Atlas dziur i szczelin

Idzie wiosna, przyroda budzi się do życia, a tę miejską przyrodę obserwuje autor niedużej książeczki, jaką jest Atlas dziur i szczelin. Co można zobaczyć w mieście, i to jeszcze głównie w Warszawie, która naprawdę betonozą stoi, i trudno uświadczyć tam w letni dzień kawałka skwerku czy parczku, gdzie można odpocząć.  Co to za świat, w którym nie ma ptaka, owada ani ziół? Gdzie dzieje się obecność tylko jednego gatunku? - pyta autor. A jednak. Michał Książek wykazuje się jednak niebywałym zmysłem obserwacji, wrażliwością, a też cierpliwością i spokojem z nutą rezygnacji - również w stosunku ludzkiej bezmyślności i wrogich działań wobec natury. Zachwyca miłość autora do przyrody, nawet najmniejszego listka, robaczka czy gałązki mchu, ukrytego w zabetonowanej miejskiej przestrzeni. A ile tu cennych informacji… Książek popularyzuje w tej publikacji też pojęcia z dziedziny biologii; dzikarium, wydepczysko, zimowla, hibernakulum… Po raz pierwszy zetknęłam się z tu pojęciem odpad termiczny: 

Nadmiar temperatury w budynku, emitowany na zewnątrz przez uchylone okno, klimatyzator albo przegrzaną ścianę. Odpady termiczne mogą sumować się w SZTUCZNY UPAŁ. Można porównać je do zanieczyszczenia światłem lub smogiem.

Niestety książka taż smutna, bo pokazuje jak bardzo tę przyrodę zawłaszczyliśmy, odebraliśmy jej przestrzeń i jeszcze ją dobijamy, strzelając sobie tym w kolano. Jakże trafne są spostrzeżenia autora dotyczące tzw. "rewitalizacji", które zawsze jakoś dziwnym trafem kończą się kostką brukową; niekończących się remontów, krawężników; mnie naprawdę bolało serce, kiedy czytałam o usychających drzewach, wyrywanych samosiejkach, czy ptakach, którym zabrano “dom”. A przecież nie muszę o tym czytać, wystarczy, że wyjdę z domu, zaraz widzę kolejne przykłady tego typu “rewitalizacji”.

Remont - kompulsywna reakcja homo sapiens na dziury, przeciek wody, owocnik grzyba. Nie jest jednorazową czynnością, jest raczej postawa wpisaną w los człowieka. (...) Remont nigdy się nie kończy, gdyż nie to jest celem remontujących. Celem jest ustawiczne naprawianie, kopanie, zasypywanie. Burzenie i budowanie. A także obrót pieniędzmi.
Moment, kiedy wielbiciele kostki brukowej dostrzegają związek pomiędzy uszkodzonym korzeniem a wywróceniem się drzewa, będzie równie rewolucyjny dla społeczeństw jak ten, kiedy człowiek zrozumiał związek seksu z zapłodnieniem.
Trudno żyje się biofilowi w "kraju, który nienawidzi drzew." Wreszcie wybrzmiało, iż Drzew w miastach, poza nielicznymi wyjątkami, nie powinniśmy już w ogóle wycinać. Przyroda niestety ciągle przegrywa w starciu z człowiekiem i żarłocznym kapitalizmem. Dla wielu ludzi, w tym naszych włodarzy miast przyroda to nadal element wrogi, który trzeba usunąć, bo kojarzy się z brudem, chaosem, kiedyś groźnym, dziś już poskromionym na tyle, że tylko przeszkadza w ludzkich planach. A oni by chcieli wszystko pod linijkę, żeby było czysto, schludnie i “ładnie”. Równiutko skoszona trawa (nieważne że zaraz wysuszona), wybetonowane alejki, zamiecione liście, drzewka postawione w szpalerze… i weź tu tłumacz raz za razem...  W ogóle wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach taka postawa - wroga w stosunku do przyrody zasługuje na miano jakiejś “-patii”. Co trzeba mieć w głowie, żeby zabetonowywać gniazda z pisklętami??  Ptaki, drzewa, owady… nie mają takich refleksji (może na szczęście) - one tylko próbują przetrwać.

Łatwiej raz do roku pryskać, niż kilkakrotnie wyrywać. Najtrudniej zaś zostawić w spokoju.
Nawet zwierzęta mają mieszkać tam, gdzie my tego chcemy (symptomatyczne rozdziały o pszczołach). Oprócz dendrofobii Polscy cierpią też na trypofobię. Dziura musi być zatkana (ciekawe, że nie tyczy się to dziurawych chodników). Dziuple są naturalnym elementem drzew, wcale nie jakąś patologią, tymczasem “w decyzjach administracyjnych o usunięciu drzewa dziupla jest podawana jako wystarczający powód wycinki”. Po czym okazuje się, że w mieście nie da się żyć, bo jest tak gorąco i nigdzie nie ma skrawka cienia.

Na zajezdni placu Defilad, gdzie nie ma ani jednego drzewa, o 14 w pełnym słońcu wyświetlacz pokazuje 47 stopni. Oczekujący na autobusy nie mają gdzie się skryć, dogorywają więc na kamiennej płycie, doświadczając na pewno wyższej temperatury, niż termometr: czujnik jest z błyszczącego metalu, nie nagrzewa się w słońcu, w przeciwieństwie do ciemnej odzieży niektórych podróżnych.
I tak to właśnie wygląda.. Idzie lato, kolejne pewnie z rekordami temperatury... 

Bardzo polecam tę książeczkę wszystkim mieszkańcom miast. Brakuje tylko zdjęć miejsc, o których pisze autor.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny temat: przyroda w mieście
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 304
Moja ocena: 5/6
 
Michał Książek, Atlas dziur i szczelin, Wydawnictwo Znak Literanova, 2023


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później