Nie jestem fanką Houellebecq’a - uważam, że jest sporo racji w powiedzeniu, że “jak przeczytasz jedną jego książkę, to tak, jakbyś przeczytał wszystkie”: autor generalnie ciągle pisze o tym samym. Krytykuje współczesną cywilizację, swoimi bohaterami czyniąc mężczyzn w średnim wieku, przechodzących kryzys egzystencjalny. Relacje międzyludzkie traktuje instrumentalnie i bez empatii, a jeśli chodzi o kobiety to legendarny już jest mizoginizm obecny w powieściach francuskiego pisarza. A Francja z jego powieści to nie “ta Francja”: elegancka i rozmiłowana w joie de vivre (choć akurat w Unicestwianiu mamy trochę ładnych krajobrazów). No trudno, bym do niego żywiła sympatię. Poczułam się namówiona na Unicestwianie opiniami zgodnie mówiącymi o tym, że tym razem jest inaczej, że tym razem do sławnego łelbekowskiego pesymizmu wkrada się też nutka nadziei, a nawet (sic!) romantyzmu. Uważam je za przesadzone...

Bo znowu mamy to samo: faceta w średnim wieku, z klasy średniej, któremu generalnie dobrze się powodzi, ale o którym trudno powiedzieć, by jego życie miało jakąś głębię. Z najbliższą rodziną nie utrzymuje bliższych kontaktów, z żoną tylko mieszka, ale nie rozmawia… Z tego marazmu wyrywa go wieść o kłopotach rodzinnych: ojciec miał udar. Faktycznie, fabuła tej powieści skupia się właśnie na sprawach rodzinnych bohatera, w które musi się on bardziej zaangażować, co skutkuje też ociepleniem relacji z żoną. Na tym tle wątek o atakach terrorystycznych, jakie od czasu do czasu mają miejsce, a w których rozwikłanie jest zaangażowany Paul, wypada blado. Mógłby być z tego thriller polityczny, mogło być ciekawie, ale autor nie idzie w tę stronę i z książki robi się takie obyczajowe czytadło. Takie mam poczucie: Unicestwianie to takie “ambitne czytadło”: ambitne, bo przecież autor jest zaliczany do współczesnej czołówki mistrzów pióra, a czytadło, bo tak naprawdę lektura nie sprawia większych problemów, nie jest to jakaś wyrafinowana proza, wręcz przeciwnie. Jeśli chodzi zaś o “refleksje” w niej zamieszczone, to nie ma w nich nic odkrywczego - podsumowałabym je jako narzekania boomera. Upadek cywilizacji, trudne czasy, rozpad więzi społecznych, lepiej już było, bla bla bla…no i ta biedna Francja w ruinie. Do tego bohater “odkrywa”, że jest śmiertelny (ale nawet mimo tego autor nie może sobie darować wulgarnych wzmianek o seksie) i w tym strachu przypomina mu się o zaniedbanej miłości… Tylko, że relacja Paula z jego żoną wygląda na opartą głównie na seksie. Tyle jeśli chodzi o romantyzm. 

Wydaje się, że w Unicestwianiu Houellebecq odpuścił z seksizmem. Ale czy na pewno? Kobiety w tej powieści to pielęgniarki, kucharki, ewentualnie prostytutki lub urzędniczki niższego szczebla… w firmie technologicznej, która przewija się na kartach oczywiście pracując sami faceci; uderzył mnie opis jednego z nich: w brudnym dresie, z przetłuszczonymi włosami (co nikomu nie przeszkadza)… kto go zatrudnił i jakież to są jego cudowne umiejętności, że usprawiedliwiają taki wygląd. I czy kobieta też mogłaby tak przyjść do pracy?

Co do nadziei, jaka rzekomo jest obecna w Unicestwianiu - hm, moim zdaniem ta książka jest przepojona pesymizmem nie tylko dotyczącym otoczenia, ale również sensu ludzkiego życia jako takiego i świetnie wpisuje się w nurt nihilizmu, a nawet momentami antynatalizmu. Nicość, marność nad marnościami…  Podobnie Paul nie ma woli życia. Ja dziękuję za taką “nadzieję”. Wiecie, sama jestem raczej pesymistką i widzę więcej problemów, niż rozwiązań, ale właśnie dlatego potrzebuję ludzi, którzy by mnie podnosili na duchu, a nie dołowali jeszcze bardziej. Tej roli na pewno nie spełnia Houellebecq - i myślę sobie, że jeśli ktoś szuka nadziei, to jest mnóstwo książek, w których można ją znaleźć, a nie doszukiwać się jej w czarnowidztwie Francuza. Poza tym to, co jest nowe dla Houellebecq'a, wcale nie jest takie nowe dla innych…

Nigdy tego nie robię: nie utożsamiam autora z jego dziełami, ale w przypadku Houellebecq'a jakoś samo się narzuca. Bo jeśli pisarz/artysta cały czas korzysta z tym samych schematów, a jego dzieła są przepojone tym samym duchem, to moim zdaniem najwięcej mówi to o nim samym. W powieściach Francuza widzę zgorzkniałego człowieka, któremu nie podoba się świat, w jakim żyje (i to mimo, że pisze o kraju rozwiniętym i bogatym). Może Francja jest już na etapie Cesarstwa Rzymskiego w dobie upadku, przeżartego dekadencją i nudą? Bo jak się czyta literaturę z tego kraju, to można odnieść takie wrażenie. Wieszczenie upadku tego świata jest jakże charakterystyczne dla starszych ludzi - którzy zapominają, że tak, być może świat jaki znają zniknie, ale nie znaczy to, że świat w ogóle przestanie istnieć. Houellebecq'a okrzyknięto nawet “prorokiem” - serio? Każdy, kto interesuje się współczesnym światem może “prorokować” to samo (tylko mało którego proroka się słucha)... Ale w Unicestwianiu chyba autor wykazuje się przesadnym optymizmem, jeśli wydaje mi się, że w tym nowym, nadchodzącym świecie, władzę nadal dzierżyć będą politycy… Rzecz jasna fakt, że do Paula dociera, że się starzeje także musi być odbiciem nastroju autora, szykującego się już niemal do grobu, skoro zapowiedział, że to jego ostatnia książka (jakże kontrastuje to z postawą innych, starszych nawet artystów, chociażby Stephena Kinga). Wiem, trudno złapać dystans do własnej śmiertelności (zwłaszcza w naszych czasach, kiedy przedstawia się ją jako coś wstydliwego)...

Niektóre fragmenty tej powieści mi się podobały, przyznaję, i tyczy się to refleksji natury historycznej, czy też opisów francuskiej prowincji, które dają trochę wytchnienia od pesymizmu, zawartego w Unicestwianiu. Ale czy to mi wynagradza negatywny ładunek zawarty na kartach tej książki? Szczególnie do wiwatu dała mi końcówka - a co przeczytane nie da się “odprzeczytać”. Tytuł przynajmniej jest adekwatny.

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Paul Raison
Miejsce akcji: Francja
Czas akcji: nieodległa przyszłość
Ilość stron: 624
Moja ocena: 3/6

Michel Houellebecq, Unicestwianie, Wydawnictwo W.A.B., 2022

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później