Jeden z najbardziej “czytanych” reportaży 2022 roku pokazuje inne oblicze Kanady, kraju który przecież jest kojarzony jako jedne z najlepszych miejsc do życia na świecie. Tymczasem okazuje się, że i tu istnieją bieda i wykluczenie społeczne, niestety wiążące się najczęściej z rdzennym pochodzeniem. Od czasu, jak w XIX wieku ziemia została odebrana autochtonom, władze Kanady zrobiły bardzo wiele, by wyrugować kulturę Indian, a jeśli się tego nie dało zrobić - po prostu się ich pozbyć. Przesiedlano ich, zapędzano do rezerwatów, a dzieci odbierano i umieszczono w niesławnych szkołach z internatem. Długotrwały wpływ, jaki miał biały człowiek - kolonizator, na pierwotnych mieszkańców Kanady, niestety odbił się na nich bardzo niekorzystne, tak że do dziś borykają się oni z systemowym wykluczeniem. Ich problemy są ignorowane, tak jak masowe znikanie rdzennych kobiet, mające miejsce w Kolumbii Brytyjskiej, opisane właśnie w Autostradzie łez

Pomiędzy miasteczkami położonymi wzdłuż rzeczonej autostrady brak transportu publicznego, pozwalającego na dogodne poruszanie się po okolicy (brzmi jakoś znajomo), a rdzennych Kanadyjczyków często nie stać na własny samochód, więc jedynym sposobem poruszania się pozostaje autostop. A autostop jak wiadomo to kuszenie losu, zwłaszcza w przypadku młodych kobiet. No więc nic dziwnego, że wiele z nich “znika”, po czym odnajduje się ich ciała, a często nawet i tego nie - po prostu ślad po nich ginie. I tak od wielu lat, a władze Kanady nie kwapią się, by coś z tym zrobić. Poszukiwania zaginionych i śledztwa w sprawie ich śmierci są prowadzone od niechcenia, tworzone są raporty "do szuflady", a proste w sumie zalecenia mające na celu ograniczenie tego zjawiska są niewdrażane. Bo niespecjalnie obchodzi to kogokolwiek, poza zrozpaczonymi rodzinami zaginionych dziewczyn i kobiet. Bo społeczeństwo już się do tego “przyzwyczaiło”....

Niewątpliwie temat jest ważny i pokazuje niestety, że w XXI wieku, nawet w jednym z najlepszych krajów na świecie, rasizm i seksizm mają się dobrze. Nawet w Kanadzie są równi i równiejsi. Fakt, że przez tyle czasu problem ginących i mordowanych ludzi jest odkładany na półkę, bo przecież to "tylko jakaś Indianka" i na pewno tylko “gdzieś wybyła”, jest skandaliczny. Albo, że "narkomanka". Kiedy ginie jakieś białe dziecko (nie daj boże chłopiec), albo biała kobieta - żyje tym cały kraj, na poszukiwania wydawane są ogromne środki. Ale ktoś z Pierwszych Narodów? Odpowiedzcie sobie sami jak to wygląda. Jak w ogóle można się "przyzwyczaić" do zbrodni i do życia z tą zbrodnią za rogiem? Zadziwia również, że w Kanadzie ludzie żyją w takiej biedzie, że nie stać ich na samochód, będący jakby nie było jedną z podstawowych potrzeb, jak się mieszka na pustkowiu, gdzie nie ma transportu publicznego. A to dlatego, że tak naprawdę rdzenni mieszkańcy Ameryki zostali zepchnięci na margines społeczeństwa i nadal są dyskryminowani. Straszne to jest, że odebrano im ich ziemie, miejsce do życia, ale także kulturę, tradycje, obyczaje. Przez co stali się niezdolni do kierowania własnym życiem, często popadając w patologię - która jest im zarzucana. Ale przecież to biały człowiek do tego doprowadził! Najbardziej wstrząsającym fragmentem tej książki był właśnie ten, w którym mowa była o tym, jak Indian asymilowano i wtłaczano na siłę w kanony europejskiej, patriarchalnej kultury (zgoła innej, w której żyli Indianie). Według której kobieta jest oczywiście na samym końcu “łańcuszka”, najmniej ważna - co przekłada się na takie, a nie inne podejście wobec rdzennych kobiet.

Reportaż pouczający, tym niemniej bardzo ciężko (sic!) mi się go czytało i nie zaliczam go do szczególnie udanych. Za dużo dygresji i szczegółów, które niespecjalnie mnie interesowały. A to życiorysy zaginionych do trzeciego pokolenia wstecz, a to historia kanadyjskiej policji, a to opisy miasteczek na rubieżach Kanady. W szczególności znudziły mnie wielostronicowe relacje z marszów protestacyjnych, które w sumie niewiele wnosiły do tematu. Bardzo dużo nazwisk, co daje taki efekt, że nie kojarzy się już nikogo i żadna historia nie wciąga i nie angażuje tak, jak powinna. Mało było takich fragmentów, które czytałam z autentycznym zaciekawieniem, tak jak wspomniany wyżej fragment (krótki niestety) o polityce kolonizatorów. Moim zdaniem reportaż napisany w mało interesujący, nudny sposób. Kudy McDiarmind do kultowego już reportażu Joanny Onoszko, który wielu pozostawił wstrząśniętych i zmieszanych...

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: Kanada i Rdzenne Narody
Miejsce akcji: Kanada
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 384
Moja ocena: 3,5/6
 
Jessica McDiarmind, Autostrada łez, Wydawnictwo Relacja, 2022

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później