Wielki krąg
Wszystko zaczyna się na początku XX wieku, kiedy dość nietypowa para staje się rodzicami bliźniąt, Marian i Jamiego. Los chce, że dzieci trafiają pod opiekę wuja, mieszkającego na wsi, w Montanie i zajmującego się malarstwem. Będącego też hazardzistą i pijakiem. Tam też Marian ma pierwszy raz styczność z samolotami – prymitywnymi maszynami jeszcze – i zapragnie sama nauczyć się latać. Co oczywiście wydaje się marzeniem nie do zrealizowania, nie tylko ze względu na brak środków, ale głównie to, że Marian jest kobietą. Wyczyny pilotek pokroju Amelii Earhart budziły sensację, ale na zasadzie wyjątków, a nie osiągnięć równoprawnych z męskimi (a większość z nich popadła już dziś w zapomnienie).
Główna bohaterka jest postacią bardzo niezależną, chodzącą swoimi ścieżkami – co rozumie się samo przez się – ale też dość nieoczywistą, nie zawsze dającą się lubić i której motywy nie zawsze były jasne. Co było dla mnie ok, bo przecież większość ludzi doświadcza chaosu, pogubienia życiowego, sprzecznych pragnień i emocji – podobało mi się, że autorka właśnie w ten sposób kreuje lotniczkę. Równolegle – choć już nie tak szczegółowo Maggie Shipstead opowiada o bracie – bliźniaku Marian, który też doświadczył swojej porcji okropności losu. Jamie jest utalentowanym artystą, malarzem. Przyznaję, że jego postać ujęła mnie bardziej, niż postać lotniczki z uwagi na jego wrażliwość szczególnie w stosunku do cierpienia zwierząt, motyw nieczęsty, a na pewno nie w tamtych czasach… Wreszcie mamy też intrygującą postać przyjaciela Marian – Caleba, pochodzenia rdzennego – i ich dość skomplikowaną relację, trwającą przez całe życie.
Autorka nie szczędzi swoim bohaterów ciosów, choć te koleje losu nie wydawały mi się niczym nietypowym: dawniej życie mało kogo było usłane różami. Bieda, dyskryminacja kobiet, wojna, to przecież historia XX wieku. Zresztą o czym miałaby być powieść, gdyby nie ludzkie dramaty? Nie było to łatwe życie. A wydawało mi się, że Wielki krąg będzie powieścią raczej lekką i optymistyczną, gdy tymczasem okazało się, że jest ona bardzo smutna w swojej wymowie. Co uświadomiłam sobie, czytając o tym, jak Marian nauczyła się latać. Było możliwe dzięki bogatemu mężczyźnie, który się nią zauroczył - łatwo domyślić się jego motywów, choć początkowo na to nie wyglądało… No ale summa summarum jest to znowu historia męskiej opresji, mężczyzny, który pod fasadą „miłości” dąży tylko do zdominowania kobiety, zamknięcia jej w klatce i zmuszenia jej do robienia tego, czego życzy sobie mąż. Same old story, co jest tym bardziej tragiczne w przypadku tak wolnego ducha, jakim jest Marian. W gruncie rzeczy jest to również historia groomingu, co wzbudza dodatkowy niesmak – przecież Marian była jeszcze dzieckiem, gdy spotkała owego mężczyznę – dorosłego przecież, dwa razy od niej starszego... Niestety takie rzeczy kiedyś, a i dziś też, nie należą do rzadkości.
Marian Graves jest postacią fikcyjną, ale fikcyjne nie są inne kobiety, które w pierwszej połowie XX wieku zajęły się pilotowaniem samolotów – ku wielkiemu niezadowoleniu mężczyzn. M.in. prawdziwą postacią jest Jackie Cochran, wspomniana w powieści, Amerykanka, która zorganizowała kobiece wsparcie dla RAF w czasie II wojny światowej. Latanie pod szyldem ATA, rozprowadzanie samolotów, opisane w Wielkim kręgu to część historii tej wojny; można o tym poczytać w książce Kobiety w kokpicie, gdzie autor opisuje jak traktowano wtedy kobiety-pilotki:
Skoro ponad 500 z trudem zdobytych godzin nalotu wystarczało aż z naddatkiem, by wsadzić do Spitfire’a mężczyznę, czemuż nie miałoby wystarczyć w przypadku kobiety?Czyli jak zwykle. Zresztą po wojnie, mimo tego, że kobiety dowiodły swojej kompetencji, również nie chciano zatrudniać ich jako pilotek samolotów, o czym wzmiankuje Shipstead.
W ostatecznym rozrachunku nikt nie znalazł odpowiedzi na to pytanie, lecz latem 1940 roku wielu urzędników, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, uważało, że (…) „kobiety nie są w stanie pilotować szybkich, skomplikowanych, ciężkich samolotów myśliwskich. Nie są do tego odpowiednio zbudowane ani usposobione”.
Nie jest to powieść bez wad. Największą, moim zdaniem, jest wątek współczesny, przeplatający się z biografią Marian. W wątku historycznym była jakaś pasja - temu współczesnemu kompletnie jej brak. Jest to dość banalna historia o hollywoodzkiej aktorce, Hadley Baxter, kręcącej film o Marian. Szczerze mówiąc w ogóle mnie to nie interesowało (wszystkie opowieści o celebrytach wyglądają z grubsza tak samo, obfitując w alkohol, narkotyki, romanse i płytkie dylematy życiowe), bohaterka jest antypatyczna, podobieństwa między jej życiem a życiem Marian są naciągane, a wątek ten nie ma tu żadnej wartości dodanej. Część tych rozdziałów o Hadley po prostu pominęłam, bez żadnego uszczerbku dla odbioru reszty fabuły. Na szczęście ta współczesna narracja zajmuje niewiele stron – może jakąś 1/10 część Wielkiego kręgu. Niektóre inne wątki też wydają się nadmiarowe, a dorzucenie wątku LGBT wydało mi się już kompletnie zbędne i sztuczne, na zasadzie, że to modne i musi być w każdej współcześnie pisanej powieści. Czy naprawdę? Wreszcie, wydało mi się, że byłoby lepiej, gdyby zakończenie autorka pozostawiła bardziej otwarte.
Jest Wielki krąg powieścią ambitną, bo dość szeroko zakrojoną na kilkadziesiąt lat, pełną szczegółów z życia Marian (opartą na biografiach prawdziwych lotniczek) oraz scen mających oddawać magię latania. Momentami można czuć tym faktycznie przesyt. I choć jest to powieść – jak by nie było o lataniu – to jednak na pierwszy plan wysuwa się po prostu trudna biografia głównej bohaterki, wyprzedzającej poniekąd swoje czasy, walczącej z uprzedzeniami płciowymi i tym, że nie żyje według schematu (właściwie to równie dobrze można by losy Marian wpleść w jakieś inne zajęcie, jak wspomniane żeglarstwo czy cokolwiek, co mogli robić mężczyźni, a do czego nie dopuszczano kobiet). Fajnie jednak, że autorka idzie pod prąd i tworzy coś innego, niż książkę z romantycznymi wątkami, jakimi można by się spodziewać po tej tematyce.
Ostatecznie opowieść ta tchnie melancholią i smutkiem. Smutna jest samotność towarzysząca bohaterce, mimo tego, że ma ona ludzi, którzy o nią dbają, to zawsze się od nich oddala. Jeszcze chyba smutniejsze są koleje losu jej brata... Marian pod koniec dojdzie do wniosku, że wszystkim wokół siebie przynosiła nieszczęście. Spełnianie marzeń też nie zawsze prowadzi do szczęśliwego finału, czego na ogół nie mówią nam podręczniki samorozwoju.
Gatunek: powieść historyczna
Komentarze
Prześlij komentarz