Kobieta w klatce
Czasami
cieszę się, że nie mam tak bogatej wyobraźni, żeby zostać pisarką.
Cieszę się, bo nie przychodzą mi do głowy takie historie, jakie opisuje
Jussi Adler-Olson. Nie jestem pewna, czy pisarza nie budzą nocą
koszmary, a na ulicy nie ogląda się ciągle za sobą, bo wszystko się może zdarzyć...
Kobieta w klatce jest pierwszą częścią serii o Departamencie Q. Ponieważ wcześniej zdążyłam przeczytać Zabójców bażantów
– nie lubię czytać serii od końca, ale tak się zdarzyło - wyjaśniło mi
się, skąd wziął się Departament Q oraz – co mnie najbardziej frapowało –
tajemniczy arabski współpracownik Carla Morcka. Nowy departament został
utworzony trochę po to aby pozbyć się Morcka. Podkomisarz jest świetnym
policjantem, ale jest też zrzędliwy i upierdliwy. Zostaje więc
„zesłany” do piwnicy do prowadzenia nierozwiązanych spraw pod specjalnym
nadzorem. Cold case. Ze stosu akt, jakie zostają mu przydzielone,
Morckowi wpada w ręce sprawa zaginionej przed 5-ciu laty
parlamentarzystki Merete Lynggaard. Policja jest przekonana, że Merete
od dawna nie żyje, choć nigdy nie znaleziono jej ciała. My – to znaczy
czytelnik – wiemy, że tak nie jest, że Morck szuka żyjącej osoby, stąd Kobieta w klatce jest właściwie thrillerem, nie kryminałem, co czyni ją podwójnie emocjonującą.
Powieść
wciąga, a właściwie zasysa od pierwszej strony – i nie odpuszcza,
dopóki jej nie skończymy. Pytanie kto jest sprawcą wisi nad czytelnikiem
podobnie jak nad Morckiem. Pojawiają się różne podejrzenia, ale są one
zbyt enigmatyczne, czytelnik wie tyle, ile policja. W końcu następuje
iluminacja i elementy układanki wskakują na właściwe miejsce. Nie
oceniam kryminału po tym, czy byłam w stanie odgadnąć kto zabił, na 3
sekundy przed detektywem – nie o to chodzi. Ważniejsze dla mnie jest,
czy sprawca i jego motywy są prawdopodobne. I tu muszę stwierdzić, że
motywy zbrodni, opisanej w Kobiecie w klatce, z
psychologicznego punktu widzenia są dla mnie mocno wątpliwe: tzw.
normalni ludzie tak nie postępują, a przecież nie każdy człowiek jest
psychopatą. Postrzegam to jako minus całej opowieści.
Szalenie
podoba mi się styl, w jakim pisze Duńczyk Adler-Olson: jest dynamiczny,
żywy i bardzo wyrazisty. Również wykreowane postaci głównych bohaterów
posiadają konkretną osobowość. Komisarza Morcka cechuje dociekliwość,
skuteczność w działaniu, nie opuszcza go również dość sarkastyczne
poczucie humoru. Morck rzeczywiście działa, szuka, zbiera ślady – to nie
jest tak, jak w wielu innych kryminałach, że sprawa rozwiązuje się
„sama” - przez przypadek albo działalność innych osób – a policjanci
gonią własny ogon i filozofują.
Po zapoznaniu się z obydwoma dotychczas wydanymi w Polsce częściami serii o Departamencie Q, czekam na ciąg dalszy.
Jussi Adler-Olson, Kobieta w klatce, Wyd. słowo/obraz terytoria, 2011
Komentarze
Prześlij komentarz