A jeśli jesteśmy złoczyńcami

Siedmioro przyjaciół (?) studiuje aktorstwo na elitarnej akademii teatralnej. Wystawiają wyłącznie sztuki Szekspira. Pewnego dnia, po hucznie zakrapianej imprezie jedno z nich ginie. Sprawa jest podejrzana, ale show must go on, jak to się mówi…

Tak możnaby streścić fabułę tej powieści. Sami przyznacie, że niewiele. Szekspir, modny teraz klimat “dark akademia” (kiedyś mówiło się "powieść uniwersytecka", a jej prekursorem był David Lodge) i zagadka domniemanego morderstwa - okazuje się, że to nie zawsze wystarcza, by napisać dobrą książkę. Przede wszystkim bardzo, bardzo kiepsko nakreślone są postaci głównych bohaterów - chyba nie czytałam jeszcze książki, gdzie ten aspekt byłby na tak słabym poziomie. Autorka wyszła z założenia, że nada im etykietki, rodem ze sztuk teatralnych (femme fatale, główny protagonista, czarny charakter, statysta, ect) i… na tym poprzestała. Informacje o tych ludziach są naprawdę szczątkowe. Przy czym autorka rzuca czytelnika od razu na głęboką wodę, przedstawiając wszystkich naraz i nie wprowadzając w relacje, jakie są między nimi. Skutek jest taki, że postaci zlewają się ze sobą, a ich losy nie obchodzą czytelnika, bo nie wiemy kim oni są i co nimi kieruje. (Wyjątkiem jest tu tylko narrator, bo przecież jego oczami poznajemy tę historię i mamy nawet jakieś mikre fragmenty dotyczące jego rodziny). Do tego dochodzą postaci drugoplanowe - nauczycieli - o których wiemy tyle, że są.. Może pomógłby tu spis postaci, jak w każdej sztuce - tego jednak zabrakło. 

Zamiast na wykreowaniu wiarygodnych postaci autorka skupia się na opisywaniu scenerii i tworzeniu “atmosfery” - opisów pokojów, otoczenia, scenografii teatralnych jest tu od groma, i faktycznie owa “atmosfera” jest - Rio bardzo się stara, by Teatr złoczyńców przywodził na myśl czy to Harry Pottera czy Tajemną historię. Tyle, że nic poza tym. Czekałam, aż coś “zaskoczy”, aż fabuła się rozkręci i wciągnę się w nią, aż zacznie się dziać coś ciekawego poza przepychankami między bohaterami i opisami prób teatralnych, ale się nie doczekałam… Napięcie owszem, rośnie, do momentu śmierci jednego z aktorów, ale potem [nadal] nic się nie dzieje… Zaryzykuję stwierdzenie, że cała druga połowa książki, te dwieście prawie stron, nic nie wnosi, ani do rozwiązania zagadki śmierci bohatera, ani do bliższego poznania bohaterów. Służy to tylko autorce, zafascynowanej Szekspirem, do opisu kolejnych sztuk tego dramaturga i sypania cytatami z nich (to, że bohaterowie w zwykłych rozmowach mówią do siebie tekstami z Szekspira, jest jakże pretensjonalne). Role, jakie odgrywają bohaterowie w tych przedstawieniach też nie mają żadnego przełożenia na wydarzenia (a można by się było tego spodziewać), są wykreowane sobie a muzom. I tak naprawdę sens ma tylko kilka ostatnich stron, gdzie wreszcie następuje pewne odkrycie relacji między protagonistami i próba wyjaśnienia ich zachowania. Tylko że to jakby za mało na prawie 400 stronicową powieść. I szczerze mówiąc niewiele mnie to już na tym etapie obchodziło.


Wracając jeszcze do głównego wątku, jakim było morderstwo i jego wyjaśnienie, to cały ten wątek kryminalny jest wyjątkowo nieudolnie stworzony - w tym kto ginie nie ma żadnej niespodzianki, a potencjalnym sprawcom brak po prostu motywu. Sekwencja zdarzeń, jaka doprowadziła do tej tragedii wydała mi się po prostu pozbawiona logiki. Co powiązane jest z tym, że psychologia postaci leży tu i kwiczy.  Nie bez kozery na początku tego tekstu postawiłam znak zapytania po słowie przyjaciele. Oto mamy kilkoro osób, które przestaje ze sobą od kilku lat i, jak sami twierdzą, przyjaźni się ze sobą, a nawet - że są jak "rodzina". Nagle jedno z nich zaczyna zachowywać się dziwnie i agresywnie - a pozostali z automatu obwołują go wrogiem, co prowadzi do jego śmierci. Nikt po nim specjalnie nie płacze. Przedstawienia odbywają się dalej. Zero jakiejś pomocy psychologicznej dla tych studentów (co generuje naturalne konsekwencje opisane w książce, przynajmniej tu autorka zachowała jakieś pozory realizmu). Nasuwa mi się pytanie, czy gdybyście wy przyjaźnili się z kimś, to nie byłoby logiczne w razie jakichś problemów porozmawiać z tą osobą, wyjaśnić, co się dzieje, udzielić pomocy? Bo tak chyba zachowują się przyjaciele. Może ta osoba miała problemy osobiste, albo zdrowotne? Ale nie, tu nie ma takiej myśli, jest motyw friends to enemies - tylko właściwie nie wiadomo dlaczego. Gość zaczął odstawać, więc pozostali postanowili się go pozbyć. Serio? To co dzieje się potem też za bardzo nie wskazuje, by bohaterowie wykazali się jakąś pogłębioną refleksją co do swojego zachowania. Cóż, Teatr złoczyńców to nie powieść psychologiczna, a coś, co stara się być kryminałem, ale dzieje się to wszystko w XX wieku, a nie w XVI... Być może miało to odzwierciedlać uproszczenia stosowane przez Szekspira, w którego sztukach też przecież dochodzi do błyskawicznych przemian protagonistów i błyskawicznych tragedii, także na pozór pozbawionych logiki. Jednak aby przyjąć takie wyjaśnienie nie wystarczy, by bohaterowie przemawiali do siebie wierszem…

Ostatnia sprawa to ta, że jeśli ktoś nie lubuje się w Szekspirze i nie zna jego dzieł, to będzie tu totalnie pogubiony. Tymczasem w książce brak jest przypisów - tłumaczka wyjaśnia to tym, że “odciągałyby one od lektury”. Według mnie bardziej odciąga od lektury brak zrozumienia fabuły i konieczność guglowania sobie informacji. W sumie, w licznych opiniach nie widzę, by ktoś podnosił ten temat, więc może to nie jest takie ważne? Nie wydaje mi się, by czytelnicy i czytelniczki tej książki znali Szekspira na wyrywki, więc może wystarczył sam klimat, a mniejsza o sens? 

Z Shakespeare'em chodzi o to, że jest tak elokwentny... Wypowiada to, czego wypowiedzieć się nie da. Ujmuje smutek triumf, uniesienia i gniew w słowa, w coś, co potrafimy zrozumieć. (...) Można usprawiedliwić wszystko, jeśli zrobi się to wystarczająco poetycko.

Właśnie. Ale nie każdy jest Szekspirem... Nie mam pojęcia, skąd o Teatrze złoczyńców tak entuzjastyczne opinie, bo to było po prostu nudne i pozbawione głębi.  Ot, dość nieudolna próba naśladownictwa Donny Tart. Tylko, że Rio zapomniała, że siłą Tajemnej historii są wiarygodne postaci. W sumie sporo wyjaśnia informacja, że jest to powieść, w której “zakochał się TikTok” .. Po prostu wiele hałasu o nic. 

Metryczka:
Gatunek: kryminał/sensacja
Główny bohater: siedmioro studentów
Miejsce akcji: USA
Czas akcji: lata 90-te XX wieku
Ilość stron: 432

Moja ocena: 2/6

M.L.Rio, A jeśli jesteśmy złoczyńcami, Wydawnictwo Must Read, 2023 (pierwsze wydanie pt. Teatr złoczyńców, Wydawnictwo Świat Książki 2017)

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później