Targi Książki w Katowicach

Byłam na Targach Książki w Katowicach i muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowana.  W niczym nie przypominało to tych tłumów, jakie widziałam w zeszłym roku w Krakowie. Pewnie jestem naiwna, nie powinnam w ogóle tego porównywać, ale samo się narzucało. Na sali pustki, większość stoisk to stosika „okołoksiążkowe”, wydawnictw bardzo, bardzo mało.  Próżno szukałam moich ulubionych: Wydawnictwa Literackiego, czy Znaku. Czyżby większość oficyn uznała, że do Katowic nie warto przyjeżdżać? Zrobiło mi się przykro, ah jak bardzo przykro. Rozumiem, że Katowice to nie Warszawa, ale czy naprawdę wszystko, co ciekawe musi odbywać się w stolicy, ewentualnie w Krakowie? Czy Śląsk jest za mały, by urządzić na nim równie dobrą imprezę? W takich momentach czuje się, że mieszka się na prowincji – nie dlatego, że to małe miasto, ale dlatego, że inni traktują twoje miasto jak prowincję. I nie mam tu absolutnie pretensji do organizatorów, raczej bardziej do tych, którzy uznali, że tu nie ma sensu się pokazywać. Liczyłam też na taką akcję wymiany książek, jaka była na warszawskich targach – też na próżno. Przytachałam trzy książki, dwie prawdziwe cegły:


Duży plus za to, że blogerzy książkowi mogli wejść na targi za darmo (po rejestracji), o czym chyba warszawskie czy krakowskie targi nie pomyślały.  To dbanie o klientów, ale przede wszystkim oznaka, że to ludzie piszący o książkach w internecie naprawdę liczą się w środowisku literackim. Powiedziałabym nawet, że duża liczba imprez towarzyszących organizowanych właśnie pod blogerów zamieniła targi w imprezę nie tyle dla zwykłego czytelnika, ale właśnie dla osób „z branży”. Sama wpadłam raczej na chwilę, w piątek po popołudniu, obejście wszystkiego zajęło mi raptem pół godziny. Nie wiem, może w sobotę i niedzielę było lepiej. 
W każdym razie żal, że to tak wypadło, bo nie wiem, czy w tym roku będę miała okazję być w Krakowie.

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później