej, zwanej Koleją Śmierci.
Flanagan opisuje pracę ponad siły w nieludzkich warunkach, w błocie, niezdrowym klimacie, a do tego okrucieństwo Japończyków, znęcających się nad więźniami. Już nawet nie trzeba było tego ostatniego: żołnierzy zabijał przede wszystkim głód i mnożące się choroby będące pochodną braku higieny oraz wyniszczenia organizmu. Ścieżki północy pełne są turpistycznych obrazów: robienia pod siebie, insektów obłażących bohaterów, wrzodziejących ran, czy wszechobecnego brudu. Pierwszy krąg piekła nie mógł być gorszy. Bohaterów utrzymywały przy życiu wspomnienia: pozostawionych gdzieś w rodzinnych stronach miłości, żon, kochanek, dziewczyn. Tak jak Dorrigo Evansa, pochodzącego z Tasmanii lekarza, myślącego cały czas o romansie z żoną swojego wuja, Amy. Bywało niestety, że te wspomnienia mogły zabijać, gdy po wszystkich trudach, po walce do normalnego życia okazywało się, że z tamtych czasów nic nie pozostało: partnerki nie czekały na swoich mężczyzn, przekonane, że zginęli, albo też to normalne życie okazywało się dużo bardziej prozaiczne, niż wyobrażenia o nim. Z kolei Japończycy siłę czerpali z wpojonego im poczucia służenia wyższym celom: armii, krajowi, cesarzowi.
Wychodzę z założenia, że lektura książki ma być przyjemnością, jednak dosyć często zdarza mi się sięgać po książki, które tego warunku nie spełniają - za to cieszą się renomą arcydzieł literatury. Czytam je bardziej z obowiązku. Tak było i w tym przypadku. Temat jest trudny, nie należący do moich ulubionych i raczej spodziewałam się tego, że lektura Ścieżek północy do przyjemności należeć nie będzie. Pewnie bym po nią nie sięgnęła, gdyby nie Nagroda Bookera. I faktycznie, umęczyłam się przy jej czytaniu, a powieść nie przekonała mnie do siebie. Nie dość, że temat ciężki, to i sposób jego ujęcia nie powala. Styl Flanagana trudno nazwać lekkim i porywającym. Powieść napisana jest tak, jak gdyby pisarz nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić to, co chce powiedzieć, by oddać emocje targające bohaterami (a być może zawiodło tu tłumaczenie, nie wiem...) - pisarz zamiast rzucać na nie światło, komplikuje i zaciemnia obraz. Wiele razy wracałam tu myślami do pisarstwa Juliana Barnesa, potrafiącego skomplikowaną rzeczywistość ująć w kilku trafnych zdaniach - Flanaganowi to się moim zdaniem nie udało. Bohaterowie ukazani są przez pryzmat chaotycznego kłębowiska myśli - być może jest to zabieg celowy, być może Flanagan chciał ich pokazać jako takie zagubione dusze, nie potrafiące tak do końca odróżnić dobra i zła, nie wiedzące jak się poruszać w tym świecie przesiąkniętym okrucieństwem i brzydotą, nie umiejące też określić czym jest miłość i czy sami jej doświadczają. Sami nie wiedzą kim są i czego chcą od życia. Dorrigo choć jest bohaterem wojennym oraz wybitnym chirurgiem cały czas dręczą wątpliwości, wcale nie czuje się kimś zasługującym na uznanie. Głównych protagonistów - czy to Evansa, czy jego towarzyszy niedoli - nie potrafiłabym w żaden sposób scharakteryzować, ani się z nimi zidentyfikować. Fabuła w Ścieżkach północy jest mizerna, w zasadzie można by ją streścić
w dwóch zdaniach. Romans, który występuje na początku książki potem nie ma żadnego wpływu
na losy bohatera i nie bardzo pasuje do pozostałych wydarzeń. Należy dodać, że pobyt w obozie jenieckim stanowi tylko część książki - mniej więcej połowę - w pozostałej znajdziemy opis tego, co działo się z bohaterem przedtem oraz po zakończeniu wojny.
(...) Dorriga zdumiewało to, że teraz ludzie zbyt często się dotykają i rozmawiają o swoich problemach, jak gdyby nazywanie życia opisywało w pewien sposób jego tajemnicę lub sprzeciwiało się jego chaotyczności.
Moim zdaniem Flanagan nie stworzył ani ciekawej historii, ani ciekawych postaci. Ja lubię książki o "gęstej" treści, a nie takiej, w których ta treść przelewa się jak woda między palcami. Tak właśnie jest w Ścieżkach północy. Akcja toczy się w
ślimaczym tempie, autor opisuje głównie myśli i uczucia bohaterów. Sprawy nie
ułatwiają pozbawione myślników dialogi oraz długie, wielokrotnie złożone zdania, którymi pisarz
wielokrotnie nas raczy. Innymi słowy: za mało konkretów, za dużo filozofowania. Uważam, że tego typu fragmenty są potrzebne dla podkreślenia wagi
jakichś wydarzeń, ale należy je dawkować z umiarem, by nie znużyć
czytelnika. Tymczasem Flanagan szafuje nimi non stop,
stanowią one gros tekstu, wskutek czego było mi już wszystko jedno,
niczym umęczonym jeńcom w dżungli. Nie jestem przekonana, czy bohaterowie, walcząc o życie naprawdę mieli ochotę i siłę snuć takie przemyślenia. Swoje cierpienia zamieniają wręcz w transcendentne przeżycia, co może byłoby prawdziwe w przypadku Japończyków, odwołujących się do zen i poezji, ale nie Australijczyków.
Jodie przejrzała kilka książek o jeńcach wojennych.Musiało być wam ciężko, powiedziała.Ciężko, powtórzył? Właściwie to nie. Musieliśmy tylko cierpieć. Mieliśmy szczęście.Co znaczy ta muzyka?, zapytała.To tajemnica, odrzekł po chwili. A tajemnica tym większa, tym większe ma znaczenie.
Trudno mi się było zorientować o co właściwie Flanaganowi chodziło. O to, że świat jest pełen cierpienia - bo taki po prostu jest? Czy o kwestię odpowiedzialności za swoje czyny i sprawiedliwości - a raczej jej braku? Czy o zapominanie, o to, że chcemy wyprzeć z pamięci to, co złe, i tak robią ci, którzy cierpią na traumę wojenną, ale nie chcą o tym mówić. A ostatecznie kiedy umrzemy, i tak nic po nas nie zostanie, nawet pamięć, bo ta jest ulotna i łatwo można nią manipulować. Czy może Ścieżki północy są historią nieszczęśliwej miłości - stosunkowo mało oryginalną, historią jakich wiele, zwłaszcza w wojennych czasach? Oczywiście powraca tu temat niczym nie usprawiedliwionego okrucieństwa, jakiego dopuszczają się ludzie w czasie wojny: dlaczego kochający mąż i ojciec, nagle zamienia się w bestię? Moim zdaniem Flanagan daje przekonujące wyjaśnienie: okrucieństwo mamy w swojej naturze i każdy z nas jest do niego zdolny, w określonych warunkach. Wnioski płynące z lektury Ścieżek północy w każdym razie są ponure. Zapewne znowu przeczytam, że powieść ta jest powieścią, którą należy się "delektować" - ale - na miłość boską - czy można delektować się cierpieniem?? Bo przecież ostatecznie to jest powieść o cierpieniu w różnych wymiarach, i fizycznym i psychicznym. Ja nie potrafię. Może nie rozumiem wielkiej literatury, ale w mojej ocenie Ścieżki północy nie są arcydziełem, jak je już nazwano, a powieścią raczej przeciętną. Dla tych, którzy lubią się umartwiać.
Richard Flanagan, Ścieżki północy, Wyd. Literackie, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: Dorrigo Evans
Miejsce akcji: Australia/Indochiny
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 472
Moja ocena: 3,5/6Richard Flanagan, Ścieżki północy, Wyd. Literackie, 2015
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka oraz Czytam opasłe tomiska
Ta powiescia nie da sie delektowac, gdyz jest za bardzo przerazajaca. Mysle, ze chodzilo przede wszystkim o ukazanie bezsensu tego, co sie wydarzylo w dzungli i bezsensu wojny jako takiej. Evans jest antybohaterem targanym przez cale zycie niepewnoscia . W koncu okazuje sie, ze tak na prawde to nie ciepienia w dzungli byly dla niego najgorszym przezyciem, ze zupelnie inne wydarzenie zawazylo na calej jego przyszlej egzystencji. W porównianiu z reszta literatury n.t. budowy Kolei Birmanskiej (chociazby "Miasteczko jak Alice" Neville'a Shute'a, "Most na rzece Kwai", "Król szczurów" Clavella etc), to duze odstepstwo od ogólnie przyjetych regul gry. W "Sciezkach" nie ma bohatera, z którym daloby sie sympatyzowac. Nie czytalam zadnych wywiadów z autorem, gdzie tlumaczylby on "co mial na mysli", ale sadze, ze powiesc na pewno zawiera watki autobiograficzne (ojciec Flanagana byl wiezniem w Birmie) i mozna by ja wpisac w nurt ksiazek pisanych przez drugie pokolenie ofiar wojny. Ksiazke przeczytalam po angielsku. Jest napisana stylem, który okreslilabym jako suchy w swojej dosadnosci i prostocie. Nie ma zadnych ozdobników, bo walczacy o przezycie nie dostrzegaja piekna swiata. Sa zagubieni, wiec nie do konca potrafia wyrazic to, co czuja. Na mnie "Sciezki" wywarly duze wrazenie, ale przyznam, ze temat IIWS w Azji jest moim konikiem. Szkoda, ze masz pozytywnych wrazen z tej lektury. A czytalas "Ogród wieczornych mgiel"?
OdpowiedzUsuńGłupio mi trochę, ze mi ta książka nie podeszła, bo tak ją polecałaś - ale cóż, ten temat na pewno nie jest moim konikiem, a i sposób w jaki pisze Flanagan niespecjalnie mi odpowiada. Niedawno Tarnina tez pisała recenzje i z niej wynika, ze pisarz faktycznie posiłkował sie przeżyciami swojego ojca, długo zgłębiał temat. Nie wiem, może za długo..."Ogrodu" nie czytałam, ale mam te książkę na polce i niedawno tez mi ja znowu polecano, wiec przymierzam sie do jej lektury.
UsuńŚwiat byłby nudny, gdyby nam wszystkim podobało się to samo! Ciekawe, czy Twoje wrażenia z "Ogrodu" będą lepsze.
UsuńSkończyłam czytać wczoraj i zastanawiam się o co całe to halo. Nuda i dłużyzny, fabuła niemal żadna, bohaterowie bylejacy. Za co te literackie nagrody przyznają to ja nie wiem. Strach pomyśleć jak beznadziejne musiał być te inne nominowane powieści, że Bookera zgarnął akurat Flanagan :)
OdpowiedzUsuń