Upalne lato Marianny
Upalne lato się już niestety skończyło, a ja nie miałam w planach czytania Upalnego lata Marianny,
jednak ogromna ilość pozytywnych opinii o tej powieści sprawiła, że się
w końcu skusiłam. I przyznaję, że nie żałuję, bo książkę przeczytałam z
niekłamaną przyjemnością, do czego zapewne walnie przyczynił się
specyficzny klimat wykreowany przez autorkę. Wydało mi się, że dużą
uwagę zwraca ona właśnie na stworzenie w książce całej otoczki,
atmosfery sielskiej polskiej wsi, na której ciągle żywe są jeszcze
tradycje sarmackie. Bogate ziemiaństwo i parobkowie, łany falującego
zboża, drogi, po których pomykają ciągle jeszcze konie, a nie
automobile, kolacje przy wyśmienitej polskiej kuchni. Beztroska młodego,
odrodzonego państwa. Trochę takie Downton Abbey w polskiej wersji. Robi
to tym bardziej wrażenie, że wiemy, że to wszystko niebawem się
skończy, że jest skazane na zagładę. To ostatnie lato przed wojną, a po
jej zakończeniu już nic nie będzie takie samo. I dopadały mnie takie
refleksje, że mimo iż nasze czasy obfitują w wiele udogodnień, że
zniknęło tak wiele ograniczeń, że mamy (przynajmniej w teorii) tę
równość, o którą tak walczyła Marianna, to szkoda, że tamte czasy,
mające w sobie tyle uroku, tak bezpowrotnie odeszły...
Osiemnastoletnia
Marianna jest uosobieniem młodości. Dopiero co zdała na prawo na
Uniwersytecie Warszawskim i zachłystuje się swoją „dorosłością”. Choć
wszyscy widzą w niej jeszcze dziecko, ona ma siebie już za kobietę. Jak
wszystkim młodym wydaje jej się, że świat stoi przed nią otworem, że uda
jej się zerwać ze skostniałymi tradycjami i żyć inaczej, niż starsze
pokolenia, że ona nigdy nie będzie stara. Nigdy! Ta młodość jest jakże
egocentryczna: nie obchodzą jej problemy innych, nie musi martwić się o
pieniądze, bo jest panienką z dobrego, zamożnego domu, nie interesuje
się tym, co się dzieje wokół niej; wojna – jaka wojna? Ważne jest tylko
to dziwne, świeżo obudzone uczucie do młodego wykładowcy prawa, które
obezwładnia Mariannę. Pełna temperamentu nastolatka, przyzwyczajona do
tego, że dostaje wszystko, o czym zamarzy, jest przekonana, iż zdobędzie
także obiekt swoich uczuć. Mimo niedoświadczenia rzuca się na główkę w
miłosną grę ze starszym partnerem. Ta miłość rozgrywająca się te 70 lat
temu, niczym się nie różni od porywów serca całych pokoleń nastolatek
żyjących przed i po Mariannie, o czym świadczą historie otaczających
bohaterkę kobiet. Ona się jednak nad tym nie zastanawia, a autorka
świetnie oddaje te dziewczęce nastroje. Marianna jest beztroska, naiwna,
zachwycona swoją dorosłością, ale wkrótce przekonuje się, że dorosłość
to nie tylko wolność i uczucia przyprawiające o dreszczyk ekscytacji,
ale również niesprawiedliwość, ciemne sprawki i ból. To lato, które tak
pięknie się zaczęło dało Mariannie pierwszą bolesną lekcję takiej
niepożądanej dorosłości.
Ta
polska przedwojenna prowincja wydała mi się trochę anachroniczna, a
styl w jakim pisze Katarzyna Zyskowska-Ignaciak nieco egzaltowany. Te
wszystkie „panie” i „panowie”; czy osiemnastolatki wtedy naprawdę były
takie nieuświadomione? Lecz tak to chyba rzeczywiście wtedy było, a
opowiadana historia, skoro jest oparta na wspomnieniach rodzinnych
pisarki musi mieć odbicie w rzeczywistości. Ta powieść dotyka dosyć
uniwersalnych problemów, jakimi są udręki miłości oraz ich konsekwencje,
ponoszone głównie przez kobiety. Mimo upływu lat nie tak wiele się w
tym względzie zmieniło. Poza tym dorastanie zawsze niestety wiąże się z
utratą złudzeń i jest – w taki, czy inny sposób – bolesne.
Byłam przekonana, że Upalne lato Marianny
to typowe czytadło, jednak mile się rozczarowałam – świetnie uchwycony
klimat tamtych lat oraz autentyczne postaci głównych bohaterów, to
główne zalety powieści. Marianna może nie jest zbyt sympatyczna z tym
zapatrzeniem w siebie, ale taka właśnie jest młodość... Pisarka w lekki
sposób pisze o trudnych, życiowych sprawach, z którymi każdy (każda) z
nas może się identyfikować. Można tylko westchnąć, jak Gabriela: miłość
jest ślepa - nie posłucha głosu rozsądku starszych i mądrzejszych –
każdy musi się o tym przekonać na własnej skórze.
Komentarze
Prześlij komentarz