Etiopski maratończyk, Ayanleh Makeda zostaje na olimpiadzie w Pekinie oskarżony o stosowanie dopingu. W wyniku tego biegacz po prostu znika ze sceny: zostają mu odebrane medale, a on sam wraca w niesławie do kraju, gdzie zostaje powołany do wojska i wysłany na front. Tam przypadkowo spotyka go francuski dziennikarz Frederic i zainteresowany zaczyna drążyć… Odnajduje żonę Makedy, dociera do jego fizjoterapeutki, kontaktuje się ze swoimi przyjaciółmi, dziennikarzami sportowymi. Okazuje się, że sprawa Makedy została zatuszowana, bardzo szybko ucichła, mimo iż odpowiednie władze były w posiadaniu informacji, wyjaśniających pojawienie się niedozwolonego środka w organizmie sportowca. Tymczasem życie nie tylko jego, ale i jego rodziny legło w gruzach. Ze sportowych wyżyn, mieszkania w Paryżu, Makeda w błyskawicznym tempie został strącony na powrót do biednego życia w Afryce, bez żadnych perspektyw. Co gorsza, stało się to praktycznie bez słowa; w jednej chwili Makeda i jego żona stali się personami non grata.

To opowieść o odrzuceniu i wielkiej życiowej porażce. Wprost niebywałe jest, z jakim stoickim spokojem Makeda przyjmuje to, co mu się przytrafiło. Choć bieganie było dla niego jak oddychanie, nie stara się walczyć z nieszczęściem i niesprawiedliwością. Los dał i los odebrał… Było, minęło, nie rozmawiajmy już o tym. Wcale nie chce niczego wyjaśniać. Również władze Etiopii zachowują się tak, jakby nie miało to dla nich żadnego znaczenia, w myśl dewizy, że w Etiopii jest tylu dobrych biegaczy, że kiedy pozbędziesz się jednego, zaraz znajdziesz dziesięciu innych.

Ostatni wyścig to książka bardzo nostalgiczna: znajdziemy w niej wiele, bardzo wiele opisów przyrody, a sama akcja jest niespieszna i często odbiega od głównego wątku. Wraz z Frederikiem odwiedzamy etiopskie miasteczka, pustynie rozpalone słońcem, ale i dowiadujemy się, że Etiopia to ojczyzna naszej pramatki, a nawet ukochany kraj Artura Rimbauda. Afryka jest nie mniej ważnym bohaterem Ostatniego wyścigu, co Makeda. To Afryka pogrążona w ciągłych wojnach, zaprzątnięta codzienną walką o przetrwanie, Afryka dystansująca się i jakby bojąca się tego świata „białego człowieka”, co widać w postawie samego biegacza. Makeda sam zdecydował się wejść w świat „białych”, czyli sportu wyczynowego, grać według ich zasad, więc uważa, że nie może mieć teraz pretensji o to, co się stało. To jest być może Afryka niezrozumiana przez nas, jak twierdzą recenzenci książki Hatzfelda. Niezrozumiały dla nas jest spokój maratończyka, jego brak ambicji, pogodzenie się z losem. To, co go spotkało zastanawia… jak tak można? Może Makeda nie chce o tym rozmawiać, ponieważ przeżył tak wielką traumę? Czy należy go podziwiać za siłę, żeby iść dalej, mimo niepowodzenia, zdolność do przystosowania się, czy też żałować, bo się poddał?

Historia ta byłaby wstrząsająca, gdyby była prawdziwa… Tymczasem Ostatni wyścig to powieść, a maratończyk Ayanleh Makeda jest postacią fikcyjną. Opisywana afera nie miała miejsca. I w takim świetle traci to siłę rażenia. Co więcej, sądząc z opinii o tej książce – wiele osób dało się wprowadzić w błąd i było przekonanych o tym, iż mają do czynienia z literaturą faktu. No bo: wydawnictwo Czarne, Jean Hatzfeld, znany jako autor reportaży… Ja również początkowo byłam o tym przekonana - znawczynią lekkoatletyki nie jestem, więc nazwisko biegacza mogło mi się nie obić o uszy, ale moje wątpliwości wzbudził fakt, iż narratorem książki jest jakiś Frederic, a nie sam autor. W opisie z tyłu można wprawdzie odnaleźć informację, iż jest to powieść, ale trzeba się mocno wczytać. Dlatego dosyć się na tej lekturze zawiodłam. Gdyby to był reportaż – doceniłabym go za literacki styl i za ciekawą historię, ale jako powieść, wypada to dosyć słabo. Brakuje emocji, brakuje prawdziwych – nie papierowych – bohaterów. Makeda jest dosyć niewiarygodny. Leniwa narracja i drobiazgowe opisy afrykańskich krajobrazów robiły na mnie wrażenie, jakby Frederica w gruncie rzeczy bardziej interesowały własne podróże, niż los maratończyka. W prawdziwym świecie w grę wchodziłyby też duże pieniądze, tymczasem Makeda jest biedakiem… Samo bieganie opisywane jest w bardzo górnolotnych słowach, doprawdy nie wiem, czy Afrykańczycy robią z tego aż takie wielkie „halo”. To bardziej nostalgiczna opowieść o „dziwności” Afryki, niż historia o sporcie, na jaką liczyłam i która mnie do tej książki przyciągnęła.

Jean Hatzfeld, Ostatni wyścig, Wyd. Czarne, 2013

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później