Ukraina. Po obu stronach Dniestru
Piękna okładka, kredowy papier, w środku mnóstwo zdjęć... jaka jest Ukraina oczami Andrzeja Kępińskiego, dziennikarza, który kraj ten odwiedza od 2001 roku? To przede wszystkim Ukraina skomunizowana, zacierająca ślady polskości. Autor nawet niespecjalnie sili się na opisywanie teraźniejszości, skupia się na historii. Cofa się w czasy średniowieczne, wspomina powstanie Rusi, Kazimierza Wielkiego, Kozaków. Udowadnia raz po raz, że kiedyś nie było czegoś takiego, jak państwo ukraińskie (samo słowo ukraina oznaczało po prostu kresy, terytoria na pograniczu), że były to tereny niczyje, które w pewnym momencie dostały się pod polskie panowanie - i dobrze. I tak powinno pozostać, tymczasem Ukraińcy (a wcześniej Rosjanie i sowieci) manipulują historią, udają, że Polski tu nie było, albo że Polacy byli tylko najeźdźcami. Coś w tym na pewno jest, jednak książka Kępińskiego przesycona jest taką polską martyrologią i źle rozumianym patriotyzmem, że wywołało to we mnie niesmak. Wszystko tu jest czarno-białe. Ziemia splamiona polską krwią. Kępiński w kółko pisze o tym, jak Polacy zostali skrzywdzeni, zajmuje się wojnami, pogromami, cmentarzami, pomnikami... Rejestruje kto walczył ramię w ramię z Polakami, a kto przeciwko nam, kto kogo pobił, a kto został pobity. Przytacza patriotyczne pieśni. Kultywuje jakiś mit Rzeczypospolitej jako mocarstwa, którym mogliśmy być, gdyby nie.... Zadaje pytanie "dlaczego?", choć wydaje się, że odpowiedź dobrze zna: bo Ukraińcy są źli i nienawidzą nas, Polaków. Zarówno Ukrainą, jak i Polską rządzi UKŁAD. I oczywiście żąda zadośćuczynienia. Autor jest wyraźnie zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, wszędzie tropi jakieś machlojki, szuka obcych agentów i "pachołków Moskwy", w czym jako żywo kojarzy mi się z Antonim Macierewiczem. Już sam fakt, że dziennikarz Polskę (obecną) nazywa PRL-em Bis, mnie zniesmaczył i dał mi wyobrażenie, jakie poglądy reprezentuje. Czekałam tylko, aż się okaże, że autor jest monarchistą. Nie są to poglądy, które do mnie przemawiają. Nie znoszę oszołomstwa, ubarwiania, doszukiwania się we wszystkim spisku i zdrady. Siania niezgody i hucpy. Czytając to, miałam wrażenie czytania jakiejś nachalnej propagandy. Coś takiego budzi we mnie sprzeciw. Pamięć jest ważna, ale ileż można bić w ten bębenek, marudząc, że nie dostaliśmy tego, co nam się należy i że nas nie przeproszono. No nie przeproszono i raczej już nas nie przeproszą - takie życie, które musi toczyć się dalej. Ukraina jest młodym krajem, z tragiczną historią i trudną rzeczywistością. Fakt, że kiedyś były to polskie tereny nie zmienia tego, że teraz już nie są. Trzeba się z tym pogodzić, a nie jątrzyć, jak to robi Kępiński. Jak się dowiedziałam z lektury Barszczu ukraińskiego, ludzie na Ukrainie
nie znają własnej historii, ale to nie znaczy, że trzeba im od razu
przypisywać złe intencje. Ale dziennikarz wytyka im bezlitośnie terror, amnezję, zakłamanie. Niby ubolewa nad
tym, że Polskę i Ukrainę dzieli KORDON, ale w jego słowach jakoś nie
widzę chęci pojednania. No chyba że Ukraina znowu miałaby być zależna od
Polski? Na pewno obraz Ukrainy i jej historii nie jest u Kępińskiego obiektywny. A może zamiast biadolić nad cudzą polityką i wytykać komuś błędy, zajęlibyśmy się poprawianiem tego, co u nas nie funkcjonuje dobrze?
Mogłaby ta książka być kolejnym rozdziałem do Mordoru Szczerka, bo Kępiński odnotowuje tylko to, co na Ukrainie brzydkie: zdewastowane zabytki, dziurawe drogi, przede wszystkim zaś to, że nie ma w tym kraju należnych nam, Polakom, pomników. Specjalnych kontrastów tu nie widzę, wszystko jest be. Współczesna Ukraina jest oglądana przez autora tylko i wyłącznie przez pryzmat przeszłości i naszych do Ukrainy pretensji. Poza tym książka Kępińskiego jest po prostu nudna. Autor nie pisze w interesujący sposób, większość tej książki zajmują informacje historyczne, jak z podręcznika wyjęte (łącznie z wieloma cytatami z podręczników). Fakty, daty, nazwiska - głównie oczywiście wymachiwanie szabelką. Niemcy, Sowieci, banderowcy, rzezie, ludobójstwa... Polityka. Jasne, można o tym pisać, ale niech wtedy autor nie mydli czytelnikom oczu, że pisze o Ukrainie "po obu stronach Dniestru" sugerując książkę krajoznawczą. Nawet gdy mowa jest o jakichś zabytkach, czy krajobrazach (np. o Dniestrze) to jest to równie interesujące, jak lektura encyklopedii. Doszłam do wniosku, że obcowanie z tą książką można bez żadnej straty ograniczyć do zdjęć.
Andrzej Kępiński, Ukraina. Po obu stronach Dniestru, Wyd. Zysk i s-ka, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz Grunt to okładka
Gatunek: historyczna
Główny bohater: Ukraina
Miejsce akcji: Ukraina
Czas akcji: współcześnie i w przeszłości
Ilość stron: 440
Moja ocena: 2/6Andrzej Kępiński, Ukraina. Po obu stronach Dniestru, Wyd. Zysk i s-ka, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz Grunt to okładka
O matko i córko! A ja naiwnie wierzylam, ze w Polsce nie ma rewizjonizmu historycznego... Skad sie w ludziach tyle jadu bierze?
OdpowiedzUsuńA ja się niedługo na Ukrainę wybieram i mam nadzieję na mile spędzony czas. Chociaż ostrzegano mnie przed karaluchami, ale resztą mam być podobno zachwycona :P
OdpowiedzUsuń