Autostrada łez
Pomiędzy miasteczkami położonymi wzdłuż rzeczonej autostrady brak transportu publicznego, pozwalającego na dogodne poruszanie się po okolicy (brzmi jakoś znajomo), a rdzennych Kanadyjczyków często nie stać na własny samochód, więc jedynym sposobem poruszania się pozostaje autostop. A autostop jak wiadomo to kuszenie losu, zwłaszcza w przypadku młodych kobiet. No więc nic dziwnego, że wiele z nich “znika”, po czym odnajduje się ich ciała, a często nawet i tego nie - po prostu ślad po nich ginie. I tak od wielu lat, a władze Kanady nie kwapią się, by coś z tym zrobić. Poszukiwania zaginionych i śledztwa w sprawie ich śmierci są prowadzone od niechcenia, tworzone są raporty "do szuflady", a proste w sumie zalecenia mające na celu ograniczenie tego zjawiska są niewdrażane. Bo niespecjalnie obchodzi to kogokolwiek, poza zrozpaczonymi rodzinami zaginionych dziewczyn i kobiet. Bo społeczeństwo już się do tego “przyzwyczaiło”....
Niewątpliwie temat jest ważny i pokazuje niestety, że w XXI wieku, nawet w jednym z najlepszych krajów na świecie, rasizm i seksizm mają się dobrze. Nawet w Kanadzie są równi i równiejsi. Fakt, że przez tyle czasu problem ginących i mordowanych ludzi jest odkładany na półkę, bo przecież to "tylko jakaś Indianka" i na pewno tylko “gdzieś wybyła”, jest skandaliczny. Albo, że "narkomanka". Kiedy ginie jakieś białe dziecko (nie daj boże chłopiec), albo biała kobieta - żyje tym cały kraj, na poszukiwania wydawane są ogromne środki. Ale ktoś z Pierwszych Narodów? Odpowiedzcie sobie sami jak to wygląda. Jak w ogóle można się "przyzwyczaić" do zbrodni i do życia z tą zbrodnią za rogiem? Zadziwia również, że w Kanadzie ludzie żyją w takiej biedzie, że nie stać ich na samochód, będący jakby nie było jedną z podstawowych potrzeb, jak się mieszka na pustkowiu, gdzie nie ma transportu publicznego. A to dlatego, że tak naprawdę rdzenni mieszkańcy Ameryki zostali zepchnięci na margines społeczeństwa i nadal są dyskryminowani. Straszne to jest, że odebrano im ich ziemie, miejsce do życia, ale także kulturę, tradycje, obyczaje. Przez co stali się niezdolni do kierowania własnym życiem, często popadając w patologię - która jest im zarzucana. Ale przecież to biały człowiek do tego doprowadził! Najbardziej wstrząsającym fragmentem tej książki był właśnie ten, w którym mowa była o tym, jak Indian asymilowano i wtłaczano na siłę w kanony europejskiej, patriarchalnej kultury (zgoła innej, w której żyli Indianie). Według której kobieta jest oczywiście na samym końcu “łańcuszka”, najmniej ważna - co przekłada się na takie, a nie inne podejście wobec rdzennych kobiet.
Reportaż pouczający, tym niemniej bardzo ciężko (sic!) mi się go czytało i nie zaliczam go do szczególnie udanych. Za dużo dygresji i szczegółów, które niespecjalnie mnie interesowały. A to życiorysy zaginionych do trzeciego pokolenia wstecz, a to historia kanadyjskiej policji, a to opisy miasteczek na rubieżach Kanady. W szczególności znudziły mnie wielostronicowe relacje z marszów protestacyjnych, które w sumie niewiele wnosiły do tematu. Bardzo dużo nazwisk, co daje taki efekt, że nie kojarzy się już nikogo i żadna historia nie wciąga i nie angażuje tak, jak powinna. Mało było takich fragmentów, które czytałam z autentycznym zaciekawieniem, tak jak wspomniany wyżej fragment (krótki niestety) o polityce kolonizatorów. Moim zdaniem reportaż napisany w mało interesujący, nudny sposób. Kudy McDiarmind do kultowego już reportażu Joanny Onoszko, który wielu pozostawił wstrząśniętych i zmieszanych...
Gatunek: reportaż
Komentarze
Prześlij komentarz